Skocz do zawartości

Wredny

Senior Member
  • Postów

    12 313
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    35

Treść opublikowana przez Wredny

  1. Wredny

    Zakupy growe!

    Chyba Ci się z tym pojebało: O kurde. Ile dałeś za FH2? Bo na allegro najtaniej to za 170zł widziałem, a też bym chętnie dołączył do kolekcji.
  2. Wredny

    Zakupy growe!

    Kurde ten śmietnik na pudełkach z cexa nie dałby mi spać - coś obrzydliwego
  3. Wredny

    własnie ukonczyłem...

  4. Wredny

    Platinum Club

    The Medium Platyna #160. W oczekiwaniu na remake Silent Hill 2 doszedłem do wniosku, że dobrze byłoby się w ogóle zapoznać z twórczością krakowskiego bloober team, bo jakoś nigdy nie grałem w żaden ich tytuł. Jako że w kolekcji posiadam ledwie dwie ich produkcje (Blair Witch Project i The Medium) wybór padł na tę nowszą, będącą jednocześnie ich najbardziej aktualnym dokonaniem. Tytuł pochodzi z początku obecnej generacji i najpierw był nawet czasowym exclusive'm dla XBOXa, ale po jakimś roku z hakiem trafił również na PlayStation 5 - za tę wersję odpowiadają warszawscy spece od portowania gier na inne sprzęty - Mataboo. Jako że gra ma już parę latek na karku, doskonale wiedziałem, w co się pakuję i że teksty o horrorze można włożyć między bajki. The Medium to takie skrzyżowanie symulatora chodzenia ze staroszkolnym point & clickiem, tyle że w odróżnieniu od klasycznych przygodówek, tutaj prawie nie mamy zagadek (a przynajmniej żadnej wartej uwagi, bo jakieś banały są), a wszystkie przedmioty potrzebne, by ruszyć dalej z fabułą, praktycznie walają się nam pod nogami. Gameplay ledwo co tu istnieje, ot - spacerujemy/truchtamy, czasem wespniemy się na jakąś oskryptowaną krawędź (lub z tej oskryptowanej krawędzi zeskoczymy), raz na ruski rok odpalimy nasze duchowe pole siłowe, a jeszcze rzadziej użyjemy spirytualnego wyładowania do uruchomienia jakiejś skrzynki elektrycznej. Większość gry po prostu zwiedzamy, podnosimy przedmioty i obracamy nimi, żeby je dokładnie obejrzeć. Mamy też patent z dwiema rzeczywistościami, podczas którego ekran dzieli się nam na pół, pokazując jednocześnie rzeczywistość i "zaświaty" - te drugie wyraźnie inspirowane są twórczością Beksińskiego, czego zresztą twórcy nie kryją, ale sam motyw z dzielonym ekranem zupełnie nie ma żadnego sensu, ani uzasadnienia. Obstawiam, że graficy/designerzy po prostu się uparli, żeby tak to zostało rozwiązane i skoro już się napracowali nad tą alternatywną rzeczywistością to chcieli, żeby ktoś podziwiał efekt ich pracy. Jak dla mnie powinni dać opcję przełączania pomiędzy "wymiarami" niczym w stareńkim Soul Reaver, albo zwyczajnie ustawić te zmiany "na sztywno", bo podzielony ekran nie wnosi do gry całkowicie nic, ani nie jest gameplayowo uzasadniony - nie korzysta z tego żadna łamigłówka, więc uważam to za zmarnowany potencjał i niepotrzebny wysiłek dla konsoli, muszącej generować dwa różne obrazy. Ciężko tu zginąć (choć da się), bo w sumie nie ma tu przeciwników, ani nawet jakiegoś poczucia zagrożenia. Zaledwie parę razy pojawi się pewna dziwna istota, przed którą będziemy musieli uciekać, albo ukrywać się i skradać w sekwencjach stealth jeszcze bardziej upośledzonych niż te z pierwszego Marvel's Spiderman. Wspominałem już o używaniu na wyrost określenia "horror" - tu NIC nie straszy (może tylko chrupiący framerate i dziwnie rozbiegane oczy naszej bohaterki), poczucia zagrożenia też nie ma żadnego - ot klimatyczna przygodówka bez nadmiernych wymagań wobec gracza, raczej stawiająca na to, by ten poznał opowiadaną historią, aniżeli na to, żeby się wysilał, chcąc ją poznać. A historia ta jest całkiem niezła muszę przyznać... Co prawda wszedłem w The Medium świeżo po skonczeniu Star Wars Outlaws, więc po grach zrobionych przez "you be soft" to każda fabuła wydawać się będzie majstersztykiem, ale myślę że ta tutaj broni się sama w sobie, bo jest zwyczajnie ciekawa i dawkowana nam w taki sposób, że wciąż podtrzymywane jest nasze zainteresowanie. Wcielamy się w postać Marianny, dziewczyny z dość mglistą