
Treść opublikowana przez Wredny
-
Just Cause 3
Kojarzę zarówno NR Geeka, jak i Bananowego Janka - spoko goście. Kurde, muszę zorientować się, jak JC3 chodziło przed patchem, bo doszły mnie słuchy, że aktualny patch tak grę popsuł.
-
Just Cause 3
Ja jestem kolekcjonerem, wiec jak już jest na półce to tam pozostanie. A wyzwania z wingsuitem mi akurat nie pasują - latanie przez kółka nieodłącznie kojarzy mi się z Superman 64
-
Doom
A ja właśnie po trzech misjach się zakochałem Takich gier mi teraz trzeba, żebym odzyskał wiarę w tą generację bubli i pospiesznie wydawanych półproduktów (nawet same konsole się wpisały w ten schemat). Dopracowana, wciągająca, śliczna, oldschoolowo grywalna, szybka, dynamiczna... Praktycznie ideał.
-
Doom
Oczywiście, że celuję w platynę, ale i tak chętnie zobaczę wszystko, co twórcy mają mi do zaoferowania - mam zamiar zajrzeć w każdy kąt i znaleźć wszystkie sekrety (choć pewnie bez YT w niektórych przypadkach się nie obejdzie). W każdym razie ta gierka jest genialna. Przy całym szacunku dla Uncharted 4 - tu przynajmniej gram i czuję się jak gracz - tam zbyt często byłem widzem. Jak na razie to dla mnie gra roku No i zginął ktoś wpadając do lawy?
- Doom
-
Doom
Ja zacząłem od nowa, bo dopiero w trzeciej misji odkryłem, że na mapie zaznaczone są sekrety Oczywiście co innego wiedzieć, gdzie są, a co innego umieć je znaleźć, ale próbuję - na razie ambitnie wyczyściłem dwie misje - dzięki temu też będę miał całkiem długą kampanię
-
Just Cause 3
Z Homefrontem tym bardziej bym nie liczył na jakąkolwiek poprawę. Dodatkowo HR jest skopany również "merytorycznie", cierpi na syndrom Far Cry 2 czy Assasin's Creed - jest zwyczajnie przeładowany nudnymi, powtarzalnymi zadaniami, ciągle w tych samych lokacjach. Do tego masa błędów z gatunku tych ciężkich i Just Cause 3 wydaje się przy tym ideałem, gdyż tu kuleje "jedynie" framerate i czasem gra się zawiesi.
-
Wolfenstein: The New Order
Dokładnie o tym zawsze wspominam, gdy jest temat o Wolfie - zaskakująco dobra, dojrzała historia i świetnie nakreślone postacie, na czele z niesamowicie za(pipi)istym BJ Blazkowiczem. Do tego cudowny gameplay, rozbudowane lokacje z masą sekretów - zdecydowanie mój ulubiony shooter ostatnich lat - platynka na PS3 i PS4.
-
Platinum Club
Ty się nie sugeruj moim czasem - ja eksploruję, zwiedzam, grinduję, farmię, a także dość często zasypiam z padem w dłoni (uroki grania późnymi wieczorami po całym dniu ciężkiej roboty).
