-
Postów
415 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
2
Typ zawartości
Profile
Forum
Wydarzenia
Treść opublikowana przez Josh the Boy
-
To zadam takie pytanie - a czemu nie? No, chyba że atrakcyjniejszą perspektywą wydaje się łażenie przez dwadzieścia pięć części Yakuzy po tym samym, lekko zliftingowanym mieście? To tak jakby wszystkie odsłony GTA miałyby się dziać w Liberty City. Kiedyś wszystko się przeje, pytanie tylko kiedy. Stara formuła serii Resident Evil też trzymała się bardzo długo, ale w końcu przyszedł czas, że gracze mieli dosyć tego samego czerstwego gameplayu i nadeszły poważniejsze zmiany, dzięki czemu przy okazji RE4 seria zyskała sporo na świeżości, a co za tym idzie - na grywalności. Dokładnie tak samo było z Tomb Raiderem czy po części z Castlevanią. W przypadku Yakuzy nie zależy mi na całkowitym przemodelowaniu gameplayu, ale chociaż na jakichkolwiek zmianach - większym rozbudowaniu systemu walki, całkowicie nowych miejscówkach, historii z innymi bohaterami. Bo tak, to powoli seria zaczyna osiągać punkt maksymalnej stagnacji i przynajmniej mi już zaczyna wychodzić bokiem.
-
Osobiście odpuściłem sobię Yakuzę po drugiej części. Wizja ponownego śmigania po tym samym mieście (lenistwo twórców, aż wylewa się z ekranu), wcielenia się po raz kolejny w daremnego Kazumę i męczenia się ze sztywnym, niezmienionym od wieków system walki nie wydaje mi się specjalnie zachęcająca. Fabuła, klimat i żywotność to jedno, ale schematyczny oraz szablonowy gameplay są dla mnie nie do zaakceptowania.
-
Wszystkie, bo tak naprawdę nie ma słabych Silentów (pomijam wszelakie dziwolągi w stylu celowniczków). W szczególności polecam trójkę , Shattered Memories i ostro hejtowanego (niesłusznie moim zdaniem) Homecoming. Wyborna wiadomość. Nie wyobrażam sobie multiplayera w takiej grze.
-
Nigdy w życiu nie dałbym tyle za telefon, nie ważne jak bardzo dobajerowany. Zabawka dla nadzianych szpanerów IMO.
-
Gracze narzekają na spadającą na łeb na szyję animację podczas walk - jak dla mnie gruba przesada, może nie jest super płynnie, ale dynamika oraz sam power walk i tak powalają na kolana.
-
Kręci mnie ta gra niesamowicie (dodam, że nigdy wcześniej z Socomem nie miałem do czynienia), a partyjki w multi niemalże śnią mi się już po nocach Może nie od razu przy premierze, ale kupić, to na pewno kupię.
-
Uczeń Czarnoksiężnika - lekka przygodówka ze skopaną mordą Nicolasa Cage na drugim planie (na szczęście śliczna Teresa Palmer i niektóre efekty specjalne nieco nadrabiają wrażenia estetyczne). Można się trochę pośmiać i rozluźnić, taki film na niedzielny obiad. 7-/10 Bękarty Wojny - Tarantino w całkiem niezłej, chociaż z pewnością nie najwyższej formie. Świetne postacie, genialne dialogi i trochę dobrego, czarnego humoru + fajne zakończenie przedstawiające alternatywą wersję wydarzeń. Chociaż momentami film ma tendencję do przynudzania (mógłby być z pół godziny krótszy), to generalnie nieźle się go ogląda. Pitt dukający swoje imię po włosku miażdży. 8-/10 Social Network - obejrzałem do połowy i dałem sobie spokój (co robię bardzo rzadko notabene). Odrzuciła mnie tematyka (geneza powstania Facebooka, lol), główny bohater, chyba najbardziej wk*rwiający kolo jakiego widziałem od początku mojej przygody z kinematografią i morda Timberlake'a. W to miejsce mógłby powstać kolejny "Se7en", ale najwyraźniej Fincher woli się marnować przy pseudo-biografiach. Oceny z oczywistych względów nie wystawiam.
