-
Postów
12 486 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
36
Treść opublikowana przez Wredny
-
Spoko, mi nie chodziło o to, żeby się tej "fabułki" czepiać - po prostu starałem się odpowiedzieć na pytanie, czy w JC3 konieczna będzie znajomość zawiłości fabularnych poprzednich części - rozumiem konwencję, więc luzik
-
Zgadzam się ze wszystkim, oprócz tego, że RE4 za długie - chyba za to wyłapałeś tyle minusów, bo cała reszta sensowna Poniekąd mam podobne odczucia, że takie TPP to powinno być około 15 godzin rozgrywki, ale z łezką w oku wspominam właśnie RE4, które po 20 godzinach nadal trwało Zresztą ostatnio tak pozytywnie zaskoczyło mnie Dead Space 3 - tam też chyba z 25 godzin spędziłem w pierwszym przejściu. Z drugiej strony... Jeśli gameplay jest tak korytarzowy, poskryptowany i przepełniony QTE, to może lepiej, że jest tak krótko? Skąd ten wniosek? Otóż pamiętam, jak jeszcze niedawno męczyłem się (cierpiałem wręcz) przechodząc wszystkie 4 scenariusze w Resident Evil 6 - 30 godzin "grania", a gameplay i design poziomów równie "skomplikowany", co w The Order - co z tego, że dłuższy, jak nadal samograj? Oczywiście za taki rodzaj rozgrywki i czas gry żaden z tych tytułów nie zasługuje, by kupować go w pełnej, premierowej cenie, ale jak ktoś nie może wytrzymać i ogląda całość na YouTube, tylko po to, by później móc hejtować na forach to jest IDIOTĄ i nie ma tu nawet miejsca na dyskusję
-
Czyli cała "forumkowa śmietanka" już przeszła grę na YouTube? Gratuluję głupoty... Serio, nawet jeśli wierzę w te teksty o sześciogodzinnym singlu (a znając Sony i ich zamiłowanie do przesadnie filmowych samograjów jak KZ3, Heavy Rain czy Beyond, wierzę), to w życiu nie wpadłbym na to, żeby zaspoilerować sobie całość (czy choćby jakiś większy fragment, który przy tak krótkim czasie gry, będzie na pewno fragmentem znaczącym), przed własnoręcznym zagraniem. Nikt nie każe tego kupować na premierę - mnie też interesował ten tytuł, ale po tych wszystkich rewelacjach wstrzemięźliwość jest jedynym słusznym podejściem.
-
Nie chodzi o to, ŻE pływał, ale JAK Animacja pływającego Drake'a to jakaś kpina i coś, co zwyczajnie Psiakom nie przystoi. Co do fabularnego powiązania to raczej bym się nie martwił. Być może jest, ale właśnie gram w JC2 i historyjka jest raczej głupiutka, dialogi niczym w starych Residentach, a Rico to przygłup, który przypomina mi Garcię Hotspura z Shadows of the Damned. Tutaj najwyraźniej liczy się sam gameplay, eksploracja tej wyspy i rozpierducha, którą możemy na niej siać. Kurde, to moje drugie podejście do JC2, w ramach tzw "dawania drugiej szansy", ale chyba znów nie wytrzymam tu zbyt długo - niby to wielkie i ładne, ale ile można oglądać wybuchy - jak w najnowszych Transformers - w końcu zaczyna nużyć...
-
Nie no już sobie z tym poradzili, bo Joel w TLoU pływa i nurkuje wyśmienicie.
-
No trochę tak, ale już z pływaniem to takie Naughty Dog mogłoby się od Avalanche uczyć, bo za każdym razem, gdy widzę Drake'a śmiesznie pedałującego po powierzchni wody, to strzelam facepalma
-
Pogram to się wypowiem, ale najlepsze sandboxy to jednak te od Rockstar i dwa ostatnie Far Cry'e. Just Cause 2 jakoś tak widzę w tej samej lidze, co np Red Faction Guerrilla lub Saints Row. Jak już jednak napisałem, wypowiem się szerzej po obszerniejszym zagraniu.
