-
Postów
12 312 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
35
Typ zawartości
Profile
Forum
Wydarzenia
Treść opublikowana przez Wredny
-
Czyli temat powstał, bo... masz nadzieję, że kiedyś coś zrobią? Tu masz temat na takie pobożne życzenia:
- 13 odpowiedzi
-
- 1
-
- the darkness
- top cow
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Najpierw skojarzenia z DETROIT Become Human (klimat), później Max Payne, Splinter Cell Conviction/Blacklist, trochę Vanquish - fajny mix, choć trochę generycznie wszystko wygląda, jakby zbiór gotowych assetów. Ale ogólnie jestem zaintrygowany i czekam na więcej info - oby podtytuł to nie była data premiery
-
Po ostatniej szmirze (Covenant) nie miałem zbyt wielkich oczekiwań, ale trailery Romulusa rozbudziły nadzieje, że może nie będzie lipy, a reżyser, znany z horrorów, może wiedzieć, czego ta franczyza potrzebuje. Wybrałem się więc premierowo do kina i... Nie jest źle... Nie jest to może poziom dwóch pierwszych odsłon, ale też nie ma ch#jni z Covenant. Jeśli chodzi o sferę czysto techniczną i wizualno-dźwiękową to byłoby 10/10, gdyby nie jeden dość drażniący motyw z pewną mordą wykonaną w CGI. Serio, wizualnie film ociera się o majstersztyk w swojej klasie - wszystkie ujęcia są klimatyczne w chooy, lokacje są zajebiście dopieszczone, odpowiednio oświetlone, a reżyser wie, gdzie ustawić kamerę, żeby zaprezentować nam to z jak najkorzystniejszego kąta. Podobnie nasze ulubione, obce formy życia - dużo tu klasycznej animatroniki, dzięki czemu wszystko jest naturalne i wręcz namacalne. Tym bardziej dziwi to pójście w CGI z tym jednym konkretnym przypadkiem, bo mając w pamięci podobną scenę w Alien 3, wiem że jeśli wtedy dało się to zrobić dobrze, to ponad trzy dekady później też raczej nie powinno być z tym problemu. Urządzenia, wnętrza statków/baz, ogólnie technologia utrzymana jest w tej oldschoolowej formie retro-futuryzmu znanego z pierwszej części, czy chociażby z gry Alien Isolation, więc kolejny plusik za trzymanie się tej klasycznej stylistyki. Ekipa nie drażni, ani też jakoś pozytywnie nie zapada w pamięci, za wyjątkiem Andy'ego - on akurat jest mocnym punktem filmu (szczególnie w środkowej fazie). Główna bohaterka jest ładną, naturalną dziewczyną i oczy nie bolą od patrzenia, ale nie ma w sobie za grosz charyzmy, co powoduje, że wszelkie próby zrobienia z niej nowej Ripley kwitowałem wywracaniem oczyma (aczkolwiek to nie jej wina - od dawna próbują to robić z każdą babką w tej franczyzie). Z jednej strony cieszyłem się, że dano nam zupełnie nieznanych aktorów, bo dzięki temu obserwujemy postacie, a nie nazwiska, ale z drugiej - to nadal banda no-name'ów do ubijania, tylko ciut skromniejsza liczbowo i bez debili rodem z ostatnich dwóch odsłon (Prometeusz i Covenant). Plus na pewno taki, że główna dziewucha nie jest wk#rwiającą boss-girl, jak to dzisiaj jest w modzie i ma swoje przebłyski, ale nie jest to postać, na której barkach można oprzeć ciężar takiej marki. Fabularnie akcję umiejscowiono pomiędzy pierwszymi dwiema częściami cyklu i nie najgorzej, aczkolwiek mocno po łebkach, nawiązano do pierwszego ALIENa, jako punktu wyjścia do wydarzeń w omawianym Romulusie. Trochę to wszystko było naciągane, bo np skąd się wzięły facehuggery w ilościach hurtowych (i w ogóle skąd się wziął choćby jeden) nikt nie raczył mi wyjaśnić, a próba spięcia ALIENa z Prometeuszem (na szybko sklecona za pomocą prezentacji 3D) była raczej mocno wątpliwej