-
Sandboksowy charakter, a więc nieliniowość i rozgrywka wypełniona masą zadań, bonusów i smaczków, żywy świat zaludniony rozmaitymi indywiduami oraz wszelakim rodzajem fauny, duży nacisk położony na eksplorację i walki, nawet motyw reputacji (tutaj mega ograniczony, ale jednak). Przy okazji uczepiłeś się niewłaściwego zdania, bo w niezacytowanym do końca fragmencie to drugie zdanie stanowiło tutaj sedno. Akurat dla mnie możliwość wpływania na wydarzenia fabularne, to jeden z najlepszych motywów w grach wideo i nie wydaje mi się, żeby wprowadzenie tego do RDR'a mogłoby w jakikolwiek sposób popsuć scenariusz - kto by chciał, to przechodziłby grę w sposób przewidziany dla dobrego bohatera (tak jak jest w oryginale), a komu nie podobałaby się pipowatość Johna robiłby to w inny, nieco mniej bohaterski sposób. Całkowicie wyjęty spod prawa, wredny i twardy, naznaczony nagrodą za głowę kowboj brzmi znacznie ciekawiej niż szukający odkupienia ex-bandyta (alias ciepła klucha). Wielka szkoda, że nie dano możliwości wcielenia się właśnie w taką postać, tym bardziej, że wprowadzenie czynnika reputacji i osadzenie gry w realiach Dzikiego Zachodu (raczej mało wesołe czasy) aż się o to prosiło. Bez tego mamy co najwyżej przeciętną historyjkę, w dodatku umiejscowioną w nieciekawym przedziale czasowym (zmierzch tego okresu), z kilkoma niezłymi postaciami, które dźwigają na swoich barkach cały ciężar fabularny (bo przecież nie robią tego sporadyczne zwroty akcji). Pamiętam jak swego czasu w PE przy okazji Zgrentgena Ural ostro krytykował tą produkcję, jednak ostatecznie wystawiając jej całkiem porządną notę (8+ bodajże). Kończąc granie RDR'a jestem skłonny zgodzić się z jego opinią w 100%.
-
Znacie jakieś fajne filmy w stylu Uncharted? Indiego i Mumię już widziałem, ponoć Krwawy Diament z DiCaprio też jest w ten deseń. Ostatecznie nie musi być plądrowania grobowców, ale posmak przygody, zawadiacki główny bohater i lekka dawka humoru już jak najbardziej. Ewentualnie jakiś nowszy horror. Ale nie slasher tylko coś co faktycznie straszy.
-
30 odmiennych questów (po 15 dla dobrej i złej postaci), różne reakcje przechodniów, kilka zupełnie inaczej działających skillów, inne zakończenie i wygląd miasta po przejściu gry - Infamous. Nagrody za wykonane zadania, sympatia zwykłych ludzi lub bandytów - RDR. Jasne, rzeczywiście Red Dead wypada lepiej... Wbrew pozorom te gry więcej łączy niż różni. Poza tym to chyba oczywiste, że ludzie wybierając grę roku muszą zestawiać ze sobą najróżniejsze nawet gatunkowo tytuły, oceniając ich wady i zalety i na tej podstawie wybierając ten jeden najlepszy. Jak dla mnie całościowo New Vegas prezentuje się lepiej od produkcji Rockstar. Nie jako przygodówka fabularna, ale po prostu jako gra sama w sobie.
-
chyba, że coś przeoczyłem
-
Infamous to też nie jest RPG, ale jakoś tam dało się wprowadzić wybory moralne, a nawet odmienne questy, specjalne skille i różne zakończenia w zależności od stylu gry. Samą rozgrywkę jak i scenariusz jak najbardziej i tutaj dałoby się zrobić nieliniowe, efekt byłby znacznie ciekawszy, no ale... trzeba by było się bardziej wysilić. Jak już napisałem - zmarnowany potencjał. Z jednej strony udana fizyka, realistyczne efekty na przeciwnikach (+ bardzo fajne doznania wizualne), z drugiej fakt jak oddziałowuje to na rozgrywkę - to, że w innych grach przeciwnicy nie giną po jednej kulce na klatę nie jest byle wymysłem developera, ale przede wszystkim wpływa to na trudność rozgrywki. W RDR wrogowie padają jak muchy i w połączeniu ze slow-motion, Dead Eye'em i regeneracją czyni to z gracza istną maszynę do zabijania przedzierającą się przez całą grę bez najmniejszych problemów. Coś za coś, najwyraźniej. Czytaj wszystko i ze zrozumieniem. Widać, że irytuje Cię moja krytyka tej gry, ale tak samo mnie irytuje przesadne spuszczanie się nad nią. Po tych wszystkich opiniach spodziewałem się jednak produkcji równającej wszystko z ziemią, dostałem natomiast produkt dobry, być może nawet świetny, ale przyrównując np. do ukazanego w tym samym roku Fallouta: New Vegas odstający w wielu elementach. IMO temu drugiemu (znacznie mniej notabene docenionemu) bardziej należy się tytuł gry roku 2010. To fakt, skupiam się tutaj głównie na wadach RDR'a, chociaż zalet też mógłbym trochę wymienić (vide rozległość terenu, voice-acting, ilość atrakcji, zadań i bonusów do zaliczenia, multiplayer w kooperacji). Mimo wszystko naprawdę daleki jestem od nazywania tej gry crapem.