-
Ja wczoraj "ustawkowałem się" w naszym polskim GOTY - Enemy Front OMG! Jakie to jest goovno! Multi tnie, freezuje, co chwila cos się nie wyświetla na ekranie (znikające elementy HUDa), zero śledzenia progresu, brak możliwości zaproszenia znajomych... Kupiłem za 16.50 w promocji, odpaliłem i stwierdziłem, że jak już to mam i się chłopaki ustawiają, to się podłączę... Ależ to był błąd... Wczoraj zasnąłem podczas boostowania i wyszedłem "po angielsku", bo był burdel i nikt tego nie ogarniał. Nie wiem, czy to dokończę, bo to będzie chyba mój pierwszy boost, od czasu wspomnianego przez Ciebie Batmana (tam nie wytrzymałem i olałem) - takie akcje skutecznie zabijają jakąkolwiek przyjemność z gry (o ile w tym crapie można czegoś takiego doznać).
-
Uwielbiam ludzi, którzy nie mając argumentów brną w skrajności... @Bartosz - nie, samograje również mnie wkurzają, choć akurat TWD nadrabiało świetną historią i iluzją swobody w dokonywanych wyborach. @Soban - piszę o normalnych wersjach nowszych hiciorów, o typowym cross-genie (jak Alien Isolation, The Evil Within czy Far Cry 4 właśnie), a nie o spartolonych portach, robionych przez sprzątaczki i woźnych dla szybkiego zysku. Jeśli dla Ciebie FC3 był niegrywalny z tak błahego powodu to współczuję, bo wielu innym tytułom będzie bardzo ciężko Cię zadowolić. Dla mnie animacja w tym tytule nie była nawet brana pod uwagę w segmencie ewentualnych wad, bardziej wydarzenia fabularne, krótki "czas ekranowy" Vaasa i takie tam. Strasznie się teraz (wraz ze zmierzchem siódmej generacji) namnożyło tych technicznych fanatyków i stary konsolowy gracz, taki jak ja, zupełnie nie potrafi tego zrozumieć - sorry, ale gdzieś Wam umknęła radocha z grania w międzyczasie... Powiem tak, by zamknąć raz na zawsze bezsensowną dyskusję... Animacja jest bardzo ważna, ale ja nie zwracam na nią uwagi, dopóki nie tnie, jak w Fallout 3, Skyrim (przed patchem), czy we wspomnianym Dark Souls w Blighttown - dopóki nie występują takie ekstrema, może sobie czasem chrupnąć, najwyżej ten fakt wypomnę w recenzji.
-
A gdzie ja napisałem, że "nie są duże"? Są duże, bo miałem okazję zagrać w FC4 na PS4, więc wiem, jak to wygląda. Z tym że ja mam PS3, więc nie mam zamiaru płakać nad tym, że "dostałem gorszą wersję". Jak wyszedł FC3 to wszyscy się jarali, że takie to piękne, że urzekające widoczki i ogólnie rewelacja. Więc teraz mam FC4, które wygląda podobnie lub nawet ciut lepiej niż FC3 (na PS3) i mam nagle lamentować i marudzić, bo gdzieś tam, na PS4 mają lepszą wersję? Nie, nie będę, bo mam PS3 i tylko w obrębie tej konsoli mam zamiar porównywać - na cholerę sobie na siłę obrzydzać dany tytuł, skoro granie w niego nie jest katorgą? A żeby nie było offtopu to mi również bardziej podchodzi ten klimat z DmC - po prostu japońska stylistyka gier z okresu PS One i wczesnego PS2 w pewnym momencie przestała do mnie przemawiać, a zaczęła drażnić. Nawet mój ulubiony MGS mi zbrzydł
-
Nauczcie się czytać ze zrozumieniem - napisałem "jeśli nie przeszkadza", "jeśli nie jest skopany". Gameplay ma być jak dobra ścieżka dźwiękowa w filmie, albo jak sędzia na boisku piłkarskim - niezauważalny, żeby nie burzyć immersji z danym tytułem. Ma być intuicyjnie, responsywnie i satysfakcjonująco, żeby problemy z nim nie przesłoniły reszty, która buduje klimat, więc dla mnie jest ważniejsza. Płynne 30 klatek nie przeszkadza mi w odbiorze tytułu jakiegokolwiek gatunku, zresztą przeżyłem Blighttown w Dark Souls i jakoś cała gra to dla mnie jedno z największych arcydzieł, a przecież jej siła to głównie mocarny gameplay.
