Szukałem po necie miesiącami (wiadomo - nie codziennie) przeróżnych kaw. Wrzucałem na forum kawasaki foty i ludzie mnie wyleczyli skutecznie z allegro, otomoto itp. serwisów (same ulepy, szkoda słów...). Przed wyjazdem znalazłem w necie pozytywne opinie o małym przydomowym "komisie". Jak byłem w Afryce, to brachola poprosiłem żeby mi znalazł na ich stronie nr tel. Zadzwoniłem i pytałem się o kawę. Facet powiedział, że poszuka (sprowadzają maszyny z Włoch), ale nic nie znalazł. Powiedziałem sobie - a co tam, kupie u nich co tam mają. No i miała tak w ogóle być k3, a jak przyjechałem już kupić sprzęt, to okazało się, że od tyg. sprzedana i wspólas zapomniał ze strony zdjąć. Zacząłem się tej k6 przyglądać ze świadomością, że im droższe moto tym bardziej będzie bolało jeśli zglebię. Tym razem powiedziałem sobie - hÓj tam, stać mnie. Podpisaliśmy papiery, pogadaliśmy (właściwie to facet nawijał większość czasu - wporządku typ BTW). Nawet moto przywieźli pod chałupę. Jak przyszło do płacenia to gość jeszcze stówę zjechał z ceny (mimo, że wcześniej było już parę stów utargowane). Na chwilę obecną nie żałuję zakupu.
Co do jeżdżenia - dziś sobie wyskoczyłem na taki krótki odcinek dwupasmówki. Jadę sobie te 70. Patrzę w lusterka, a tam kolo w octavii dusi jakby mu się gdzieś kÓrwa spieszyło. No to odkręciłem lekko manetkę (lekko) na 5 biegu. Patrzę na budzik, a tam złoty siedemdziesiąt. Masakra. Chyba nawet 8 tys. obrotów silnik nie miał, a przy 16 zaczyna się czerwone pole. Odpuściłem. Kolo w skodzinie nie (zniknął sobie gdzieś tam na horyzoncie). Później pojeździłem po mniej uczęszczanych drogach okolicznych wiosek, to nawet do 90 się nie rozpędzałem. Zdaję sobie sprawę, że nie ma co pałować. Dopiero poznaję moto. Jak znalazłem kilka równiejszych winkli, to ćwiczyłem wchodzenie z większą prędkością/pochyłem. Nie ma co się oszukiwać - na razie to jestem mistrzem prostej. Daleko mi do popisówek. Oby pogoda w miarę dopisała, to jeszcze sobie wyskoczę parę razy powczuwać się w sprzęta.
LwG