wiarygodności, ale doceniam, że Alvarez próbował, bo sam Scott poległ na swoim pomyśle. Oprócz wizualiów, klimatu i wierności oryginalnemu obrazowi, pochwalę również kilka nowych rzeczy, ciekawych pomysłów na zarówno zachowanie obcych, jak i na radzenie sobie z nimi - nie chcę się wdawać w szczegóły, bo byłby to spoiler, ale doceniam, że ktoś starał się wymyślić coś świeżego w obrębie serii (bo niekoniecznie ogólnie - jeden motyw znałem np z The Walking Dead). Widziałem kilka opinii, że film trzyma w napięciu, ale tak serio to ja tego nie czułem - może to wina tego, że oglądałem w kinie, gdzie dobiegają nas odgłosy osób trzecich, ale nie było tu dla mnie momentu, żebym bał się o bohaterów, czy coś (inna sprawa, że mogłem zwyczajnie mieć ich gdzieś, gdyż jak wspomniałem - nie byli jakoś szczególnie dobrze zarysowani i ciężko byłoby przejmować się ich losami). Oczywiście to nie jest tak, że nie ma tu klimatu czy coś - wszystko jest na miejscu, odgłosy, muza, świetne ujęcia, zajebiste oświetlenie... Ja chyba tak już mam, że w filmach mnie takie akcje nie ruszają i dopiero gdy zagram w grę to obawiam się o postać, którą steruję - w filmie jest mi to raczej obojętne i jestem tylko bezstronnym obserwatorem (chyba, że postać wyjątkowo mnie wk#rwia, wtedy kibicuję potworom). Dla kontrastu wspomnę teraz o tym, co zbyt oryginalne nie było. Masa... MASA nawiązań, mrugnięć oczkiem czy wręcz bezczelnie powtórzonych ujęć, motywów czy tekstów z poprzednich części - z zakończeniem włącznie (choć samo to akurat było fajne i dawało vibe takiego "nowego otwarcia"). Trochę za dużo tu fan-service'u i po tych wszystkich "swoich", nowych pomysłach, te stare wtręty trochę ciągnęły całość w dół, jakby przypominając, że jednak na dłuższą metę ciężko o coś oryginalnego i świeżego w obrębie tej marki i gatunku. Końcówka też trochę zbyt... odjechana (i mocno czerpiąca z Resurrection). Trochę niepotrzebnie te wszystkie rzeczy naraz wrzucono już teraz, w części pierwszej - tak, jakby reżyser nie wierzył, że dostanie szansę na kontynuację i chciał to koniecznie zaprezentować jeszcze w tej odsłonie. Wyszło, że trochę marudzę, ale ogólnie jestem naprawdę miło zaskoczony i z chęcią zobaczyłbym, w którą stronę marka pójdzie po tym nowym otwarciu (o ile w ogóle dokądś pójdzie), choć obawiam się powielania wytartych klisz. Nadal jednak to lepsze niż te ostatnie dziwne eksperymenty Ridleya Scotta, więc mam nadzieję, że Fede Alvarez dostanie szansę na zrobienie sequela. Romulus jest dla marki obcego tym, czym jakiś czas temu było PREY dla Predatora - światełkiem w tunelu i nadzieją na lepsze jutro. Co prawda przygoda walecznej Pocahontas miała swoje za uszami, ale w porównaniu do ostatniego wysrywu o kosmicznym rastamanie to i tak była perełka. ALIEN Romulus jest filmem dużo lepszym niż wyżej wymieniony, więc i nadzieje są większe. Dla mnie mocne 7/10 i na pewno kupię wersję fizyczną do kolekcji
-
Gardzę instytucją gierkowego (filmowego też) abonamentu i CoDem, więc by mi powieka nie drgnęła przy klikaniu "anuluj subskrypcję". Ale tak jak wspomniałem - abonament z tak dogodną formą zwrotu środków na konto, w przypadku niepewnej inwestycji może być spoko opcją na darmowe przetestowanie. Bardzo bym chciał jednak, żeby Stalker był grywalny na XSX, bo taki tytuł chciałbym mieć w kolekcji.
-
Jak opłacasz to wiadomo (choć dla CoDa to beka - po przejściu kampanii i tak bym anulował i brał kasę z powrotem - żadna zabawa, trzy kliknięcia).
