-
Postów
12 301 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
35
Typ zawartości
Profile
Forum
Wydarzenia
Treść opublikowana przez Wredny
-
W ostatni weekend też coś tam pograłem, 5 razy byłem nawet w ostatniej piątce - raz piąty, dwa razy trzeci, raz drugi, no i w końcu wygrana, moja trzecia Poniżej końcówka meczu i mój zyebany aim
-
Ło kuźwa! Widzę, że to ja będę sie musiał od Ciebie uczyć - "dziesiątki godzin" w H1Z1, tutaj wygrana... No ładnie ciśniesz Chyba jeszcze w tym tygodniu dostaniemy Vikendi (edit - jednak dopiero w przyszłym tygodniu - 22.01.2019) - śnieżna mapa opuściła już serwery testowe, więc jest gotowa do umieszczenia w podstawowej rotacji.
-
Na PS4? Co tak mało? Coś podejrzane, jak na EA. Oj nie mogę doczekać się recenzji
-
U fakin mad, bro? METRO to zakup day-one - nawet nie z jakiejś sympatii do studia, ale po prostu ze względu na ilość włożonej pracy i klimat, który uwielbiam. Ja nawet nie wiem, kiedy to wychodzi, ale pewnie u Ciebie data w kalendarzu zakreślona markerem
-
Łooo korełaaa Pany!!! Jakie to jest dobre Nie wiem, o co chodzi tutejszym malkontentom, bo szykuje się jeden z najlepszych tytułów 2019 i to pod wieloma względami. Klimacik jest ciężki, momentami czułem się jak w Dead Space z tymi wszystkimi stukaniami, wyciem, waleniem, czy szumem buchającej pary - Resident 2 straszy i to całkiem dobrze. DO tego te ciemne lokacje, latarka, zakrwawione ściany... Graficznie zayebiście, od otoczenia, poprzez Leoncja, a na truposzach skończywszy. Do tego te ich strefy obrażeń... Jak jednego pocharatałem nożykiem, to wyglądał, jakby go dopadł Wolverine Pistolecik na kapiszony, ale to standard w serii, choć dwa zombiaki z rzędu udało mi się obalić pięknymi criticalami za pierwszym strzałem. Celowanie świetne, samo sterowanie również - typowy survival-horror w TPP, nie wiem, co tu o jakimś "drewnie" ludzie piszą - niczego innego się nie spodziewałem. Do tego fajne cut-scenki, oraz gra aktorska, która w końcu doczekała się poważnego potraktowania. Nie zdążyłem ukończyć demka, bo lizałem ściany, a skończyło mi się w idealnym momencie - jak licker przebiegł za oknem - lepszego cliffhangera nie mogłem sobie wymarzyć Zakup day-one, cudeńko i 10/10 - tak to widzę - niesamowicie zaczyna się ten nowy rok
-
NO MAN'S SKY Platyna #111 Pierwszy calak tego roku przypada na tytuł, w którym spędziłem prawie 80h, głównie na relaksowaniu się... NMS po wszystkich ostatnich update'ach to tytuł, który nie tylko dorównał już swoim buńczucznym, przedpremierowym zapowiedziom, ale chyba je nawet przeskoczył. Przypomnę, że mamy tu do czynienia z survivalem w sralnie generowanej galaktyce i naszym celem jest przetrwać na niegościnnej planecie, zebrać materiały potrzebne do naprawy statku, a następnie z jego pomocą wyruszyć na eksplorację nieskończonego kosmosu. Platyna to banał, jedynie jest czasochłonna. Wszystkie trofea wpadają za tzw "milestone'y", czyli kamienie milowe. Polegają one po prostu na postępach w różnych kategoriach, czyli przykładowo skoczyć w nadprzestrzeń 30/50/80 razy (strzelam, już nie pamiętam dokładnych wartości), poznać 20/50/100 słów z dialektu obcych czy zeskanować wszystkie gatunki zwierząt na jednej, pięciu i dziesięciu planetach (to ostatnie w końcu poprawili i można było bez problemu zaliczyć - polecam skaliste, praktycznie martwe planety z zaledwie jednym gatunkiem zwierzaka). Każda z takich kategorii ma 3 pucharki i to w sumie tyle - zero wyzwania, tylko czas. Gorzej, jeśli chcemy bawić się w 100% - wtedy musimy zagrać w trybie Permadeath, a więc każdy nasz błąd i zaczynamy od nowa, bo zgon oznacza również skasowanie save (dlatego nieodzowny jest backup w chmurze). Tutaj najgorszym trofeum jest dotarcie do centrum galaktyki - baaardzo czasochłonne, dodatkowo przez konieczność uzupełniania zapasów i naprawy uszkodzeń. Po wielu godzinach nudnego warpowania z systemu do systemu, postanowiłem skorzystać z pomocy mojego szkockiego znajomka, który zaprosił mnie do swojej bazy nieopodal centrum, a stamtąd wystarczył już tylko jeden skok i upragnione 100% stało się faktem Podsumowując... Ocena Gry - 8/10 Trudność w zdobyciu platyny - 2/10 W tym przypadku dla mnie trudność liczona jest razem z calakiem,więc gdzieś tak 3-4/10, bo od samego początku zacząłem w trybie Permadeath - nie chciałoby mi się takiego molocha zaczynać drugi raz od zera
