-
Postów
12 295 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
35
Typ zawartości
Profile
Forum
Wydarzenia
Treść opublikowana przez Wredny
-
A dla mnie tak jak pisałem - paradoks - mimo tego, że praktycznie każdy element z osobna jest lepszy w RotTR to jako całość robi dużo gorsze wrażenie niż część pierwsza. Po pierwsze nie ma już efeku WOW, po drugie dostajemy więcej tego samego, tylko w mniej ciekawych lokacjach, a po trzecie przedobrzyli z ilością bezsensownych znajdziek, robiąc z gry śmietnik w stylu UBI. Po prostu zabrakło osoby, która potrafiłaby utrzymać to w ryzach i nadzorować projekt - żeby wszystkiego było "w sam raz" (jak w części poprzedniej), a nie "wpissdu".
-
-
@Mikołaj Coś Ci się słowa na "V" pomyliły - Valhalla to skandynawski raj dla tych, co umarli podczas walki, najlepiej z mieczem w dłoni, a przeciwnik o którym piszesz to V... (coś innego)
-
Tak, opłaca się trochę pofarmić (ba! do zrobienia wszystkiego i tak będziesz musiał), sprawić sobie zbroję, chroniącą
-
O właśnie - Detroit - muszę obadać demo, choć dla mnie te filmidła Cage'a to jednak dopiero po obniżce. Może gdyby nie było nic innego, ale tak jak pisałem - Dark Souls ma u mnie pierwszeństwo No i dokładnie tak jak piszesz - śmierdzi to symulatorem chodzenia trochę, a tych też nie jestem fanem.
-
Dwie są odpowiednio w Niflheim i Muspelheim, więc może którejś z tych nie ubiłeś?
-
Faktycznie - fajna zabawa w tym Niflheim. Oprócz naturalnego skojarzenia z kielichami z Bloodborne, przypomina mi to trochę Survival z The Division - tam też była losowa rozgrywka, uciekający czas, zbieranie surowców i na końcu ewakuacja z tym, co się udało zebrać - tutaj jest podobnie.
-
OK, zaczyna mi się ten Niflheim podobać. To są dopiero "soulsy", a w sumie bardziej Bloodborne i odpowiednik tamtejszych "kielichów". Ale się wkurzyłem, gdy miałem ponad 3000 "dusz" i jakiś ebany wilkołak wrzucił mnie na te piły, które zmieliły mi Kratosa
-
Mam nadzieję, że spodoba mi się równie mocno, jak Tobie, bo właśnie tam idę - Muspelheim zaliczony
-
Nie jest. God of Wary od zawsze były dla mnie bardzo wymagające, jeśli chodzi o walkę i potrzebę wyczucia timing'u. Ogólnie lubię takie gry, ale często jestem w nich cienki - slashery typu DmC, albo właśnie takie action-adventure z rozbudowanycm systemem walki jak GoW, albo nawet Batman Arkham... gdzie te challenge są dla mnie nie do przejścia, bo byle nieskontrowany cios powoduje zerowanie kombosa i zabawę od zera - frustracja bierze górę i grę odkładam na "kiedyś" (czyli NIGDY) Dla mnie tego typu gry są dużo bardziej wymagające, niż wszelkiego rodzaju "soulsy", w których walka jest jednak bardziej "taktyczna" i spokojna - na ekranie nie dzieje się aż tyle (no może za wyjątkiem NIOH, tam wciąż nie mogę wrócić).
-
W przypadku challenge'a typu "nie daj się trafić", nawet easy jest wymagające, bo byle piard i "challenge failed"
-
OK, dziękówa Myślałem, że znów musze po kolei, więc wziąłem pierwszą arenę, bo byłem przekonany, że tam będzie najłatwiej, a tu "nie daj się trafić" - zszedłem do ośmiu przeciwników max
-
Fak, platynka jednak ciężka będzie dla mnie - te chellenge w Muspelheim mnie wykańczają. Trochę przypomina mi się pierwsza część, gdzie wszystkie te wyzwania trzeba było robić za jednym posiedzeniem. Tu całe szczęście tak nie ma, ale i tak jest trudno, jak dla mnie - głównie przez gości strzelających projectile'ami - tego mo ciężko uniknąć, gdy leci to gdzieś z tyłu.
