Ja w końcu wybrałem się tydzień temu na Dillingera, no bo rozwiązują działalność, to trochę głupio by było nie doświadczyć tego chociaż raz.
Po przyjeździe i wyjściu z autokaru przy Jubliacie Kraków przywitał nas takim widokiem
Ruszyliśmy do klubu i tam już gigi na pełnej kurwie.
Supporty dobre, 'The Number Twelve looks like you' nie słuchałem z 8 lat a 'God Mother' pięknie rozpierdolili system.
'Dillinger' natomiast zaprezentował się fantastycznie, ponad godzina ekstremalnego nakurwu, przerywana tymi paroma lżejszymi numerami. Zagrali właściwie prawie wszystko co chciałem usłyszeć na żywo.
O, tak było:
Jeszcze Ben wyszedł na lewy balkonik i jebnął z gitarą do ludu pod nim \m/
Potem czekaliśmy ponad półtorej godziny aż wyjdą do ludzi. W realu wszyscy muzycy sympatyczni jak skurwesyn i z każdym można było na luzie pogadać i sobie fotki porobić.
Z Gregiem to gadałem chyba z 10 minut, na koniec były heheszki, że jak nie będą już mieli pieniędzy, to niech zrobią reaktywację zespołu.
Polecam serdecznie takie wybitne koncerty, dla fanów dobrej muzyki.