-
AC Unity jest spoko, doceniłem zwłaszcza po Syndicate Klimacik Paryżewa z okresu rewolucji jest rewelacyjny, do tego Arno też spoko, no i oprawa robi mocno - ogólnie to taka chęć powrotu do czasów ACII, czyli znów mniejsza skala, miasto, młody lovelas w roli głównej, do tego fajna historyjka... Wady to na pewno sterowanie - każda odsłona serii cierpiała do tej pory na nieszczęsną nieresponsywność protagonisty, który wspinał się nie tam gdzie chcemy itp, ale w tej części jest to jakoś szczegónie wrukwiające. Błędy połatane, więc najwyżej na typowe UBI-glitche się natkniesz. Miło wspominam, 7/10 dałbym bez wahania AC Syndicate z kolei poprawia wszystkie niedoróbki Unity - sterowanie jest super, dodatkowe ruchy, gadżety, dorożki... Gamplayowo jest naprawdę fajnie, ale kuleje ta druga strona - fabularno-narracyjna. Postacie to wydmuszki, historia niezbyt interesująca, klimatu bractwa brak, dobrze że chociaż samo miasto daje radę - dla mnie chyba najgorsza odsłona i aż szkoda, bo naprawdę wiele rzeczy robi dobrze. Dodatków do Origins jeszcze nie skomentuję, bo wciąż gram w podstawkę
-
Cena przegięta i faktycznie trzeba mieć spory nadmiar gotówki, by sobie coś takiego sprawić, ale już nie przesadzajmy z demonizacją samej zawartości. Nie widzę nic złego w tych kluczach - ba, są jak najbardziej na miejscu, podobnie jak puszka sprayu czy roślinka w doniczce (wyobrażacie sobie takie fanty?). Gadanie, że to najbardziej "NIE potrzebny" (rozumiem, że ta spacja miała za zadanie zaakcentować wypowiedź) gadżet growy jest niezłym autyzmem, zwłaszcza w kontraście do spuszczania się nad zayebistością figurki Leona - a do czego on jest "potrzebny"? Będziecie go przebierać? Bawić się nim w dom z Barbie swojej siostry? Te klucze są tak samo sensowne, jak wszystko inne, co ładują do kolekcjonerek - dla zbieraczy tego typu rzeczy to fajny item, dla reszty niepotrzebny bibelot, jak wszystko oprócz pudełka z grą.
-
Zapomniałem, że z Ciebie taki młodzik Ja tam w szkole miałem rosyjski - "ałfawit uzie my znajem..." itd. Choć wszystko fonetycznie ogarniałem, bo z tym pisaniem to do dziś mam problemy (odczytam, ale będzie to dukanie analfabety)
-
Ja grałem w alphę i betę i byłem zachwycony, a od pełniaka się odbiłem i mimo kilku prób wciąż nie mogę się przekonać - ale u mnie może być to efekt przedawkowania soulsów wszelakich, więc to niekoniecznie wina samej gry. Choć nie przeczę, że wolę spokojniejsze DSy - tutaj jest ciut za szybko i za skillowo dla mnie, jako manualnego melepety
-
No historyjka i postacie to jedne z mocniejszych punktów tego szpila - aż sam byłem zaskoczony, jak dobrze im o wyszło.
-
Dla mnie jest dynamiczny i intuicyjny - aktualnie gram w Origins i pierwszy raz w historii serii system walki jest dla mnie przyjemny właśnie przez tę jego "soulsowatość". Przy Syndicate też rzygałem, więc rozumiem, no i szanuję Twoje zdanie, skoro piszesz z doświadczenia - po prostu się z nim nie zgadzam i uważam ża czepianie się na wyrost.
-
Tak może napisać tylko psychohejter tej serii, który zupełnie nie ma o niej pojęcia i powtarza zasłyszane bzdury, nie poddając ich samodzielnej weryfikacji - nie dość, że system walki zmieniał się wraz z różnymi odsłonami (choć "pakietowo", nie z odsłony na odsłonę), to jeszcze ten w Origins swoją konstrukcją idzie w souls-lajki, oferując uniki, blokowanie, parowanie tarczą, lockowanie się na celu - ogólnie wszystko to, co mamy w Lords of the Fallen czy Dark Souls chociażby. W pierwszych odsłonach, w sumie do Rogue włącznie, to był zwykły festiwal QTE i wciskania kontry w odpowiednim momencie, najczęściej w sytuacjach, gdy byliśmy otoczeni przez grupkę wrogów, w Unity się to zmieniło na coś, co przypominało choćby walkę w Wiedźminie 3 (choć bez tych efektownych chołubców i piruetów), a od egipskiej odsłony mamy tak jak napisałem - normalny, soulsowy system walki.