-
Tzn co? Na PC będzie uncut? 29. maj... czyli poczekam do recenzji, czy warto, bo jak na razie to mi się z Hellblade kojarzy - taki symulator spaceru trochę. No i koniec maja to remaster Dark Souls - jedna z moich ulubionych gier ever ma jednak pierwszeństwo
-
Dokładnie. Dla mnie część pierwsza to praktycznie 10/10 jeśli chodzi o formę, rodzaj i ilość zabawy, a do tego fantastyczną oprawę. Owszem, historyjka do doopy, niepotrzebne multi, ale nie każda gra musi mieć przecież oscarową opowieść, a tryb multiplayer to tylko bonus, opcja w menu, do której nikt nie każe zaglądać. Rise of the Tomb Raider to sla mnie wciąż 8/10, gdyby nie ten śmietnik na mapie, pewnie dałbym więcej.
-
Ech... przypominają mi się czasy Amigi... i nawet tam nie byłoby to nic nadzwyczajnego, zwłaszcza jeśli chodzi o oprawę
-
Robię sobie teraz aktywności poboczne, głównie te związane z Niflheim (dość upierdliwy grind) i Muspelheim. Zwłaszcza te drugie dają się we znaki - ktoś tu chciał areny i walki w stylu poprzednich odsłon, więc proszę bardzo Do szewskiej pasji doprowadza mnie challenge, w którym
-
Ja biorę day-one, bo mimo wszystko lubię ten typ gry - wiedział o tym Cory Barlog, serwując mi God of War opartego na dokładnie takim schemacie. Kłopot w tym, że robiąc taki tytuł, trzeba umieć wyważyć proporcje. God of War robi to znakomicie, kapitalnie zachęcając do eksploracji i odkrywania tajemnic świetnie zaprojektowanych miejscówek (no a do tego ma fantastyczne postacie, dialogi i wciągającą opowieść). Pierwsza odsłona tego reboot'u marki TR też miała to wszystko dobrze wyważone (z tym, że nie zawierała niczego, o czym pisałem w poprzednim nawiasie), eksploracja dawała radę, chciało się zajrzeć w każdy kąt, a backtracking nie męczył, gdy się w końcu dostało jakiś upgrade to aż chciało się lecieć do wcześniej niedostępnej lokacji - no i ten orientalny klimacik był super, sporo akcji zapadało w pamięć i ogólnie była to taka bardziej wypasiona i grywalna odpowiedź na słabujące wtedy Uncharted (U3 jako gra było zdecydowanie słabsze jak dla mnie). Rise of the Tomb Raider wyczekiwałem z wypiekami na twarzy, bo uwielbiałem część poprzednią, ale okazało się, że zrobili kontynuację w stylu - "dajmy więcej tego samego, z tym że naprawdę WIĘCEJ". Brakowało tu umiejętności wyważenia proporcji i przez to gierka jest słabsza niż poprzedniczka, mimo że w praktycznie każdym aspekcie z osobna (grafika, rozmach, nawet historia, choć wciąż słaba) na papierze prezentuje się lepiej - taki paradoks. Te wszystkie znajdźki, które zatruwają nasze uszy historyjkami, których nie chcemy słuchać, bo sama główna opowieść jest wciąż chooyowa, postacie o które gra chce, abyśmy się troszczyli, a tu doopa, bo nawet nie pamiętamy ich imion... Nie mam pojęcia, w którą stronę pójdą ludzie z nowego teamu, ale jeszcze ten jeden raz dam im szansę. Jeśli utemperują wszystkie niepotrzebne przeszkadzajki do rozmiarów pierwszej odsłony, a do tego może przypadkiem trafili na jakiegoś średnio utalentowanego scenarzystę (no i setting też wydaje się ciekawszy, niż w RotTR) to może być fajnie. Trochę przypomina mi to sytuację z Batman Arkham Origins, gdzie rocksteady poszło dłubać przy next-genach i niejako zostawiło na chwilę serię w rękach innych devów.
-
O to to to! Bardzo mądre rzeczy piszesz Panie walek - zasłużony plusik już poleciał
-
Nom, świetnie nakreślone, niezapomniane postacie...