-
Just Cause 3
No widzisz - FC3 to idealny przykład tego, o czym pisałem wyżej - mi tam nic nie przeszkadzało (może oprócz zbyt krótkiego występu Vaasa). Framerate był znośny, śliczne tereny, masa rzeczy do roboty - fajna gierka. A teraz wyobraź sobie, jak z(pipi)one jest Just Cause 3, skoro nawet ja narzekam
-
Doom
No niestety, teraz chwali się developerów i stawia im pomniki za zagrania i rozwiązania, które kiedyś były normą/obowiązkiem. Tyle dobrego, że są jeszcze tacy, którzy mają jaja te rzeczy wprowadzać, ku uciesze takich starych dziadów, jak ja
- Ghost Recon: Wildlands
-
Just Cause 3
Mi niby też nie, ale w grze akcji, nastawionej na taką ilość strzelania... Ten przymusowy slow motion jest mega irytujący. Piszesz, że wychowałeś się na czymś tam - jeśli ciąg liczb w nicku to Twój rok urodzenia, to dzieli nas ponad dekada - ja wychowywałem się na Pegasusach, Atari, C64 i przede wszystkim na Amidze. Gram od ponad 20 lat na różnych sprzętach, jestem wyrozumiały, zawsze stawiam wyżej fun z gry niż technikalia i wielokrotnie nie kumam zarzutów wobec jednej czy drugiej gry o spadki framerate'u, bo dopóki nie psuje mi to zabawy to dla mnie jest niezauważalne (Wiedźmin 3 np.), ale tutaj? Momentami to poziom Fallout 3 ze wszystkimi DLC na PS3. No i te niczym nieuzasadnione loadingi, że już o tym wieszaniu się nie wspomnę... OK, pewnie przez większą część gry będę się dobrze bawił, ale te momenty (choć w przypadku niskiego framerate'u trudno pisać o "momentach") sprawiają, że mam zastanawiam się, czy Avalanche nie dało JC3 w ręce praktykantów, by trzon zespołu mógł robić w spokoju Mad Maxa.
- Bloodborne
-
Just Cause 3
Skusiłem się i kupiłem od kumpla za 85zł (wersja PS4). Początek fajny, później lekko żałowałem, bo ze trzy razy musiałem powtarzać jedną z pierwszych misji, gdyż loading po kolacji u babci Mario trwał w nieskończoność (dwa razy! za pierwszym razem zamknąłem grę i okazało się, że autosave tylko oszukiwał, że działa, za drugim razem wyłączyło mi konsolę i ten sam problem plus odbudowa bazy danych). Spadki animacji to jakiś ponury żart, podobnie długaśnie loadingi, czy to przed, czy po cut-scenkach. Framerate leci na pysk nie tylko przy większych zadymach niestety, czasem konsola uznaje, że zbyt dużo się dzieje w tle i załącza slo-mo. Piszę to teraz, gdy gra znów poczęstowała mnie nieskończonym loadingiem, tuż po scence, a przed napisem "Congratulations" itp - te pierwsze razy dokładnie w takim momencie. I cholernie mi szkoda, bo gdyby to trzymało poziom 30 klatek i ogólnie było technicznie przetestowane i połatane, to byłaby z tego mega rajcowna pozycja. Jest podobnie, jak w dwójce, tyle że dużo łatwiej. Co prawda JC2 grałem całą na najwyższym poziomie trudności, ale tam wrogowie byli dużo bardziej agresywni, wysypywali się w nieskończoność, hakowanie trzeba było uskuteczniać samodzielnie itp. Tutaj dużo rzeczy robi się automatycznie, łatwo zgubić "heat", checkpointy są rozsiane gęsto, wzywanie pojazdów nic nie kosztuje, znajdziek jest mniej - uprościli wszystko. Na pewno mam zamiar wbić w tym platynkę, by dołączyła do tej z części poprzedniej, ale chciałbym, by ktoś to spatchował (choć się nie łudzę zbytnio już).
-
Doom
Bez poradnika szans nie widzę - jestem w trzeciej misji, a nie znalazłem żadnego sekretu, choć na razie jaram się tylko strzelaniem i akcją (choć widziałem raz wysoko figurkę Marine - to sekret? nie bardzo wiedziałem, jak tam dotrzeć). W każdym razie nie dość, że gierka wygląda, śmiga i brzmi jak marzenie, to jeszcze ma taka długą kampanię - nareszcie porządny FPS na tej generacji (będzie już drugi, po Wolfie).
-
Dark Souls
Nie przesadzajmy. Do Call of Duty na Veteranie to i owszem, ale Soulsy są sprawiedliwe (może za wyjątkiem dwójki, choć też tylko w paru momentach) i raczej nie powinny frustrować - jedynka nie zdenerwowała mnie ani razu, zawsze czułem się raczej zmotywowany. Swoją drogą ostatnio oglądałem jakiś PeCetowy let's play z pierwszego Dark Souls i pomyślałem sobie "kurde, jak to ładnie wygląda", ładniej niż DSII Scholar of the First Sin. Chętnie przygarnąłbym remaster na PS4 - 1080p/60fps i mógłbym znów zanurzyć się w jednej z moich ulubionych gier ever.
