-
Postów
415 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
2
Typ zawartości
Profile
Forum
Wydarzenia
Treść opublikowana przez Josh the Boy
-
Ceny niektórych z tych gierek, to lekka przesada. Ile w przybliżeniu zajmuje przejście Shanka, bo właśnie rozważam zakup, ale z drugiej strony szkoda by mi było wydać 5 dych na grę na 2 godziny?
-
Żenująco niski? Na tej generacji? Że niby za kadencji ps2 czy psx'a było pod tym względem lepiej (czyt: trudniej)? JRPG'i nigdy specjalnie nie porażały zaawansowanym poziomem trudności, ale na tym polu takie tytuły jak FFXIII czy RoF wypadają zadziwiająco dobrze.
-
Ja bym raczej zaczął od klasyki: Vagrant Story, Chrono Cross, Persona, wcześniejsze Finale - zapewniam, że przy tych grach bawiłbyś się znacznie lepiej niż przy dzisiejszych erpegach. Ale jeżeli koniecznie już musi być coś dostosowanego do współczesnych standardów, to polecam Tales of Vesperia oraz wymienianego tutaj Resonance of Fate - najlepsze role playing tej generacji. Wczoraj skończyłem FFXIII. Jako, że szczęśliwie od dawna wiedziałem czego się spodziewać, obyło się bez większego rozczarowania, a nawet trochę pozytywnie się zaskoczyłem. Oczywiście doświadczony potężną falą krytyki ze strony samych graczy, jak i mało spektakularnymi ocenami recenzentów nawet przez chwilę nie oczekiwałem hitu na miarę takiego FFIX czy FFXII, ale już co najmniej solidnego erpega jak najbardziej. I dokładnie takiego dostałem. Maksymalnie liniowe levele, prosta jak drut ścieżka rozwoju bohaterów, brak jakiejkolwiek swobody w ustalaniu składu drużyny - nie ma się co szczypać, ograniczenia stawiane początkowo graczowi porażają i stanowią jednocześnie największą wadę tej gry. Nawet w późniejszym etapie rozgrywki niewiele się w tej materii poprawia (Grand Pulse, to jedna wielka zmyłka, a postaciom chociaż odblokowują się wszystkie klasy, to i tak niemożliwym jest zrobienie np. ze Snowa magika, a z Vanille postaci fizycznej), tak więc w zasadzie do samego końca trzeba męczyć się z szeroko pojętą liniowością (w tym przypadku Square-Enix zdaje się na nowo definiować to pojęcie). Ogólnie gra mocno cierpi na brak ciekawych atrakcji (zero mini-gierek, zagadek logicznych, zróżnicowanych questów), tak więc całość spada na barki starć z przeciwnikami, które notabene zajmują jakieś 90% gry (reszta to oglądanie filmików). I rzeczywiście byłaby tragedia, gdyby walki nie sprawowały się kozacko. Ale na szczęście tak właśnie się sprawują, dzięki czemu wciąż możemy mówić o bardzo dobrej grze. Osobiście system ten uważam za najlepszy w serii, o ile nie za jeden z najlepszych w gatunku RPG w ogóle. Jest dynamicznie, niesamowicie widowiskowo, a co najważniejsze przemyślanie i wymagająco. Nie ma mowy o sadzeniu przez cały czas taktyki "attack, attack, heal, attack, attack, heal..." czy spamowaniu summonami, tym razem trzeba grać z głową, a z dostępnych skillów robić możliwie najlepszy pożytek (tym bardziej kiedy ma się do czynienia z potężnymi bossami). Dość powiedzieć, że przez dobre 60 godzin trwania gry trudno znudzić się walkami, chociaż pojawiają się one dosłownie co krok. Kolejnym bardzo mocnym punktem "trzynastki" jest oprawa - miażdżąca grafika (modele postaci, efekty podczas potyczek, design i rozmach niektórych lokacji) oraz doskonała strona audio (muzyka, zawodowy voice acting), FFXIII to zdecydowanie jedna z najładniejszych i najlepiej wpadających w ucho produkcji na current-geny. Nieco nierówno z kolei wypada scenariusz - z jednej strony genialna pierwsza połowa (spora dawka dramatyzmu, świetnie budowane relacje między postaciami, motywy jakich seria jeszcze nie widziała), z drugiej to co się wyprawia od momentu wylądowania na Grand Pulse (nuda i schemat). Mimo wszystko ze względu właśnie na mistrzowskie pierwsze 30 godzin jestem skłonny historię FFXIII uznać na plus. Generalnie wcale nie dziwie się totalnym fanom serii równającym ten tytuł z ziemią, wszak od Fajnali należałoby wymagać czegoś więcej niż tylko świetnego systemu walki, w miarę dobrej fabuły i wspaniałej oprawy (nomen omen, nie da się ukryć, że brakuje większej dawki eksploracji, a przedstawiony świat mocno odbiega od poprzednich dokonań S-E na tym polu), mi to jednak w zupełności wystarczyło, aby bardzo przyjemnie spędzić 60 godzin w świecie "trzynastki". Hitu tym razem niestety nie ma, ale - jak już wcześniej zaznaczyłem - kawał solidnego erpega jak najbardziej tak. 8/10
-
Wszystkie dobre. Sam nie jestem żadnym wielkim fanem wyścigów, ale mimo to muszę przyznać, że NFS wciąga nieziemsko, DS z kolei przyciąga oldschoolowym posmakiem (hardkor), a Batman spokojnie może konkurować z najlepszymi grami tej generacji. Suma summarum podobnie jak goście wyżej - polecałbym Batmana.