-
Recenzja od AngryJoe - ogólnie zgadzam się praktycznie ze wszystkim, co tam wypunktował. Gdyby nie te jego wygłupy i darcie ryja, to byłby bardzo dobry merytorycznie materiał:
-
No i ja ukończyłem tę wspaniałą przygodę... Zakończenie takie trochę mdłe i nijakie się wydaje. Tzn nie jest złe, ba - jest całkiem spoko i satysfakcjonujące, ale... Po walce z... (i tym, co się tam odjaniepawlało - te kombosy z młodym!) później nastąpiło opadnięcie emocji i w sumie tylko wiedza, którą zdobywamy w endingu powoduje uśmiech i lekkie "wow"! Niby podczas reszty gry podobało mi się takie kameralne, spokojne tempo, ale zakończenie widziałbym jednak z większym pier.dolnięciem. O samej grze napisano już wiele, więc oczywiście dołączam się do piewców arcydzieła od SMS, jednocześnie informując, że 10/10 raczej bym nie wystawił, choćby właśnie przez to zakończenie, czy to, że mimo wszystko gra wydała mi się... krótka. Brak licznika nie pomaga, bo nie mogę swoich odczuć skonfrontować z rzeczywistością, ale jakoś tak mi się to urwało dość szybko. Cieszę się również, że opcjonalny ending jest w formie snu, bo gdyby mi takim cliffhangerem zakończyli gierkę to bym się lekko zdenerwował (aczkolwiek jeśli chodzi o zaprezentowane wydarzenia to należało się tego spodziewać, no i mamy pole do popisu w niewątpliwej kontynuacji). OK, wiem że od premiery minął prawie tydzień czasu, gierkę miałem wieczorem w piątek, siedziałem do 2:00, a później pewnie gdzieś z 17h łącznie w weekend. Następnie jakieś kilkugodzinne sesje w tygodniu, to pewnie by się uzbierało tego trochę, ale i tak za szybko jak dla mnie. Oczywiście może być to odczucie spowodowane tym, że skończyło mi się coś zayebistego, w co grałem praktycznie bez przerwy, a teraz doopa. No i robiłem maaaasę pobocznych rzeczy, starając się czyścić mapę jak najdokładniej potrafię - o żadnym rushowaniu nie może być mowy - każda ściana "wylizana" Nadal mam sporo rzeczy do zrobienia, platynka mimo braku trofeum za poziom trudności i tak będzie wymagająca, choćby za sprawą V... a także grindu w Nifelheim - ciekawe, że nikt o tym nie wspomniał - choć w sumie opcjonalna sprawa, więc potraktujmy to w ramach ciekawostki. Atreus w ogólnym rozrachunku okazał się spoko chłopaczkiem - gameplayowo to chyba najlepszy przydupas głównego bohatera w historii gierek video, ale jeśli chodzi o kreację postaci to nadal pozostaje za Ellie (podobnie zresztą jak cały duet - TLoU nadal lepsze w tym względzie, choć oczywiście też inne, więc zależy co bardziej do kogo przemawia). Ogólnie rzecz biorąc - mocarne 9/10 i pod wieloma względami najlepsza część serii, a także kolejny z mocarnych, playstationowych exclusive'ów.
-
A moja ostatnio w niekontrolowanym szale zakupowym wyczyściła praktycznie konto, więc teraz udaje, że się interesuje gierką i dziś zadawała mi masę pytań z gatunku "Jak gra? Daleko jeszcze do końca? Jak historia? To może porób jeszcze poboczne zadania, skoro boisz się, że już może blisko końca?"
-
No jak ją "karzesz" to zbyt długo to nie podziała
-
Nieeee, to wtedy już zostaw to Easy, bo polski dubbing (nie "lektor"), będzie wystarczającą katorgą No akurat jakiekolwiek "soulsy" (tak, BB również) to śmiech trochę jeśli chodzi o "system walki". Owszem, wygodne to i intuicyjne, zdaje egzamin, ale ta odsłona GoWa ma tak rozbudowany i umożliwiający kreatywne ubijanie, że BB przy tym wydaje się tępym klikadłem w stylu Diablo.