-
Tak. Jeśli nie jest skopany, ergo - spełnia swoją rolę (a ten w DmC spełnia, wręcz pozwala mi się bezstresowo cieszyć całą resztą), to dla mnie jest ostatnim z czynników do oceny. Dużo wyżej cenię sobie dobry klimat, design itp. Oczywiście wszystko zależy od gry, bo czasem niektóre opierają się TYLKO na gameplayu, nie mając do zaoferowania nic z powyższych, ale w tym akurat przypadku właśnie tak to oceniam.
-
To może i ja dołączę do grona osób, które nie rozumieją tego niedoceniania... Czas dać JC2 drugą szansę, bo kiedy ją porzuciłem, najwyraźniej ominęło mnie coś fajnego.
-
A widzisz... Dla mnie taki Metal Gear Rising jest zupełnie niegrywalny, głównie przez udziwnione sterowanie, którego za cholerę nie miałem ochoty opanowywać (to z kolei przez typowo japoński feeling, głupotki i odjechane akcje, z których już wyrosłem) i nie ratuje go 60fpsów, kiedy wszystko inne mnie odrzuca. Oczywiście, że pewnie masz rację, ale dla mnie najważniejsze w grach są design, klimat, historia, a sama mechanika (jeśli nie jest okrutnie skopana) to ostatni z punktów, na który zwracam uwagę.
-
Rozumiem Artura doskonale. Co prawda poszedł w skrajność, ale wiem, że niektórym taki odwyk jest potrzebny. Jestem moderatorem na najlepszej polskiej stronie poświęconej pucharkom (skromność, wiem) i tam często spotykam się z osobnikami, którym trofea przesłoniły sens grania samego w sobie. Oceniają gry przez pryzmat pucharków, kupują gry pod pucharki, nie zagrają, jeśli np multi już nie działa (bo nie moża wbić 100% np), grają w największe goovna, byleby szybko powiększyć e-penisa, a na dodatek zaciekle bronią swej wizji, serwując strasznie pokrętne i żałosne tłumaczenia. Sam, mimo iż uważam się za zdrowego gościa i to gra zawsze jest dla mnie najważniejsza, łapię się na tym, że czasem pucharki potrafią mi daną produkcję obrzydzić i kiedy postanawiam od niej chwilę odpocząć, to później nie mam ochoty do niej wracać, bo sobie przypominam, że czeka mnie jakiś nudny grind, czy coś w tym stylu (ostatnio tak mam w Darksiders). Wiem, że powinienem to olać i po prostu to przejść, ale moja natura trophyhuntera nie daje mi spokoju. Jasne, że trofea/achievmenty pozwalają bawić się daną produkcją dłużej, poznać ją lepiej itp, ale przez nie często robią się olbrzymie zaległości, bo spędzamy z danym tytułem o wiele zbyt dużo czasu. Czasu, który moglibyśmy poświęcić na poznanie kolejnej produkcji. Achievmenty/trofea urozmaiciły rozgrywkę, ale stały się również jej rakiem i ją wypaczyły. Wielu osobnikom ciężko jest znaleźć złoty środek i zachować umiar niestety...
-
Właśnie za to, bo nie kumam ludzi, którym nagle 30 klatek przeszkadza we wszystkim i z powodu takiej pierdoły nagle gra jest do d... Jeśli masz jakąś zdiagnozowaną przypadłość, która powoduje zawroty głowy i odruch wymiotny podczas grania w mniej płynne gry to masz przerąbane, ale ja przeszedłem ten świetny tytuł i nie zaobserwowałem podobnych dolegliwości u siebie.