-
Skończyłem FFXIII, biorę się za Mass Effecta i Shanka.
-
nowy DMC nowy Silent FF Versus XIII FF XIII -2 (chociaż wolałbym Resonance 2) MGS Rising Drake's Deception nowy Tomb Raider
-
Jeżeli chodzi o DB, to nic nie przebije francuskiego dubba. Darcie ryjów podczas przemian i głos Vegety - mistrzostwo.
-
Ograniczenie swobody gracza (liniowość lokacji i niedorobione Crystalium) oraz mała liczba bonusowych atrakcji, to zdecydowanie największe grzechy trzynastki, ale w moim mniemaniu odpokutowuje ona to po części rewelacyjnymi walkami, całkiem niezłą fabułą i doskonałą oprawą. Daleki jestem od stwierdzania, że to najlepszy FF w historii, ale tak samo nie podzielam opinii graczy równających ten tytuł z ziemią czy uważających go za jedynie dobry (lub nie daj boże przeciętny). Tak, jestem fanem FF, a przy trzynastce bawiłem się bardzo dobrze.
-
Z drugiej strony Heavy Rain i aktorzy nie szczędzący soczystych k*rewek oraz Killzone 3, który też ma się pod tym względem poprawić. Tak więc niekoniecznie musi się od razu skończyć na "cholerach". Ale rozumiem, że dla wielu Jon. St. John jest w roli Duke'a po prostu niezastąpiony i stąd niechęć polskim dubbem.
-
IMO plansze z trzynastki tą "rynnowością" jakoś specjalnie nie dobiegają od lokacji z takiego FFX. Zaraz, chwila... w zasadzie to w ogóle od nich nie odbiegają, jedyna różnica polega na tym, że w FFX od czasu do czasu pojawiło się jakieś miasto albo pustynia, ale przecież w FFXIII mamy Grand Pulse, więc i tak się równoważy. Poza tym większość z tych wad, które wcześniej wymieniłeś Pueblo, spokojnie można też dopisać poprzednim Finalom. Głupawe postacie? Momentami niepoważne dialogi? Dziwny design i język? Czepiasz się stary maksymalnie na siłę.
-
Tak w ogóle to to jeszcze wychodzi czy program już się skończył?
-
Jestem za(pipi)iście ciekaw czy ten "świetny" FF XIII dostawał by takie noty gdyby miał inny tytuł. Szczerze w to wątpię, ale to jest syndrom FF. Marka kult. W przypadku Versus historia jest analogiczna. So let's cut the bullshit. Niech te gry nazywają się inaczej i zobaczymy jak będzie wyglądać sprzedaż. Sprzedaż zapewne nie byłaby aż tak spektakularna (nie da się ukryć, że tytuł swoje robi), jednak oceny mogłyby być wyższe. Większość recenzentów oceniała "XIII" właśnie pod kątem poprzednich dokonań w serii i to zapewne mocno odbijało się na notach (głównie negatywnie). Gdyby jednak spojrzeć na tą grę jako na osobne jRPG, nie mające nic wspólnego z wielkimi poprzedniczkami? Bez porównań i przesadnie zawyżonych oczekiwań? FFXIII miał sporo wad, ale z drugiej strony tyle samo zalet - i tak, w mojej opinii jak najbardziej jest to świetna gra. Nie tylko w mojej zresztą, co potwierdza jej światowa średnia z ocen (mocna "ósema"). Oczywiście po Versusie spodziewam się znacznie więcej, ale do tej pory nie widzę żadnych poważnych powodów, żeby wątpić w wysoki poziom tej produkcji.
-
OP ma sporo bardzo fajnych fillerów, niektóre są na tyle dobre, że trudno odróżnić je od odcinków "mangowych" (vide ta akcja z fortecą po Skypiea Arc), inne cholernie jajcarskie i wprowadzające jeszcze więcej dobrego humoru do serii (Zoro-niańka, późniejsze spotkanie z Oyabinem). Nie polecam ich omijać.