-
Alone in the Dark: Inferno + sporo niecodziennych patentów + apokaliptyczny klimacik + muzyka + wymaga korzystania z szarych komórek - elementy samochodowe - debilna fabuła, ucięte zakończenie - masa bugów 8=/10 Need for Speed: Hot Pursuit + model jazdy oraz świetne uczucie prędkości + śliczne trasy + autolog + możliwość wstawienia własnej play-listy + udany powrót do korzeni - irytujący momentami handicap - słaby soundtrack 9- /10 Mafia II + wciągająca gangsterska opowieść + klimat + dobry balans między jazdą i strzelaniem + strona audio - piekielnie niska żywotność - pozbawiona głębi postać Vito 8/10
-
No, skoro takie naiwne usprawiedliwienie Ci wystarczy to ok, ale jak dla mnie można było tak poprowadzić scenariusz, żeby umożliwiał pełną możliwość wyboru między ścieżkami bohatera i bandyty - właśnie tym bardziej że Marston w przeszłości do świętych nie należał i powrót do złego "ja" dało się naprawdę elegancko wpleść w fabułę. Poza tym skoro już dali motyw reputacji, to trzeba było go wykorzystać należycie, a nie z góry narzucać dobrą postać i oferować złudne wrażenie wyboru. Zmarnowany potencjał IMO. RDR podobnie jak w większości GTA występuje masa komiksowych, przerysowanych i groteskowych bohaterów i chociaż trafia się też sporo poważniejszych postaci, to jednak ta zdziwaczała, nieco irytująca plejada w połączeniu z banalnym Marstonem psuje dla mnie ogólny efekt. Ogólnie źle to ująłem, bo pojawia się tu wiele niecodziennych indywiduów i trudno mi obiektywnie stwierdzić, że postacie są kiepskie, po prostu sporo z nich nie trafia w mój gust. Widzisz, a dla mnie to już nawet w Uncharted wymiana ognia prezentuje się bardziej emocjonująco, że o innych grach, mocniej stawiających na ten element nawet nie wspomnę. W Red Dead strzelanie jest banalne i pozbawione charakteru, między innymi ze względu na żałośnie niski stopień trudności (spowalnianie tempa, regeneracja w 5 sekund, masa osłon), ot można spokojnie biegać sobie po placu i bez problemu sadzić headshoty za jednym razem zabijając połowę przeciwników, potem na chwilę schować się za kamykiem i powtórzyć zabieg kończąc tym samym imprezę. Dead Eye z kolei to sromotna porażka, która jeszcze bardziej zuboża strzelanie (nie trzeba nawet wysilać się z namierzaniem). Pomijam już, że samemu strzelaniu brakuje jakiegokolwiek powera - waląc ze strzelby odnoszę wrażenie jakbym pykał z plastikowej zabawki dla dzieci plującej kulkami, a nie z ciężkiego żelastwa strzelającego prawdziwymi nabojami. Zresztą, tak zawsze było w GTA (w czwórkę nie grałem, więc nie jestem pewien), tak jest i tutaj. Nie pamiętam już nawet kiedy tak beznamiętnie pociągałem za spust. Oczywiście, że tak. Ale tylko pod warunkiem, że grasz jedną ręką pozbawioną trzech palców i z zamkniętymi oczami Czy się tak bardzo odróżniają, to nie jestem pewien, ale generalnie do fizyki nie mam żadnych zarzutów. Co do klimatu i scenerii, to już bardziej kwestia subiektywna, dla mnie te całe pustynne tereny - pola, góry, kopalnie, okazjonalne mieściny z kilkoma budowlami na krzyż - zwyczajnie wieją nudą i w żadnym stopniu nie zachęcają do eksploracji. Widokowi leniwie wschodzącego słońca o poranku trudno odmówić uroku, ale nie rekompensuje to długich minut spędzonych na mozolnym poruszaniu się z punktu a do punktu b i gapieniem się na bezkresne tereny wypełnione skałkami, kaktusami i innym badziewiem, które wszędzie wyglądają tak samo.