-
@ussr - dobre, uśmiałem się podczas lektury - fajna historyjka. Jak tylko dostanę plusiki to jeden leci do Ciebie, bo poprawiłeś mi humor
-
Jest też dużo przystępniejszy, ale przez to bardziej... casualowy Dla mnie to nie wada, bo w slasherach (tych prawdziwych, japońskich, nie action-adventure typu GoW, Castlevania czy Darksiders, które ludzie mylnie do tego worka wrzucają) jestem raczej cienki, więc ta przystępność jest dla mnie niewątpliwą zaletą. Poza tym stare DMC mają "residentowo" przedefiniowane ujęcia kamer, co również nie pomaga "współczesnym graczom" Szanuję klasykę i posiadam w kolekcji tą zremasterowaną trylogię, ale to przy DmC bawiłem się lepiej
-
O! W sumie też mnie to interesuje, bo w Dead Island było to zrobione rewelacyjnie. Do tego stopnia, że kiedy wróciłem do Skyrim i zacząłem machać mieczykiem poprzez zwykłe wciśnięcie przycisku, to jakoś tak biednie było.
-
Ja Thiefa ostatnio ledwo napocząłem (ale nie Pluso - kupiłem pudełeczko), jednak musiałem odstawić na później, bo mnie cała masa innych tytułów pochłonęła. Wrażenia z wersji PS3 całkiem OK, choć loadingi długie, sterowanie lekko specyficzne, a animacja potrafi znacząco chrupnąć (no i brak synchronizacji dźwięku z wydarzeniami na ekranie podczas cut-scenek). Poza tym klimacik jest i na pewno będę się dobrze bawił. Nie wiem czy tak dobrze, jak przy genialnym Dishonored, ale chętnie się przekonam
-
Ależ ja wiem, że technicznie to żaden problem - kwestia tylko chęci ze strony Capcomu i dogadania się z Nintendo. Ja po prostu studzę niczym nie poparty optymizm co niektórych jednostek
-
W tym wideo nie było ani słowa o RE Zero. Chciałbym podzielać optymizm XM, ale to nadal tylko spekulacje rozmarzonych fanów. @Kobik - popieram, pudełko być musi, choćby w Azji - znów sprowadzę najwyżej
-
Ja nie twierdzę, że nie dałby rady. Widziałem te fanowskie produkcje i strasznie mi się podobały. Sęk w tym, że w obecnym Capcom raczej mało komu na tym zależy i jeśli już doczekamy się jakiegoś odświeżonego klasyka to najprędzej będzie to RE Zero z Gamecube, bo można to osiągnąć najmniejszym nakładem pracy. REmake "dwójki" to byłaby zupełnie nowa gra, a tego na bank nie będzie im sie chciało robić.
-
Jak chyba każdy, kto miał z tym cudeńkiem styczność... Niestety tutaj Capcom musiałby pracować od zera, bo sam remaster HD nie wchodzi w grę - w tym układzie wątpię, by coś z tego było.
-
Będąc złośliwym, napisałbym że 1/4 gry miałeś już więc za sobą Dla mnie słabizna. Tak bardzo wzorowali się na Call of Duty, że gra straciła własną tożsamość i stała się obrzydliwie wręcz korytarzowym celowniczkiem na szynach. Na Elite to jakieś 4 godzinki bezstresowego parcia przed siebie, bo nawet zginąć nie ma jak, skoro zaraz przybiegnie przydupas z defibrylatorem Multi fajne, ale nawet w nim kilka rzeczy niepotrzebnie zmienili. Pamiętam, jaki zawód przeżyłem, kiedy to ukończyłem - dawno tak nie żałowałem kasy wydanej na premierę i tylko powtarzałem sobie "Idioto, trzeba było brać Bulletstorm" (którego kupiłem później i bawiłem się wyśmienicie).