-
Nie, nie miałem na myśli standardowego (i błędnego) "w abonamencie to za darmo" tylko to, co pisałem wyżej. Owszem, musisz wyłożyć kasę na start, ale bardzo łatwo ją odzyskać, bo MS ma wygodną opcję zwrotów zakupionych produktów. Nie opłacam Gamepassa od lat, więc nie ponoszę żadnych kosztów, ale jeśli będę miał jakieś wątpliwości co działania S.T.A.L.K.E.R.a 2 na konsoli to nic nie stoi na przeszkodzie, żeby wyłożyć te 66 (czy ile to tam teraz kosztuje) złotych na parę dni, sprawdzić gierkę i jak będzie techniczny kupsztal to anulować subskrypcję, odzyskując kasę w całości. Ergo - ZA DARMO. I tak mam zamiar kupić pudełko (jeśli technicznie będzie ok), bo (podobnie jak ze Starfieldem) to tytuł, którego w miesiąc nie przejdę, więc abonament wykorzystam tylko po to, żeby zrobić sobie beta testing - polecam taki styl życia.
-
Bierze się GP na miesiąc, testuje S.T.A.L.K.E.R.a przez parę dni, a jak coś nie gra to Pan Microsoft legancko zwraca pieniążki po anulowaniu subskrypcji
-
Też się tego obawiam, ale całe szczęście można będzie sprawdzić to zupełnie za darmo, więc chwała Microsoftowi
-
Świeży materiał bez gadania, tylko wycieczka z giwerą po różnych miejscówkach z gry.
-
Jedynka? Zajebista. Jedno z moich ulubionych 7/10. Dwójka to już błyszczące i ładniejsze popłuczyny niestety.
-
No faktycznie, ciężka sprawa, niesamowity unikat na skalę wszechświata
-
Jedynka to był taki upośledzony S.T.A.L.K.E.R. z domieszką zarządzania bazą i symulatora chodzenia - jakby teraz (przy premierze ukraińskiej gierki) poszli w stalkerowość to nie mieli by szans, więc zmiana formuły zrozumiała. Ja tam nie skreślam.
-
Już nawet nie chodzi o pucharki, ale jeden slot to zawsze jest głupi pomysł, bo jak coś się zjebie podczas save to lipa, bo zostaje tylko backup w chmurze - więcej slotów to po prostu lepsza gwarancja bezpieczeństwa. Dialogi są zajebiste, główny bohater fajnie zblazowany, a i wybory moralne są dość nieoczywiste, co lubię. Szkoda, że nie mają wpływu na zakończenie i to zależy tylko od wyboru ścieżki na samym końcu, a same zakończenia też jakieś fajne nie są niestety.
- 98 odpowiedzi
-
- lovecraft
- cthulhu bez cthulhu
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Jakie "wsio"? A dwie części Revelations, remake czwórki, który zjada oryginał? ( o Code Veronica i Outbreakach nie wspominam, bo zakładam, że piszesz o współczesnych sprzętach)
-
Bierz, dla mnie naprawdę rewelacyjny klimacik, choć tak jak w tekście - traktuj ten otwarty świat jako środek do celu, a nie cel sam w sobie - jak w drugiej Mafii.
- 98 odpowiedzi
-
- lovecraft
- cthulhu bez cthulhu
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Tak jak w tekście - taką wersję miałem, a darmowego upgrade'u nie ma. Moc PS5 sprawiła, że (podobnie jak w VAMPYRze) bolączek technicznych nie zaobserwowałem, więc było git.
- 98 odpowiedzi
-
- 1
-
- lovecraft
- cthulhu bez cthulhu
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Podobno tak. Ciekawe, jak to ogarną na konsolach. Wygląda na to, że to będą trzy poprzednie gry w jednym jeśli chodzi o świat, tylko połączone w jedną całość, bez loadingów. Fajnie się patrzy na te bagna, zwłaszcza że na świeżo jestem z Clear Sky właśnie i miło pooglądać znajome miejscówki w takim wykonaniu.
-
Ani on dobry (bardzo?wtf?), ani śmieszny. Recenzowałem porównując do innych części tej samej serii, a nie do "Czasu Apokalipsy" czy filmów Almodovara. Ostatnie dwie odsłony to typowe dzisiejsze gówno, którego nie sposób strawić, jeśli widziało się wcześniej naprawdę dobre filmy podobnego gatunku. No ale najwyraźniej netflixoza już na tyle zainfekowała społeczeństwo, przyzwyczajając do niskiego poziomu, że niektórzy nawet coś takiego potrafią określić mianem "b.dobry".