przeszłością, która jednocześnie jest tytułowym medium. Standardowo dla tego typu opowieści, dostajemy dziwną wiadomość, która kieruje nas do tajemniczej miejscówki, skrywającej mroczny sekret. Akcja gry ma miejsce pod koniec lat dziewięćdziesiątych w postkomunistycznej Polsce, co ma swoje odzwierciedlenie w świetnie zaprojektowanych miejscówkach, oferujących masę smaczków dla osób, wychowanych w tej rzeczywistości (czyli np takiego starego dziada, jak ja). Ceraty na stołach w kuchni, szklanki z herbatą w metalowych koszyczkach, proporczyki na ścianach, gazety na biurkach - to wszystko fajnie oddaje klimat tamtych lat, a chwilę później robi się jeszcze ciekawiej, gdy trafimy do głównej miejscówki, w której życie zatrzymało się 20 lat wcześniej. Lokacje oceniam na duży plus - wszystko fajnie zaprojektowane, z dbałością o detale, klimatyczne, ładne graficznie, świetnie oświetlone - zwiedza się je z wielką przyjemnością i czasem aż fizycznie boli, że tak fajne miejscówki marnują się w The Medium, zamiast być tłem do naprawdę fajnej rozgrywki w PRAWDZIWEJ GRZE. Graficznie jest więc naprawdę nieźle, mamy nawet jakąś namiastkę ray tracingu i w sumie tylko do wyglądu i animacji naszej bohaterki mam zastrzeżenia - rusza się jakoś dziwnie i prezentuje styl animacji z czasów PS2, jej twarz czasem wygląda zbyt sztucznie, a efekt potęgowany jest tym dziwnym rozbieganiem pustych i martwych oczu, o którym wspominałem wcześniej. Oprawa dźwiekowa również stoi na wysokim poziomie, począwszy od świetnej, oszczędnej muzyki, współautorstwa Akiry Yamaoki, poprzez klimatyczne ambienty i różnego rodzaju odgłosy otoczenia, a na całkiem przekonująco brzmiących dialogach skończywszy. W tym miejscu chciałbym jednak ponarzekać, że w grze tak mocno osadzonej w polskich realiach, nie pokuszono się o polski dubbing, mimo zatrudnienia kilku naszych "gwiazd" do obsady. Znacie mnie i wiecie, że polskich wersji językowych raczej unikam, jak ognia, ale akurat w grze tak bardzo polskiej trochę mi tego brakuje. W temacie trofeów sprawa jest prosta, choć ma kilka komplikacji. Oprócz fabularnych i kumulatywnych, które wpadną naturalnie z czasem, mamy również sporo pucharków za zebranie wszystkich znajdziek każdego rodzaju w ciągu jednego przejścia (niestety brak tu jakiegoś wyboru rozdziałów, więc przegapienie jakiejś, równa się konieczności ponownego przejścia gry). Zdecydowana większość jest do samodzielnego znalezienia, gdyż wystarczy uważnie eksplorować i trafimy na nie całkiem naturalnie, ale są ze dwie (notatka i pocztówka), które można łatwo przegapić, bo o jednej możemy zapomnieć, a druga przepada, jeśli tuż obok wejdziemy w interakcję z miejscem, pchającym fabułę do przodu (namiot). Jest też trofeum Phantom za ucieczkę przed stworzeniem bez jego zaalarmowania - tutaj polecam cały czas się skradać, a w razie wykrycia szybko wczytać poprzedniego save i na koniec powinno być ok. Podsumowując... The Medium to tytuł wybitnie dla fanów symulatorów chodzenia, którzy nie potrzebują gameplayu i wystarczy im dość bierne śledzenie fajnej opowieści. Dla mnie tytuł był trochę przydługi, jak na to, co oferuje i późniejsze wydarzenia, a także przedstawianie innej strony opowieści zaczęły mnie już mocno nużyć, głównie z racji tego, że tylko idziemy przed siebie, okazjonalnie wciskając jakiś guzik, żeby wejść z czymś w mocno umowną interakcję. Momentami miałem mocne skojarzenia z Senua's Saga Hellblade II (a nawet uważam, że The Medium w paru miejscach było inspiracją dla drugiej części przygód Senuy), z tym że paradoksalnie tytuł Ninja Theory jest dla mnie lepszą GRĄ - mimo wszystko proporcje były tam lepiej wyważone i nie czułem takiego znużenia. Całość zajęła mi około 15h, ale chętnie obciąłbym z tego połowę, bo taka formuła mocno męczy bułę. Trudność w zdobyciu platyny to 2/10 (bo mimo zerowej trudności samej gry, można przegapić parę rzeczy), a sam tytuł oceniam na 6/10, zaznaczając, że ja zdecydowanie nie jestem targetem tego typu produkcji - jak ktoś lubi to pewnie z jedno oczko może sobie dorzucić.
  5. Wredny