- Ghost Recon: Wildlands
-
Ghost Recon: Wildlands
Spoko. Ciekawe, jak wielki i różnorodny będzie teren akcji. No i jak spisywać się będzie AI naszych towarzyszy, bo niekoniecznie zawsze będę miał ochotę śmigać z żywym kumplem. Mam nadzieję, że nie będą takimi terminatorami, jak w Future Soldier, bo tam nie popełniali błędów, więc wręcz nie opłacało się grać z żywym pomagierem.
-
Metro: Redux
Doopa tam... O ile zarzuty wobec Lords of the Fallen rozumiem (choć gierka mimo błędów jest fajna), tak wszystko o Dying Light to bzdura, wynikająca ze złego podejścia do gry, lub jakiegoś do niej uprzedzenia. Żadnego z tych błędów nie doświadczyłem, nie doznałem "wysokiego progu wejścia", nadmiernie trudnej walki itp. Owszem, była wymagająca, ale to było fajne - taka namiastka survivalu - dzięki temu człowiek nie był tak bezkarny, jak w Dead Island (choć i tak niedługo, jak się dopakowało w te "nieprzydatne umiejętności", to później nawet nocą był lajt).. Reszty nie chce mi się komentować, bo i tak się tu burdel robi (przypominam, że to temat o METRO), ale Dying Light to jedna z lepszych gier, w jakie pykałem na "nowej generacji", a Techland śmiało można stawiać w jednym rzędzie z CDP Red - wiadomo, że Wiesiek to dużo ambitniejsza produkcja, ale w kategorii "farkrajowej" Dying Light podoba mi się nawet bardziej niż te fpso-sandboxy od Ubisoftu. A teraz wracamy do Metro
-
Uncharted 4: A Thief's End
Spoko wypowiedź, łap plusika, zwłaszcza za ten łuk - też mnie wkurzał ten upgrade - pierwsza wersja miała sens i survivalowy sznyt, a ten ostatni rodem z jakiejś olimpiady normalnie. Ja jednak wolę choćby te śrubki, niż zupełnie nic (bo o jakim character development piszesz, kiedy Nate sam biega po pustkowiach, że niby to kształtuje jego charakter?). Z podobnego względu hejtowałem kiedyś Killzone 3 - jak nienawidzę znajdziek upychanych na siłę, tak uważam, że tam ich brakowało - czułem się oszukany, gdy dostałem czterogodzinny, samoprzechodzący się celowniczek na szynach, konieczność lizania ścian i cofania się w jakieś zakamarki przynajmniej dałaby mi iluzję gameplayu, a tak czułem się tylko palcem na spuście.
-
Uncharted 4: A Thief's End
Jeśli cię tak jara otwieranie skrzynek, to zagraj w Mad Maxa. Będziesz w skrzynkowym raju. Nie jara mnie, ale zawsze to jakaś namiastka gameplayu, jakaś próba zaangażowania gracza do zabawy, zamiast biernych przechadzek, niczym przejazdów kamerą w photo-mode.