-
No nie od dziś wiadomo, że Crushing, podobnie jak Veteran w CoD, to zwyczajnie tania zagrywka z przesunięciem suwaków absurdu do granic akceptowalności - nie ma to nic wspólnego z dobrze przemyślanym, wymagającym, ale też uczciwym poziomem trudności.
-
Bełkotliwy i januszowaty to jest twój post - aż bije od niego biedronkowy każual Rozpisałeś się jakby to był przypadek Mafii III co najmniej, a tu tak nie jest - w przypadku Wiedźmina 3 też płakałeś, że trzeba robić side-questy (a nie "aktywności poboczne")?
-
Jacy "psychofani"? Po prostu śmieszą mnie narzekania ludzi na konieczność grania w grę, na forum o gierkach... To jest wielki sandbox/RPG, więc głupotą jest podchodzić do niego z nastawieniem typu "przejdę sobie wątek główny, olewając resztę" - po co w ogóle pchać się w ten typ w takim razie, skoro jest masa gier, które oferują liniowego singla na powiedzmy 5-10h grania? Co to za moda na przebieganie gry po łebkach? Żeby móc szybko zobaczyć napisy końcowe i napisać posta we "właśnie ukończyłem", żeby móc gierkę zbesztać, mimo że tak naprawdę g#wno się o niej wie, bo nie widziało się połowy? (jak niektórzy w temacie The Evil Within 2 np) To tak jak ja bym odpalił jakiegoś Tekkena i był wkurzony, że muszę walczyć, żeby obejrzeć zakończenia dla każdej z postaci - a czemu nie mogę przejść od razu do tych filmików? Najlepsze jest to, że masa ludzi powtarza tę bzdurę o grindzie, ale świadomie ignoruje side-questy, którymi spokojnie można ten level podreperować - i NIE, to nie są "typowe UBI-zapychacze", mnożone razy 100 - takowe były jeszcze w AC Syndicate, ale Origins wzorem Wieśka wprowadziło unikalne fabularnie historie. A że nie są na tak wysokim poziomie, jeśli chodzi o scenariusz? Szału nie ma, niektóre są spoko, a gameplayowo jest lepiej Jak już pisałem - grind to jest w jRPGach np, tutaj wystarczy robić questy - dokładnie tak samo, jak w Wiedźminie 3 np.
-
Nie pamiętam, kiedy ostatnio choćby zerknąłem w kierunku PLUSowskiej gierki Choć nie, czekaj - Rocket League nawet splatynowałem kiedyś
-
fix'd
-
NIe wiem, co Was boli, ale chyba nie wiecie, co to jest prawdziwy grind. Takie Final Fantasy VIII na PSX to nawet nie zliczę godzin tłuczenia rybek na plaży, żebym mógł level podbić, żeby boss mną nie pomiatał... Nie wiem, skąd się wzięła ta chęć natychmiastowości i przebiegnięcia przez wątek główny olbrzymiego sandboxa z mocnym pierwiastkiem RPG. Aktualnie gram w Origins i sobie nie wyobrażam, że mógłbym pchnąć do przodu fabułę, nie obalając najpierw side-questów na niższy level (podobnie zresztą robiłem w W3), czasem nawet zahaczam o znaki zapytania, żeby też trochę dodatkowego XP i gearu zgarnąć.
-
Ja ten rok kończę ze 110 platynami, a w samym 2018 wpadło ich 11
-
Różnie, nie znam gry po tych wszystkich patchach, więc nie mam pojęcia, czy czegoś nie spierdzielili Za to z padliną żubra to ja miałem śmieszną sytuację
-
Ja tam nawet nie wiedziałem, że to jego opinia, bo sam taką wyartykułowałem po splatynowaniu Heavy Rain - wielokrotne przechodzenie czy powtarzanie jakiegoś fragmentu tego tytułu, bezlitośnie obnaża dziury w scenariuszu i nieścisłości - więc TAK - również uważam, że ten tytuł powinno przejść się tylko raz, pozostawia w pamięciu dużo lepsze wrażenie. Z Beyond już tak właśnie postąpiłem - trofea na poziomie 39%, jedno przejście i super wspominam. Detroit wciąż w folii, więc tutaj sprawa otwarta Z czego 50% to crapy - majonezy, masaże i slajdy... Nie ma się zbytnio czym chwalić
-
Ja tam im znów ufam po zayebistym REVII
-
He he - witamy w klubie Jakby mi ktoś powiedział, że takie coś mi sie spodoba, to bym sie popukał w czoło, a tu proszę - też potrafiłem zatracić sie na długie godziny, często również bezowocne Aktualnie theHunter u mnie w odstawce, bo weszło Red Dead Redemption II (tu też jest masa zwierzyny i całkiem nienajgorzej wykonane polowanie), ale gierkę wciąż mam zainstalowaną na konsoli, żeby sobie w razie potrzeby szybko wskoczyć - wczoraj nawet jakąś aktualizację mi pobrało, może nawet odpalę w ten weekend, zobaczyć co się pozmieniało