-
- 98 odpowiedzi
-
- 2
-
- lovecraft
- cthulhu bez cthulhu
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
The Sinking City Platyna #158. Po skończeniu mocno średniego Alone in the Dark czułem, że wciąż nie jestem spełniony, jeśli chodzi o podobne klimaty (mimo, że wcześniej splatynowałem rewelacyjnego VAMPYRa, którego akcja również toczyła się w bardzo zbliżonych czasach). Na szczęście przypomniałem sobie, że gdzieś w czeluściach mojej szafy, niczym prastare zło w głębinach, spoczywa pudełko z The Sinking City. Bez większych oczekiwań rozpocząłem swoją przygodę z tym tytułem i praktycznie od samego początku się zakochałem Niby nie jest to survival horror per se, ale i tak zawarte tu elementy tego gatunku oraz ogólny klimat są dużo lepsze niż w tytule, który jako survival horror był reklamowany (tak, znów pastwię się nad nową odsłoną Alone in the Dark). "Tonące Miasto" to gra od ukraińskiego Frogwares, znanych między innymi z cyklu gier detektywistycznych "Sherlock Holmes". Jako, że moja jedyna styczność z ich twórczością to stareńki "Testament of Sherlock Holmes" na PS3, to nie byłem zbyt zaznajomiony z ich stylem, ale po ograniu omawianej tutaj produkcji, stałem się umiarkowanym fanem i wyczekuję jakiś czas temu zapowiedzianej kontynuacji, która podobno całkowicie już ma obrać kierunek na mój ulubiony gatunek gierkowy (survival horror, jeśli ktoś jeszcze się nie domyślił). Akcja gry ma miejsce w nadmorskim miasteczku Oakmont, które z racji swojego położenia (oraz działania sił wyższych) jest regularnie zalewane i podtapiane - do tego stopnia, że mieszkańcy już dawno oswoili się z tymi niedogodnościami, budując pomosty z przycumowanymi łódkami, by łatwiej im było poruszać się po częściowo zalanych ulicach. Wiele z lokalnych biznesów upadło, ulice są cmentarzyskiem niedziałających samochodów, przepełnionych śmietników i gnijących ryb, pozostawionych przez cofającą się wodę. Klimat jest niezwykle sugestywny, zgnilizna jest wręcz namacalna, a całość świetnie podkreśla melancholijna, oszczędna oprawa muzyczna i ciągle zacinający deszcz. Wcielamy się w postać detektywa Charlesa Reeda, weterana wojennego, który przybył do Oakmont, zwabiony dziwnymi wizjami i informacją, że w tym mieście kryje się ich źródło, a więc może i sposób, jak się ich pozbyć. W trakcie naszego śledztwa odkrywamy kolejne warstwy mrocznej tajemnicy, ale nie chciałbym zbytnio spoilerować, żeby komuś nie popsuć zabawy. The Sinking City to trzecioosobowa gra action adventure z domieszką survival horroru i niewielkimi elementami RPG (zdobywanie doświadczenia, drzewko rozwoju, wybór opcji dialogowych, crafting amunicji i medykamentów), a całość dzieje się w otwartym świecie, przypominającym trochę wspomnianego wcześniej VAMPYRa. Świat bowiem ogranicza się do miasta, jego kilku dzielnic i labiryntu ulic, choć jest nieco obszerniejszy niż ten z krwistej opowieści Doktora Jonathana Reeda i oferuje więcej pobocznych atrakcji. Podczas naszego śledztwa napotkamy plejadę ciekawych, tajemniczych i nierzadko dziwnych postaci, z którymi będziemy mogli wejść w interakcję, porozmawiać, przesłuchać, albo otrzymać od nich zlecenie. Otwarty świat stanowi tutaj bardzo fajne tło dla naszych działań, bo wszelkiego rodzaju wskazówki i poszlaki musimy sami sobie złożyć "do kupy". Postaram się Wam zobrazować, z czym mamy do czynienia - powiedzmy, że w trakcie oględzin miejsca zbrodni trafimy na strzępek papieru z nazwą firmy, albo z jakimś nazwiskiem. Na mapie zaznaczone mamy lokacje ważnych miejskich instytucji typu szpital, ratusz, biblioteka, komisariat