Po latach postanowiłem powrócić do zdaje się ostatniej, pełnoprawnej odsłony przygód tajniaka Tannera. Jak pewnie wielu z was wie, w opinii publicznej, od czasów trzeciego Drivera seria spadła z rowerka i straciła swoją dobrą opinię znaną z czasów szaraka. Trójka była podobno strasznym zawodem, Parallel Lines w sumie nie był chyba taki zły, ale nadal wiele mu brakowało, aż pojawił się swego rodzaju powrót do korzeni w postaci ogranego przeze mnie Driver San Francisco. Ktoś w końcu zrozumiał, że Driver nie ma być serią idącą w tym samym kierunku co GTA. Nie ma to być kolejna gra akcji w gangsterskim klimacie skupiona na rozwałce. San Francisco w świetnym moim zdaniem stylu wraca tam skąd pochodzi. Znów jest to po prostu świetna gra samochodowa, pełna prędkości, zupełnie jak jedynka i dwójka. Niestety, gra moim zdaniem jest dziś już mocno zapomniana, a szkoda, bo jest naprawdę warta uwagi! Poniżej w spoilerze umieszczę mały opis tego co się w grze dzieje
Gra podzielona jest na bodajże 15 misji głównych, do których dostęp odblokowujemy wykonując kilka mniejszych misji pobocznych. Są to różnego rodzaju wyścigi, pościgi, akcje kaskaderskie i tym podobne. Gra nie nudzi, daje nam możliwość pokierowania szerokim wachlarzem licencjonowanych (!) aut i ani na chwilę nie spuszcza z tonu, a już pod koniec wkręca się na naprawdę wysokie obroty. Oprócz wspomnianych misji fabularnych, oraz pobocznych mamy też mnogość innych aktywności czy jakieś znajdźki, ale szczerze mówiąc nie skupiałem się na nich zbytnio, więc nie jestem w stanie za dużo o nich powiedzieć.
Jak podobała mi się gra? No cóż, skoro tyle dobrych słów na jej temat napisałem, to raczej bardzo mi się spodobała Ograłem ją już raz, kilka lat temu i wiedząc jak dobry to tytuł, bardzo chętnie sięgnąłem po niego ponownie. To samo polecam wam, zwłaszcza jeśli lubiliście pierwszego i drugiego Drivera, a nie koniecznie siadły wam nowsze odsłony. Naprawdę miło się zaskoczycie!