Na wstępie zaznaczę, że mi się poprzednie dwie części (i ogólnie saga jako całość) podobały, bo w sumie robią to, co ich poprzedniczki (z "Park" w tytule) - bawią z lekkim dreszczykiem w dinozaurowych klimatach.
Trochę nie kumam hejtu, bo podobnie jak stara trylogia, tak i Worldy to nic innego, jak zwykłe popcorniaki i póki nie gwałcą imienia marki, jak nowe Terminatory czy inne Alieny to nie mam z nimi problemu.
Dominion domyka całość w sposób trochę zbyt odjechany i oklepany - mega oczywista zła korporacja i jej sekciarski guru w typie Steve'a Jobsa (czyli coś jak Riz Ahmad w Venomie, albo Tom Hanks w Circle - to był nawet spoko film), ale chyba z sympatii do bohaterów, a także zaproszenia starej obsady, udało im się nostalgią zamydlić mi oczy do tego stopnia, że głupoty i niedorzeczności nie przeszkadzały mi tak bardzo.
Ogólnie początek świetny, piękne zdjęcia plenerów, te śnieżne klimaty, łapanie dinozaurów na lasso, Blue hasająca po lesie z potomstwem - to były super momenty.
Później, gdy przenosimy się na Maltę to robi się trochę dziwnie, targowisko to jakaś Tortuga z Piratów i zaczynają się akcje rodem z Uncharted (no i oczywiście strong-black-lesbian protagonist, ale nawet znośna, bo ma fajny tyłek), a później to już klisza kliszy i takie trochę na siłę mieszanie nowej obsady ze starą, ich wzajemne zapoznawanie się i ogólne przeładowanie fan-servicem, zamiast sensownej fabuły samej w sobie.
Zakończenie to też niezła bajeczka i ogólnie zbyt naiwne, ale jakoś nie potrafię dać niżej niż 7/10, bo bawiłem się lepiej niż przy wielu średniakach, którym daję oczko mniej.
Zdecydowanie najsłabsza odsłona (wyraźna tendencja spadkowa - jedynka najlepsza, a później w dół), ale nadal wyższy poziom niż trzy ostatnie części "Szybkich i Wściekłych" np (i mimo biegających dinozaurów - Jurassic World jednak bardziej trzyma się realizmu).