Ok, w zasadzie już kończę scenariusz Redfielda. Jeżeli to na serio jest najsłabsza kampania w RE6, to w tym momencie mam już zero obaw o resztę gry. Ale bez niepotrzebnego fanbojstwa, pisząc teraz całkowicie szczerze - po blisko 8 godzinach grania jestem pewien dwóch rzeczy. Rzecz pierwsza - to na pewno nie jest najlepszy Resident w historii serii... ani drugi najlepszy... ani trzeci czy nawet czwarty, Ba, powiedziałbym, że obok piątki to najgorsza z numerycznych - czyli tych najważniejszych - odsłon. Rzecz druga - w żadnym wypadku nie kłóci się to z tym, że to wciąż BARDZO dobra gra. Taka na lekkie 8/10.
Gorzka pigułka - praca kamery ssie, split-screen ssie, niektóre elementy gameplay'u bywają irytujące, a grafika bywa strasznie nierówna. Tyle jeżeli chodzi o poważne minusy RE6. Nie jest to mało, ale też nic co mogłoby skreślić grę jako bardzo dobrą. "Przescenkowanie" gry czy nadmiar sekcji QTE wkładam między bajki. Scenariusz Chrisa jest naszpikowany akcją oraz iście hollywoodzkimi motywami, ale to czysty gameplay gra pierwsze skrzypce. Momentów ryjących beret jest całe mnóstwo, walki z bossami to poezja (zwłaszcza starcie z niewidzialnym wężem), fabuła okaże się soczystym kąskiem dla każdego fana serii. Klimat? Mroczniejszy niż w kolorowej piątce. Strzelanie? Dzięki wprowadzeniu możliwości jednoczesnego chodzenia i prucia ołowiem oraz elastycznego systemu uników - przyjemne jak nigdy dotąd.
Przyznam, że po sprawdzeniu pierwszych ocen straciłem trochę wiarę w RE6. Jak się okazało - niepotrzebnie. Jasne, spodziewałem się po tej grze więcej, ale z pewnością nie jestem rozczarowany. Noty pokroju 3/10 lub 4/10 mimo, że niesprawiedliwe, są dla mnie jak najbardziej zrozumiałe, Po prostu niektórzy przez ostatnie kilka miesięcy żyli z głową w chumrach, oczekując od RE6 czegoś, czego nigdy od tej gry nie mogli dostać. Czepianie się w recenzjach, że gra nie straszy czy tego, że jest zbyt mocno nastawiona na akcję to piękny pokaz głupoty redaktorów. Były trailery, były filmiki z gameplay'ów, było w końcu demo - wszystko od początku wskazywało na to, że RE6 z klasycznym survival-horrorem będzie mieć niewiele wspólnego, za to z wartką akcją i hollywoodzkimi motywami zdecydowanie sporo. Kto się poczuł oszukany lub zawiedziony, ten może mieć pretensje już tylko do swojej zbyt wybujałej fantazji. Gra nie powala, nie można tutaj mówić o aspiracjach do bycia hitem. Mogła, a nawet powinna być lepsza, bo to w końcu Resident Evil - wypracowana, cholernie mocna marka od lat. Niestety, RE6 do poziomu genialnej czwórki nawet się nie zbliża. I można mieć trochę żalu do Capcomu za to, że nie stanęli na wysokości zadania, serwując nam jedynie bardzo dobrą, a w najgorszym wypadku tylko dobrą grę. Nie pozbawioną wad, ale mimo wszystko wciąż cholernie przyjemną, dającą mnóstwo fanu z szarpania.
Ja naprawdę rozumiem, że można mieć swoje zdanie i że recenzja z natury jest subiektywna, ale śmiesznie niskie noty dla szóstego Residenta to dla mnie kompletny brak profesjonalizmu ze strony recenzentów oraz ewidentnie wprowadzanie graczy w błąd (mam tu na myśli te nieszczęsne 4/10 i niższe). Nie, ta gra na pewno nie jest crapem, a jeżeli ktoś tak uważa, to z pewnością z prawdziwym crapem nigdy nie miał do czynienia. Za dużo tu pozytywnych cech, żeby stawiać grę w jednym szeregu ze szrotami. Widowiskowość, przyjemne strzelanie, zróżnicowanie rozgrywki, czas gry, grywalność w coopie czy absolutnie rewelacyjna oprawa dźwiękowa, to elementy z naprawdę wysokiej półki. Poł biedy nazwać taką grę średniakiem, ale crapem? Zwyczajny wstyd.
Jeżeli przez ewidentnie zaniżone oceny w mediach skreśliłeś RE6, to cóż... brzydko mówiąc - zostałeś zrobiony w ch*ja