-
Będąc całkiem szczerym - sam jeszcze nie ukończyłem FFXIII (dużo mi nie zostało), jednak postacie dosyć szybko przypadły mi do gustu. Lightning tylko z pozoru prezentuje się jak pusta, zimna suka, Vanille nie jest taką idiotką jak to wygląda na początku (Snow zresztą też), Hope fajnie ewoluuje, a taki Sazh zyskuje w moich oczach z każdym kolejnym rozdziałem - tak realistycznie przedstawionej, tak wiarygodnej postaci nie miała chyba jak dotąd żadna część (żaden z niego hiroł ani nawet cool looking guy, po prostu ojciec starający się za wszelką cenę ocalić syna). Ale ich charaktery to jedno, a motywacje i wzajemne relacje to drugie. Po mega bezpłciowej ekipie z FFXII z ulgą przywitałem gostków z trzynastki, którzy gnoją się nawzajem, wyzywają od idiotów, ratują wzajemnie tyłki, kiedy trzeba pocieszają się, a nawet dają sobie po pyskach. Dość powiedzieć, że ze względu na różnice między nimi przez długi czas tak naprawdę... nie ma żadnej drużyny, co jest IMO genialnym motywem. Później wprawdzie całość nieco siada, ale i tak generalnie "team XIII" wypada świetnie.
-
One Piece w stosunku do wielu innych tasiemcowych serii posiada tą zasadniczą przewagę, że z wraz upływem czasu nie czerstwieje, a wręcz przeciwnie - stopniowo zalicza tendencje zwyżkową. Kolejne rozdziały są coraz ciekawsze, przewijają się coraz bardziej wykręcone postacie, a walki zyskują na epickości. Pierwsze mocne uderzenie następuje pod koniec przygody w Arabasta, ale dopiero od Water 7 OP uderza pełną parą (CP9, historia Robin, akcja z Usoppem, Buster Call), a później jest jeszcze lepiej. Oczywiście jeżeli komuś od początku nie przypasuje wesoły klimacik, poprania bohaterzy i rozwleczona nieco fabuła, to nawet nie ma co się brać za resztę, ale w takim przypadku cóż... jego strata
-
Nie żebym był jakimś wielkim fanem polskiego dubbingu (czy też, aby był mi on szczególnie potrzebny do szczęścia), ale mimo wszystko nie obraziłbym się, gdyby jednak pojawiła się opcja przełączenia na taki w DNF. Przykład Zwyrodnialca uważam akurat za bardzo trafiony i wydaje mi się, że kolo przy odpowiednim podkręceniu głosu spokojnie sprawdziłby się jako nasz polski Duke.
-
Napisy swoją drogą, ale mogliby też pokusić się o zrobienie polskiego dubbingu. Jakieś sugestie co do aktora użyczającego głosu Dukowi?
-
Typowe spojrzenie z perspektywy fana starych Finalów. Nie żebym miał Ci to za złe, jednak osobiście wolę patrzeć na nowe produkcje S-E po prostu jak na gry same w sobie, bez niepotrzebnych pretensji wynikających z faktu, że "kiedyś było lepiej". No bo było, ale dla mnie to nie jest powód, żeby nie uznać takiego FFXIII za świetną grę. Bo pomimo pewnych wad i faktu, że to "już nie ten Final Fantasy", to wciąż jest świetna gra. I Versus zapewne też takową się okaże.
-
Przygoda zapowiada się na znacznie mroczniejszą i - miejmy nadzieję - bardziej poważną niż poprzednie, cukierkowate Fajnale (tak zresztą zapowiadają sami twórcy), a główny bohater może i wygląda jak emo, ale IMO lepszy taki protagonista jRPG niż kolejny trzynastoletni dzieciak biegający z gołą klatą i durnym uśmieszkiem na pysku. Mnie się w każdym razie podoba. Trudno mieć też jakiekolwiek wątpliwości co do jakości filmików - zaprezentowany fragment prezentuje się wręcz porażająco (Advent Children anyone?), sama grafika podczas gry natomiast co najmniej ładnie (spory plus za zmienne warunku pogodowe i modele postaci). Gameplay zapewne jakoś znacznie nie będzie odbiegał od takiego Crisis Core czy Kingdom Hearts, grunt, żeby jednak walki nie ograniczały się tylko do głupawego mashowania. Ogólnie czekam z wypiekami, bo zapowiada się kawał porządnego, bardzo widowiskowego slashera - a takie zawsze przyjmuję z szeroko otwartymi ramionami.
