Nie panowie w mojej historii nie chodzi oto że jakaś baba zakazuje mi grania czy uważa że to dziecinne. Tu jest inna sprawa.
Ja sam siebie w pewnym momencie życia zdałem sprawę z tego że mając 36 lat zachowywałem się przez te gry jak gówniarz. Owszem pokończyłem trochę gier i mam niezłe wspomnienia ale te gry tak na prawdę nic mi nie dały. No i przyszła refleksja nad trofeami, nad zdobywaniem platyn. I jakie to wszystko było głupie. Nigdy nie byłem uzależniony od grania w taki sposób że siedziałem w nich bez przerwy. U mnie to wygląda tak że jak nie mam ochoty to nie gram jak mam ochotę to po 2 godziny i koniec. Teraz sytuacja jest taka że mam konsole w mieszkaniu mam gry, ale w nic nie gram. Nie mogę się ani zmusić ani z kimś w coś zagrać. Jakby takie przesycenie też nie tylko sama refleksja. No Man Sky no kupiłbym na premierę ale wiem że leżałaby i nawet przez pewien czas bym nawet nie włożył do konsoli.
Nie wiem czy to chwilowa przerwa czy może już nie wrócę do grania. Poważnie liczę na Rise of Tomb Raider że mnie wciągnie, że pojadę do sklepu że kupię że wrócę do mieszkania zasłonię rolety i przepadnę w na dwadzieścia kilka godzin. A potem pewnie znów przerwa albo i śmierć gracza. Definitywna kropka. Tylko jaka alternatywa? Owszem są książki są ludzie, wyjścia do knajpy kawiarni, jest rower, są seriale są filmy jest kuchnia i gotowanie dla nowo poznanej dziewczyny ale gdzieś tam głęboko będzie ta tęsknota. Mam też inne pasje i zajęcia poza graniem ale one są bardziej konstruktywne niż 2 godziny wieczorem przy TV.
Nie gram w gry na dzień dzisiejszy.