U siebie tylko amortyzatory wysyłam na serwis raz do roku przed sezonem. Całą resztę warto zrobić samemu, na YT są Tutoriale, co jakim kluczem odkręcić co przesmarować jakim smarem. Nawet to który numer łożyska gdzie siedzi w rowerze i gdzie kupić.
W Niedziele byłem na wyścigu w Mielniku, a Piątek dwa dni przed wyścigiem zrobiłem sobie czterogodzinny spacer, wyszło 27 km na piechotę. Nogi w Sobotę były załatwione na amen a ja w Niedzielę na wyścig miałem jechać. Ale całą sobotę odpoczywałem w łóżku grając w retro gierki więc trochę nogi odpoczęły. Ale dopiero na wyścigu poczułem jaką głupotę zrobiłem. Wyścig składał się z dwóch okrążeń po 18 km każde, więc przyjechałem wcześniej, wsiadałem na rower i zrobiłem jedno okrążenie zapoznawcze. Więc na wyścigu teoretycznie miałem lżej bo wiedziałem gdzie są podjazdy i kiedy się oszczędzać. Ale niewiele to mi pomogło bo przed drugim okrążeniem siadły mi nogi wiec dowlokłem się do mety. Wsiadłem w samochód, wróciłem do domu to mi żona powiedziała Brawo Misio ale ci dobrze poszło bo sprawdziła wyniki po wyścigu a ja zdziwiony Wydawało mi się że pojechałem tak sobie ale miejsce w środku całej stawki jest bardzo zadowalające gdy wiem że gdyby nie ten głupi pomysł na 27 km spacer to pojechałbym jeszcze lepiej.
Teraz mam urlop i odpoczywam, siedzę w mieszkaniu, rano wychodzę na spacer z psem, wracam, gram, po 15 drugi spacer wracam gram, leczę te drobną kontuzję nogi przed wyścigiem w Janowie (Gmina Chełm). Znów trzeba będzie tam wrócić i jechać chore umysłowo podjazdy. Czuję w prawej stopie w kostce coś takiego jakbym ją skręcił ale to nie to bo ból byłby większy a boli zdecydowanie mniej i przechodzi mi to dziwne uczucie. Po spacerze w sobotę czułem mocno łydki, bo mięśnie parzyły po 4 godzinnym wysiłku a ból w kostce pojawił się dopiero po wyścigu w niedziele. Cholera wie, może w coś przywaliłem w trakcie jazdy ale w wyścigowym szale tego nie zauważyłem. Miałem jeden dziwny moment, mianowicie wchodząc w zakręt w lesie, w prawą stronę miałem prawą nogę opuszczoną w dół, i pedałem zahaczyłem o jakiś korzeń, to podbiło mi stopę wraz z pedałem trochę do góry i wybiło z rytmu. Ale nie czułem po tej akcji żadnych nieprzyjemności. Dopiero po wyścigu.
Po wyścigu wszyscy mocno na forum narzekali na start wszystkich sektorów, które się zakorkowały na podjeździe. Zaraz po starcie był taki stromy podjazd gdzie nie każdy dawał sobie radę i powstał zator, zamiast podjeżdżać musisz zejść z roweru podbiec, złapać przyczepność i starać się doganiać tych co odjechali. Sam podjazd był o tyle trudny bo usypany kamieniami i piaskiem wiec o przyczepność bardzo trudno. Trasa bardzo mi się podobała. Fajnie było tam wrócić po 4 letniej przerwie. To tyle na dziś z wyścigowego namiotu