-
Uncharted 4: A Thief's End
Przyznam Jak już mówiłem - zawsze wolę oryginał. Wiedźmin 3 tylko po polsku na przykład - bo po pierwsze ta wersja jest dopracowana (ogólnie, wiadomo że znajdą się postacie w tle, które są słabo zdubbingowane), a po drugie - naturalna - w końcu to nasze, słowiańskie klimaty. Tak samo w przypadku Uncharted - wybieram angielską, bo jest dopracowana, a przede wszystkim - naturalna i w tych okolicznościach - jedyna słuszna. No i fakt, jak patrzę na okładkę polskiej wersji... No ale skończmy te dywagacje o gustach i bezguściach... Od kilku dni gram w Tomb Raider Definitive Edition i w sumie już wiem, czego brakuje mi w Uncharted 4... Przechodziłem obok japońskich rzeźb, co Lara skwitowała komentarzem (podobnie, jakby to uczynił Nate w Uncharted), z tym że komentarz nie był jedyną sprawą, która się odbyła w tym pomieszczeniu - miałem jeszcze dwie skrzynki, które mogłem otworzyć, by zdobyć surowce - ot, trochę gameplayu, zamiast zwykłego podziwiania widoczków. I tym właśnie wygrywa u mnie TR - przestrzeń jest lepiej zagospodarowana, jest masa rzeczy do podniesienia, do zestrzelenia, do odblokowania skrótu itp. O ukrytych grobowcach nie wspomnę, aż prosi się, by ten No i ogólnie samo wykonanie terenów... Ja wiem, że Uncharted to była zawsze taka wesoła kreskówka, ale skoro w czwartej części postanowiono pójść we względny realizm, to i projekty poziomów rodem ze starszych odsłon, mogły trafić do kosza - te wszystkie gzymsy, platformy - wszystko wygląda tak nienaturalnie, niektóre z tych rzeczy przypominają platformy z Jak & Daxter czy nawet Crasha, a nie coś, co występuje w naturze. Znów - TR robi to lepiej, wszystko jest takie bardziej zintegrowane, wtopione w otoczenie, posiada nieregularne kształty itp. Nie hejtuję tej gry bezpodstawnie, mi tam U4 się podoba, odnoszę się po prostu do komentarzy typu "wysłali Larę na emeryturę" itp. Albo nie porównujmy tych dwóch gier, albo spójrzmy prawdzie w oczy - TR (piszę o poprzednim ciągle, nie grałem w Rise...) jest lepszy jako gra, angażująca gracza satysfakcjonującym gameplayem. Uncharted 4 to momentami film przygodowy, który świetnie się ogląda, bo ma fajną historię i sympatycznych bohaterów, ale gameplayowo często przynudza.
-
Uncharted 4: A Thief's End
Nom, polski to jakaś pomyłka jest.... Jeszcze żeby on sobie po prostu tam był, to może i nic bym nie pisał, ale te pieśni pochwalne na temat jakości polskiego dubbingu tak mnie teraz bawią, że aż czuję się sprowokowany do ich wyśmiania Nie dość, że tłumaczenie z dupy (jak to zwykle bywa w Uncharted - przekład bez pojęcia o kontekście, błędy rzeczowe), to później kartkę z takim paszkwilem dostaje nasz domorosły aktorzyna, który również nie ma pojęcia o kontekście, bo gry na oczy nie widział. Interpretuje więc to po swojemu, jeszcze bardziej oddalając się od pierwotnego zamysłu i klimatu... Jak można taką chałturę stawiać wyżej od pracy profesjonalistów, którzy doskonale wiedzą w czym grają (bo to cały proces, z motion capture włącznie, bo reżyser ze scenarzystą czuwają nad tym)? I to wszystko abstrahując od samego faktu, jak bardzo niedorzecznie brzmi polski dubbing w ustach kogoś, kto zwie się Nathan Drake (a nie Nataniel Drejkowski np.). Do tego dochodzi absolutnie genialna mimika twarzy, każdy grymas, gest... wszystko przygotowane pod oryginał - potraktowane językiem polskim przynosi dodatkowe komiczne efekty. Nienawidzę całej idei dubbingu - to prawda. Nie chciałbym dożyć czasów, w których miałbym wszystko zdubbingowane odgórnie, jak mają w Niemczech czy innej Francji. Potrafię być jednak w miarę obiektywny. Owszem - jeśli nie miałbym porównania - być może uznałbym Boberka za fajnego Drake'a. Ale nosi mnie, gdy ktoś pisze, że Jarosław jest lepszy od oryginału - no ludzie... Dla mnie to taki ukłon w stronę ludzi, którzy uwielbiają disco polo i seriale na poziomie "Świat według Kiepskich" - mało wymagający Janusz, któremu wystarczy, że gadają do niego "po ludzku" - nieważne, czy zrobione jest to dobrze, czy na przysłowiowy odpier.dol...
- Destiny