-
O ile na podstawie kilku obrazków i strzępków informacji od developera można wyrobić sobie jako-takie zdanie na temat grafiki i gameplayu, tak w tym momencie krytyki na temat scenariusza po prostu nie rozumiem. Raz, że tak naprawdę znamy zaledwie mały zarys całej historii, a dwa że chociażby przez wzgląd na wybory moralne może być co najmniej ciekawie. Poczekamy, zobaczymy.
-
Krytyka Tiudsa i ekipy FFXII całkiem trafna, ale nie wiem czego chcesz od teamu z "trzynastki". Oczywiście jakieś dziwactwa zawsze się trafią, ale taka Lightning, czyli Cloud "w spódnicy" charyzmatyczna jest zdecydowanie, w zasadzie to właśnie od czasu FFVII brakowało mi takiego protagonisty - nie jakiejś wykastrowanej pierdoły jak Van czy wesołego małpiszona typu Tidus, ale kogoś z charakterem i "jajami". Zabawne, że w tej roli tak dobrze spisała się kobieta. Świetnie IMO wypada też Sazh, jako jedna z bardziej wiarygodnych postaci w serii (cynik-realista, z lekkim poczuciem humoru, którego teksty zawsze idealnie oddawały powagę sytuacji, lub jej brak), a nawet denerwujący z początku Hope z czasem ewoluuje w coś lepszego niż tylko wiecznie stękającego dzieciaka. Fajna drużyna, a na pewno bijąca na głowę stado pajaców z FFX (gdzie tak naprawdę jedynymi ciekawymi postaciami byli Auron i może jeszcze Lulu).
-
Jakieś cztery godziny gry za mną. Z jednej strony świetny, odlschoolowy klimat, zawodowy design miejscówek i bardzo fajna oprawa dźwiękowa (muzyka, voice-acting), z drugiej lekko odczuwalny brak własnego stylu i przeciętny system walki, wyraźnie wzorowany na GoW'ie (notabene zdecydowanie pod tym względem nie powalającym). Na razie mimo wszystko jestem dobrej myśli.
-
Fabularnie i klimatycznie rzeczywiście poziom jest gorzej niż mierny, jednak jeżeli chodzi o sam gameplay, to zastanawiałbym się czy na tym polu nie zostawia w tyle swojej rozdmuchanej poprzedniczki. Rewelacyjne, dynamiczne walki, zauważalnie wyższy poziom trudności (miła odmiana po debilnie prostym FFX), klasy postaci, jako-taka dawka swobody (względnie otwarty świat od początku) oraz całe mnóstwo przyjemnych mini-gierek i dodatkowych atrakcji. Gdyby tak przymknąć oko na żałosną historię - bardzo dobra produkcja. Zważywszy na cholernie wysoki poziom FFXII i jak najbardziej udanego Crisis Core, to z tym "początkiem kiepskiej formy serii" też nie wypada mi się zgodzić.
-
Heavy Rain - z dużej chmury mały deszcz. Przede wszystkim zawiodło to, co zawieść nie powinno w żadnym stopniu, mianowicie scenariusz (masa głupot, nielogiczności, na czele z postacią mordercy z Origami) oraz tak rozdmuchany motyw wyborów (w rzeczywistości dopiero grubo po ponad połowie gry pojawiają się jakieś poważne decyzje). Do całkiem opasłego worka minusów można doliczyć względnie krótki czas gry, cholernie ubogą interakcje (początek starał się to zafałszować) oraz gameplay opierający się na festiwalu QTE. Miał być hit, a wyszedł jedynie przyjemny, klimatyczny interaktywny filmik. Final Fantasy XIII - podstawowe zarzuty to rażące ograniczenie swobody gracza (objawiające się zarówno w liniowych lokacjach jak i sposobie rozwoju postaci) oraz bardzo nierówny scenariusz. Kolejna produkcja aspirująca do miana mega-gry, która zawiodła w najmniej oczekiwany sposób. Jednak mimo wszystko wciąż bardzo fajny, solidny kawał jRPG'a.
-
Pomimo wielu niezbyt przychylnych opinii, moim zdaniem naprawdę warto zaznajomić się z SH: Homecoming. Tej grze tak naprawdę najbardziej dostaje się za to, że nie dorównuje swoim genialnym poprzednikom, jednak jako horror sam w sobie jest bardzo dobra. Wciąż wyczuwalny, gęsty klimat, demoniczny jak zawsze design maszkar, ograniczone walki z użyciem broni palnej, a do tego kilka świetnych lokacji, niezła fabuła, no i oczywiście genialny soundtrack. Zważając na mocno strzelankowy charakter takiego Dead Space'a mogę spokojnie zaryzykować stwierdzenie, że Homecoming jako horror sprawuje się po prostu lepiej. Inną "jechaną" grą jest Alone in the Dark: Inferno. Produkcja przynajmniej klasę niżej niż SH:H, ale ze względu na pierwszorzędnie oddany klimat również godna polecenia.