policji itp. Jeśli natrafimy gdzieś na informację o rannym, albo np narodzinach, udajemy się poszperać w archiwum szpitala, jeśli poszlaki prowadzą do mordercy, szperamy w archiwum policyjnym itp. Gdy namierzymy jakiś tekst/raport, zawierający dane poszukiwanego miejsca/delikwenta, sami musimy to miejsce namierzyć na mapie miasta, wyszukać nazwy podanych ulic i własnoręcznie umieścić na tej mapie znacznik, który pomoże nam w lokalizacji poszukiwanej miejscówki. Dzięki temu śledztwa i rozkminianie dalszych kroków są nie tylko bardzo angażujące, ale również dają masę satysfakcji z samodzielnego odkrywania kolejnych fragmentów układanki - żadnego prowadzenia za rączkę, jak w dzisiejszych produkcjach dla debili. Osoby, które jednak zbyt mocno zUBIsofciały przez ostatnie lata niech się nie martwią, bo na początku zabawy można ustawić osobno zarówno poziom trudności zagadek, jak i poziom trudności walki. Ja zostawiłem standardowy w obydwu przypadkach i jeśli chodzi o zagadki to nigdy nie było tak, że się gdzieś zaciąłem - wszystko jest logiczne, nie ma jakichś absurdów, więc jak tylko uważnie studiujemy posiadaną dokumentację, bez problemu ruszymy dalej. W przypadku walki mamy do dyspozycji dość spory arsenał (rozbudowywany z czasem), a w starciach ubijamy głównie dziwne stworzenia, które wyległy na ulice po ustąpieniu powodzi, choć czasem zdarzą się starcia z ludźmi (ciekawostka - za ubicie człowieka nie dostajemy XP). Pojedynki nie są jakoś wybitnie satysfakcjonujące, ale to i tak ze dwa poziomy wyżej niż drewno z... no wiecie, tej gry, co ostatnio ogrywałem i się zawiodłem Najmniej potrzebnym elementem gry są sekwencje podwodne, które może i fabularnie mają sens, ale widać, że twórcy niezbyt mieli pomysł, jak je porządnie zrealizować i dla mnie to taki niezbyt ciekawy zapychacz (całe szczęście są ledwie trzy lub cztery na całą grę, więc nie ma tragedii). Oprawa graficzna daje radę, miasto jest szczegółowe i sugestywne, choć... pustawe. Co prawda ludzi na ulicach jest pełno, ale to raczej manekiny, poruszające się po ustalonych ścieżkach i nawet gdy wchodzą ze sobą w interakcję, nie mamy tu żadnych rozmów czy gwaru żyjącej ulicy. Miasto spełnia tu raczej rolę podobną do tej z Mafii 2, gdzie stanowiło tło dla naszych działań, ale nie było piaskownicą, oferującą godziny nieskrępowanej zabawy. I powiem, że nawet niezbyt mi to przeszkadzało, bo jakoś dziwnie pasował mi ten koncept depresyjnej, ksenofobicznej miejscówki, w której lokalni mieszkańcy z pogardą patrzą na nowych przybyszy, a każdy w milczeniu zajęty jest swoją walką o przetrwanie w tych ciężkich czasach. OK, żeby być fair, muszę wspomnieć, że choć mamy możliwość wejścia do wielu budynków, te wykonane są raczej metodą kopiuj/wklej i często zdarzy nam się odwiedzić mieszkanie czy magazyn o dokładnie takim samym rozkładzie pomieszczeń, co już wcześniej odwiedzone miejscówki (choć przynajmniej z małymi zmianami w wystroju, a nie jak w Starfield np, gdzie nawet nadgryziona kanapka leży dokładnie w tym samym miejscu co w bliźniaczej bazie, oddalonej o milion lat świetlnych). Po mieście poruszamy się z buta, mamy także punkty szybkiej podróży w postaci budek telefonicznych (pozostałość po Matrixie), a przez zalane obszary możemy przepłynąć licznie występującymi w naturze łódkami. Pochwalić należy również warstwę fabularną, interesujące questy, fajnie napisane (i odegrane) dialogi oraz wydarzenia, trzymające gracza w zaciekawieniu aż do samego końca (choć same zakończenia, a tych jest kilka, były raczej mało satysfakcjonujące). Bardzo