    Ghost of Yōtei

    No o tym też wspomniała w filmiku, że sporo osób z Sucker Punch ma zaimki na swoich twitterowych profilach, ale to też nie musi nic oznaczać - po prostu zabezpieczenie antyzjebowe może być.
  6. Wredny

    Ghost of Yōtei

    Sydney jak zwykle w punkt, czyli "co za dużo to i świnia nie zeżre", ale końcowo optymizm, że może nie będzie tak źle, na co oczywiście sam również mam nadzieję.
  7. Ale Ocelot wygląda chujowo, Boss też nienajlepiej (coś za bardzo do Snake'a podobna, a za mało kobieca), a Ewka... ją też wolałem z oryginału. No ale będzie grane na premierę, nie ma innej opcji
  8. O k#rwa, faktycznie to był on wtedy - no to ziobro zaskoczenia
  9. To UBI, więc chyba sam nie wierzysz w to co piszesz
  10. "Gra nie jest gotowa lub ma problemy techniczne", ale była twardo zapowiadana na listopad i gdyby nie jakiś audyt i niepochlebne recenzje SW Outlaws to na bank by to bezczelnie wypuścili w terminie. Teraz udają zaskoczenie i wciskają ciemnotę o konieczności polerowania, ale to jest UBIsoft - wyżej dupy nie podskoczą, taki już mają styl i mogę się założyć, że wszystko, co z AC Shadows jest aktualnie nie tak, dokładnie w takim stanie pozostanie do lutego 2025.
  11. Wredny

    DualSense i PSPortal

    Niestety drift gałek to widzę już znak rozpoznawczy padów Sony - na PS4 miałem chyba z 5 sztuk, na PS5 mam póki co 3, z czego biały-premierowy już poszedł do szafy, czarny, kupiony na start wciąż bez zarzutu, ale najnowszy, błękitny też się zjebał. Dobrze, że wypuścili akurat tego 30th anniversary to przynajmniej mam powód by kupić, ale mogliby nad tym popracować, bo to trochę żenujące jest.
  12. Akurat to będzie właśnie poziom TLoU, więc może to usuń ze swojego porównania (bo z Residentami sie zgadzam).
  13. Wredny

    The Day Before

    @Figuś, skoro ten temat jest otwarty to może Concorda też byś nie zamykał? Czy Sony Ci kazało, żeby się nie pastwić?
  14. Wredny

    własnie ukonczyłem...

    Kompresja robi swoje, bo przycinam do 3MB, żeby na forum wrzucić, ale tak - grafika ma swoje problemy, o czym zresztą w tekście wspominam.
  15. Wredny

    Star Wars: Outlaws

  16. Wredny

    własnie ukonczyłem...