-
Marston jest jałowy do bólu (świętoszkowaty ex-bandzior, ehehehe.. heh...), strzelaniny to miks najbardziej oklepanych motywów (cover-system, kamerka znad ramienia, bullet time), dodatku brak im jakiegokolwiek charakteru, fabuła prezentuje się co najwyżej przeciętnie (przydałyby się częstsze i mocniejsze zwroty akcji, ciekawsze postacie), większość zadań opiera się na schemacie - długi dojazd na zlecenie, w międzyczasie sucha gadka z kompanami, następnie wybicie wszystkich przeciwników (co po pewnym czasie zwyczajnie nuży), a tematyka, aż prosi się o wprowadzenie motywu "dobry/zły bohater", chociażby czegoś takiego jak w inFamous. Od razu zaznaczę, że pomimo tych wszystkich wad nie uważam RDR za grę kiepską. Jednak z drugiej strony daleko mi też do nazywania jej hitem na jaki to tytuł RZEKOMO zasługuje. I nie, z mojej strony to nie jest żaden trolling, nie próbuję was w żaden sposób podpuścić czy wywołać jakiejś śmiesznej wojenki. Po prostu przedstawiam swoje zdanie na temat gry. Możecie się z nim zgodzić lub nie, mówiąc kolokwialnie - mam to w d*pie.
-
10 godzin grania i natarczywie nasuwające się skojarzenie - jakaś uboga beta wersja Fallouta. Nużące strzelaniny, masa schematycznych misji, poziom trudności (żenada, po prostu nie da się zginąć), nudne scenerie (jak to na dzikim zachodzie przystało), przeciętna strona dźwiękowa, jałowa postać Marstona, brak możliwości kształtowania postaci (dobry/zły) i coś tam jeszcze. Gra roku 2010? Proszę was....
-
Bayonetta, Mass Effect 2, Castlevania:Lords of Shadow, a jeżeli lubisz bijatyki 1on1 i nie masz jakiejś nieuzasadnionej awersji do anime, to nawet się nie zastanawiaj tylko bierz Naruto: Ultimate Ninja Storm 2.
-
Film raczej przegadany (początek dobry, ale później cała masa smęcenia), z głupawą fabułą, bardzo słabym głównym bohaterem i ogólnie byłby mega przeciętny gdyby nie: - niesamowite wykonanie wizualne (świat wewnątrz matrycy, efekty) - muza Daft Punk - Olivia Wilde jestem skłonny wywindować nieco ocenę. 7=/10
-
Zapodajcie coś od Lyncha. Mullholand Drive i Lost Highway już widziałem, teraz wolałbym coś z deko mniej mindfuckowego.
-
Zakończenie? Ha ha ha, fakin good one Poświęciłem się i wydałem te kilkadziesiąt złotych, ale szczerze nikomu nie polecam tego robić. Lepiej już wydać tą kasę na nowe gacie, albo po prostu wyje'bać przez okno. 2-3 godziny grania, kalka rozgrywki z oryginału (poza nową lokacją nie dodano w zasadzie nic) Sama gra ogólnie dobra, ale zdecydowanie nie jest to poziom trylogii Piasków Czasu. Dobrze, że skończyło się na jednej części i już przy FS wrócono do sprawdzonych rozwiązań.
-
Pomijając, że w HR historia momentami kupy się nie trzyma, a samego grania tu niewiele więcej niż w drugim emgieesie, to i tak jest to w mojej opinii znacznie bardziej wartościowy tytuł niż K3. Takich gier jak Killzone jest całe mnóstwo, HR natomiast to swego rodzaju rarytas. Ja bym się nie zastanawiał.
-
On tu w ogóle pisze? W ogóle kurde, jaka troska. Najpierw na szałcie, teraz temat specjalnie założono
-
Mi też te językowe rozkminy wydają mi się ciut przesadzone.
-
Ja jakoś zrozumiałem bez problemu,
-
No to Deadly Premonition, nie ma bata.