przypadł mi do gustu również główny bohater, jego spokojny, nieco zblazowany ton głosu i jego podstawowe wdzianko z plecakiem (choć w ramach side-questów odblokowujemy nowe stroje, jeśli komuś by się znudził podstawowy). Ogólnie klimat jest świetny, poruszane tematy często dojrzałe i "dorosłe" (rasizm, fanatyzm religijny, korupcja), a całość podlano sosem Lovecraftowskiej mitologii, co tylko dodaje tajemniczości i mistycyzmu. OK, sporo o grze, a co z trofeami? Otóż jest tu spoooooro do pominięcia. Zdecydowanie polecam wykorzystywać te trzy sloty na zapisy, które mamy do dyspozycji (w wersji na PS4, bo wersja obecnogeneracyjna została podobno z tego wykastrowana i ratuje nas tylko zapis w chmurze) i np po rozpoczęciu każdego nowego questa fabularnego (tych jest osiem i przed ostatnim gra sugeruje, by uporządkować swoje bieżące sprawy), a także przynajmniej trzech większych pobocznych (tych jest dużo więcej, ja łącznie zrobiłem chyba 12, a ze dwa czy trzy zupełnie przegapiłem) zrobić sobie save, żeby później podjąć inną decyzję niż te, którą wybraliśmy za pierwszym razem. Oprócz decyzji na koniec, w obrębie questów fabularnych są okazje do zdobycia paru dodatkowych trofeów, które przepadają wraz z zakończeniem takiego questa, więc również po to warto sobie zapisać stan gry. Zapis przyda się również na sam koniec, gdzie mamy trzy opcje do wyboru, co wiąże się z trzema różnymi zakończeniami, więc szybko można to ogarnąć, bez konieczności trzykrotnego przejścia gry (co zresztą nie miałoby sensu, bo zakończenia nie są związane z wyborami w trakcie naszej przygody, a jedynie z wyborem ścieżki na samym końcu, tuż przed ostatnią cut-scenką). Są też ze trzy trofea, które są niezwiązane z niczym oprócz wyboru właściwej odpowiedzi przy pierwszym napotkanym dialogu z trzema postaciami (wróżka, dziennikarka, lekarz) i te przegapić najłatwiej, bo to aktywności w obrębie otwartego świata. Ja wybrałem złą opcję w pierwszym spotkaniu z lekarzem, ale wszystkie te okazje to pierwsze 20 minut gry, więc zacząłem nową rozgrywkę i szybko powtórzyłem rozmowę, czego efekt widzicie na załączonym filmiku. Podsumowując... Bawiłem się świetnie, chłonąłem ten gęsty klimat i śmiało mogę napisać, że wygrzebałem ze swoich zbiorów perełkę. Owszem, technicznie nie jest to tytuł jakoś szczególnie imponujący (w wersji PS4, bo ta "piątkowa" podobno została usprawniona o lepsze oświetlenie, czy szybsze loadingi), momentami kojarzy się z otwartymi światami generacji siódmej (PS360), ale wszystko to, co opisałem wyżej sprawiło, że praktycznie nic mi tu nie przeszkadzało. Grę oceniam na mocne 7,5/10, a trudność w zdobyciu platyny to naciągane 4/10 (głównie z racji bardzo wielu trofeów do przegapienia, bo sama gra nie jest zbyt trudna). Całość zajęła mi ponad 40h, ale przypuszczam, że można wyrobić się w połowie tego czasu.
-
NIedługo wychodzi nowy S.T.A.L.K.E.R., więc nasi stwierdzili, że z taką formułą nie dadzą rady konkurować (jedynka była spoko, jako taki filler pomiędzy Stalkerami) i postanowili całkowicie zmienić formułę. Wygląda na mocno budżetowy open world, ale... Nawet podoba mi się ta zmiana i nastawienie na akcję. Może być bardzo fajne 7/10. Premiera 2025.
-
Nie ma takiej opcji - będzie jak z RedFallem i naklejki na pudełko w ostatniej chwili.
-
E tam, karteczki były spoko, podobało mi się, miało sens z perspektywy śledztwa - takie upośledzone The Sinking City trochę (bo jednak tam trzeba było wysilić się bardziej i udać w odpowiednie miejsce, żeby sobie później karteczki poskładać w następną wskazówkę).