  17. Wredny

    Platinum Club

    Star Wars Outlaws Platyna #159. Po prawie miesiącu wreszcie mogę zakończyć gwiezdną przygodę z Kay i Nixem. Dobrze, że nie uwinąłem się z tym wcześniej, bo jedno trofeum było nie do zdobycia, ale w którymś patchu zostało to ogarnięte, więc nawet nie odczułem niedogodności (nie to co w przypadku SW Jedi Survivor, gdzie do dziś nie mam platyny, bo developer ma w dupie takie drobnostki, jak glitche). Jeśli chodzi o grę to poniekąd wiedziałem, w co się pakuję, bo znam UBIsoft i wiem, czym stało się ich studio Massive, ale liczyłem, że (podobnie jak w przypadku AVATARa) piękny świat, wciągająca eksploracja i relaksujący gameplay, wynagrodzą mi wszystkie inne bolączki. Niestety nie było aż tak różowo, choć na pewno nie było tragedii. Tak, świat gry jest piękny, choć częściej designersko, aniżeli technicznie (tu krok wstecz w porównaniu z AVATARem, bo tamta gra wizualnie w większości przypadków zachwycała). Jeśli ktoś jest fanem Gwiezdnych Wojen (ja nie jestem, ale lubię to uniwersum) to na pewno będzie miał ogromną frajdę ze zwiedzania tych wszystkich charakterystycznych miejscówek, które niegdyś robiły za tło w filmach. Fani post-apo też znajdą to coś dla siebie, bo sporo lokacji to jakieś stare, porzucone, zardzewiałe czy przysypane piaskiem relikty zamierzchłej przeszłości - ja uwielbiam takie klimaty, więc niejednokrotnie się zatrzymywałem, podziwiając pracę grafików i designerów. Świetnie i szczegółowo dopieszczone są również większe miasta na każdej z planet - widać, że miejsca te żyją, mają swój folklor i swój charakter. Same planety to raczej pustkowia do śmigania speederem (którym śmiga się całkiem fajnie), z okazjonalnym punktem zainteresowania i choć zdarzają się zajebiste, opcjonalne miejscówki to jednak trzeba się ich naszukać (jak np skarby Nixa, po których zawsze dostaniemy zapierający dech w piersi widoczek na okolicę). Wspominałem o tym, że graficznie na PS5 jest nierówno. Grałem w trybie zbalansowanym, działającym w 40fps, który jest całkiem fajnym kompromisem pomiędzy płynną rozgrywką, a nienajbrzydszą grafiką. Tekstury jednak potrafią się doczytywać na naszych oczach, no i często nie są najwyższej jakości, a do tego widać masę różnych artefaktow, powstałych przy próbie rekonstrukcji obrazu do wyższych niż natywna wartości. Nie jest to może poziom rozmazania ze SW Jedi Survivor od Respawn/EA, ale nadal do takiego Horizon Forbidden West brakuje Outlaws lata świetlne, jeśli chodzi o czystość i ostrość obrazu. Żeby nie było - to nie jest brzydka gra, dość często potrafi nawet zachwycić, a palec sam wędruje na przycisk Share, ale wiem, że obecne konsole stać na dużo więcej, więc albo to wina niezbyt dobrego silnika, albo jednak programistycznej indolencji developera. Mocno odstają również cut-scenki, w których strasznie rzuca się w oczy dziwna synchronizacja ruchu ust z kwestiami wypowiadanymi przez postacie i nawet nie chodzi o jakieś opóźnienie tylko wygląda, jakby w Massive nikt nie umiał zrobić gadającej postaci i wyszło im chyba nawet bardziej manekinowo niż Bethesdzie w Starfield. Jeśli przy postaciach jesteśmy to... Jest słabiutko, a momentami nawet żenująco. Po AVATARze nie spodziewałem się rewelacji, bo tam było strasznie cringe'owo, ale widzę, że te same fioletowowłose "they/themy" wciąż zajmują się "pisaniem", bo dostaliśmy pakiet strasznych wydmuszek bez charakteru, tożsamości czy nawet sensownych motywacji, napędzających ich działania. Relacje między postaciami nie istnieją, kiedy gra próbuje sprawić, że mamy jakąś postać polubić (a widoczne jest to z kilometra) to normalnie myślący człowiek tylko wywraca oczyma z zażenowania i oczywiście tego nie kupuje. Sama Kay jest jeszcze znośna i choć czasem (zwłaszcza pod koniec) skręca w stronę typowej boss-girl, to jakoś zbytnio mnie nie irytowała (ale też nigdy nie zapałałem do niej chociażby sympatią), ale ekipa, którą zbieramy w celu przeprowadzenia skoku na pewien skarbiec to zbieranina tak nijaka, że aż mi się przypomniał film "The Predator" z 2018 i tekst z końcówki, że "nikt nie będzie o nich pamiętał". Jedynie ND5 może na dłużej zagnieździ się w naszych głowach, ale to też bardziej dlatego, że gra mocno nachalnie chce nam wmówić, że pomiędzy nim a Kay nawiązała się jakaś głęboka więź (spoiler - nie, nie nawiązała się, bo do tego trzeba umieć napisać postacie i przekonujące relacje), a że ma fajny płaszcz i widnieje na okładce gry to pewnie będziecie go kojarzyć jeszcze z godzinkę po zobaczeniu napisów końcowych. Poza tym standardowo - "moc jest kobietą", więc wszystko co sprytne, silne, kompetentne i ogólnie najlepsze we wszystkim to oczywiście kobieta, a dla facetów równie standardowo zarezerwowano rolę szuj, pizd, krętaczy, zdrajców, gamoni i oczywiście głównego złego Historyjka również nie porywa i może poza dwiema czy trzema misjami, sprawia wrażenie zlepka aktywności pobocznych, których wykonujemy tu na pęczki - brak tu jakiejś epickości, rozmachu, pomysłu, a największą motywacją do skończenia "fabuły" jest tu zdobycie wszystkich zabawek, upgrade'ów, umiejętności i gadżetów, potrzebnych do zaglądania we wcześniej niedostępne miejsca. Ciąg przyczynowo skutkowy jest tu naciągany, jak twarz Nicole Kidman, wszystko jest grubymi nićmi szyte i jak przy pierwszym spotkaniu ktoś wygląda na szuję i zdrajcę to najprawdopodobniej za parę godzin się nim okaże. Kay w trakcie tej całej historii zupełnie nie ewoluuje, nie zmienia się jej nastawienie, bo też motywacje i sposób bycia osób, na które trafia, mimo że niby mają szczytny cel (Rebelianci) zupełnie nie przekonują naszej bohaterki do udziału w czymś ważniejszym niż ona sama. Brak tu jakiejkolwiek stawki, zaangażowania i ogólnie serca włożonego w tę opowieść, która jest strasznie mdła i nijaka. Jedyną fajną "postacią", którą lubi się od początku do końca, jest Nix, ale to nie było trudne, bo jest po prostu słodkim zwierzakiem i trzeba nie mieć duszy, żeby go nie polubić. Gameplayowo to ubisoftowy open world, ale z zaskakująco pustymi mapami, nie zasyfionymi milionem znaczników. Jeździmy speederem, biegamy, czasem wspinamy się w stylu Uncharted, ale takim bardziej upośledzonym, no i dość często strzelamy - to akurat jest całkiem spoko, blaster można upgrade'ować i chyba jedynie do niemożności przywłaszczenia sobie na dłuższy czas innych giwer można się przyczepić - podnościć można, ale jak wystrzelamy magazynek to sprzęt do wyrzucenia. Na osobny akapit zasługuje skradanie, które jest tak umowne, że momentami aż boli. Przeciwnicy to idioci, a dodatkowo są ślepi, głusi i mają zaawansowanego alzheimera, bo dość szybko o nas zapominają i tracą zainteresowanie. Ubisoft to duża firma, więc skoro Massive nie ogarnia stealthowych klimatów (bo w AVATARze też im to nie wyszło) to może powinni oddelegować im kogoś do pomocy (nie żeby Assassiny były jakimiś super skradankami, ale nadal lepiej niż to, co tu dostaliśmy). Jak już wspominałem, największą frajdę sprawiało mi po prostu zwiedzanie ciekawych, fajnie zaprojektowanych miejscówek, chłonięcie ich klimatu, często nagradzane skrzynką, zawierającą coś fajnego lub przydatnego. W miastach włączałem sobie tryb spacerowicza i oglądałem te wszystkie stragany, street foody, ciemne alejki, czy kantyny, tętniące życiem. Bardzo chętnie przysiadałem również do gry w sabacc - całkiem fajną karciankę, przy której spędziłem trochę czasu, ogrywając przeciwników na kasę, albo tę kasę tracąc po porażce. Takie momenty sprawiały, że ta cała otoczka kryminalnego podziemia i bycia "łotrzykiem" była tu wręcz namacalna i pozwalały zapomnieć o tym, że tak wiele innych rzeczy w tej produkcji nie do końca zagrało. Na deser mamy jeszcze arcade'owe strzelanko na orbitach każdej z czterech planet i jest to całkiem fajne urozmaicenie - lata się przyjemnie, jest co zwiedzać (trochę kosmicznych śmieci/wraków, jakieś mgławice, meteoryty), a pojedynki są szybkie, proste i dają trochę frajdy. Muzyka i udźwiękowienie spoko, zwłaszcza to pierwsze - sporo tu typowo starwarsowych motywów, zmieniających się w zależności od planety, na której jesteśmy, co fajnie buduje klimacik. OK, teraz trochę o trofeach. Zestaw czasochłonny, ale nic trudnego. Nie ma pucharków za poziomy trudności, nie ma nic do przegapienia, a teraz również nie ma nic zglitchowanego. Sporo różnych znajdziek (całe szczęście w większości fajnych), kilka za upgrade'y (zarówno blastera, jak i statku), trochę grindu (kontrakty i reputacja karteli), a także kilka specyficznych za różne aktywności (jak wbicie rekordu na automatach, okradnięcie kogoś w każdej kantynie czy 30 sekundowy drift, moje ostatnie trofeum, co widać na załączonym obrazku). Podsumowując tę ścianę tekstu - mimo wszystkich wymienionych wad, starwarsowa otoczka, klimat i eksploracja dały mi na tyle fajnej zabawy, że dam SW Outlaws naciągane 7/10, a trudność w zdobyciu platyny to jakieś 3/10, głównie ze względu na czas (PS5 pokazuje mi 93h, ale save w grze zamknął się poniżej 70h, a na pewno można szybciej - po prostu starałem się zaglądać w każdy kąt i zrobiłem więcej questów, niż trzeba było).
  18. Obawiam się, że to nie ten sam target i czekający na murzynosuke mają w dupie czeski, "rasistowski" produkt od białych dla białych
  19. Te komentarze pod tweetem o przesunięciu premiery
  20. Wredny

    Zakupy growe!

    Może i ładny, ale mój już drifta łapie i Astrobocik sam zasuwa na lewo - nie wyszły Sony te analogi, zarówno w poprzedniej generacji, jak i w tej (premierowy, biały pad też już leży w szafie, bo sie grać nie da). A z innej beczki... Do premiery Silent Hill miało już nic nie być, ale ziomek sprzedawał Astro Bota, więc go uwolniłem od cieżaru Przy okazji koleś sprzedawał po niezłych cenach Ronina i Flintlocka na allegro lokalnie, a dwie niszowe nówki od jakiegoś czasu miałem na oku i wreszcie kliknąłem "kup teraz".
  21. Wredny

    Horizon: Zero Dawn

    Spodziewałem się leniwego podbicia rozdziałki i 60fps, ale widzę ciut większe postaranko i chyba będzie grane raz jeszcze, zwłaszcza że ten tytuł uwielbiam
  22. Wredny

    Ghost of Yōtei

    Mam nadzieję, ale też spore obawy, bo bez żadnej odgórnej agendy nie zatrudnia się raczej takiego pojebańca - przecież w dzisiejszych czasach pierwsze co to się robi rozeznanie w social mediach, jakie kto poglądy prezentuje i jak się wozi po necie. No ale najwyraźniej w tę stronę można i tego się obawiam, że opowieść będzie skrojona pod nienawistnego, niesympatycznego babsztyla, którego nie da sie lubić - tak bardzo zresztą popularnego w obecnej popkulturze.
  23. Wredny

    Ghost of Yōtei

    Dokładnie to Jakoś nie wierzę, ze fabuła gry i kreacja tej postaci obroni się przed tym, co aż kipi z aktorki, użyczającej jej twarzy i głosu. Przecież gdyby to była jakaś osoba otwacie głosująca na Trumpa to by od razu cancel poszedł, a ta tu takie pojebane tweety wrzuca i w Sony stwierdzają, że spoko, nie ma problemu Tak jak o pierwszą część byłem spokojny, tak tutaj tylko o graficzkę i gameplay jestem, ale obawiam się, że fabularnie to będzie ściek typu gierki od UBI/Massive.
  24. Wredny

    Star Wars: Outlaws

    Jest rozmazana, ma mleko zamiast czerni i masę artefaktów, poszarpanych krawędzi itp. Ma sporo ślicznych miejscówek, fantastycznie wykonanych wnętrz czy klimatycznie wyglądających skupisk budynków (jak ta pierwsza osada na Tatooine), ale ma też miejscówki, że człowiek zastanawia się, czy czasem PS3 nie odpalił.
  25. Wredny

    Zakupy growe!

    Daj znać, czy tak samo niewygodne, jak normalne PULSE i czy te śmieszne nauszniki też się wycierają i łuszczą, jak w każdych słuchawkach Sony od lat.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...