Krótkim wstępem do mojego dość obszernego postu chciałbym wyjaśnić przyczyny, jakie sprawiły, że on w ogóle powstał. Tych należy szukać w pytaniu, jakie od dłuższego czasu mnie nurtowało (ale domyślam się, że i innych forumowiczów) – Czy firma SE może nadal liczyć na kredyt zaufania, którym obdarzą ją gracze, a jeśli nie to co stoi na przeszkodzie, aby tak się stało? Początkowo post miał być krótki i odnosić się tylko do SE i LR: FFXIII, ale wraz z kolejnymi linijkami tekstu rozrósł się on niemiłosiernie, tak, że równie dobrze mógłby być on wstępem o dyskusję nad obecną kondycją gier jRPG (nadal nie jestem przekonany, czy nie lepiej byłoby otworzyć nowego wątku o tytule „Cóż tam, panie, w jRPG-ach? Japończycy trzymają się mocno!?”, ale póki co umieściłem go tutaj, gdyż samą decyzję o nowym wątku pozostawiam moderatorowi). Większość podjętych tutaj kwestii starałem się zamknąć, ale mimo to kilka rzeczy nadal pozostaje otwartych (po części wynika to z faktu, że nie chciałem zbytnio przedłużać tej „tyrady”; kolejno podczas pisania zrodziło się wiele nowych pytań, których starałem się nie rozwijać; ponadto ważnym czynnikiem jest jeszcze to, iż post odnosi się do aktualnych problemów, do których ciężko podejść z dystansem), także liczę na to, że odniesiecie się do nich i rozpoczniecie rzeczową dyskusję, do której serdecznie zachęcam.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Czytając Wasze posty na temat LR: FFXIII oraz pośrednio o całej serii FF nasuwają mi się dwa spostrzeżenia. Pierwszym jest stałe darzenie – pomimo rozczarowania, którego przyczynkiem ostatnimi czasy jest SE – samej serii jak i firmy dużym kredytem zaufania jak i wiarą w lepszą przyszłość. Druga uwaga wynika niejako z pierwszej, gdyż dotyczy ona rozżalenia związanego z „utratą ducha” i komercją samych gier sygnowanych logiem SE, czego skutkiem są wysuwane przez was pretensje oraz wspominany w waszych postach powrót pamięcią do „lepszych czasów”. Z większością opinii nie można się nie zgodzić, jednak kilka z nich jest zbytnio generalizowanych i oraz dyletantycznie postrzeganych, dlatego też i ja postaram się odnieść do kwestii, które podjęto w tym wątku, a które wykraczają swoim zakresem poza temat FFXIII: LR i gier publikowanych przez SE, a nawet poza problem współczesnych gier jRPG w ogóle.
Uwagi na temat komercji jak i sztampowości obecnych „fajnali”, które nie przyciągają tak jak dawniej z pewnością są zasadne. Jednak musimy w tym przypadku wziąć poprawkę na kilka istotnych faktów. Jednym z nich jest to, iż SE nadal słucha graczy i odnosi się do ich skarg, czego dobitnym przykładem jest zmiana koncepcji poszczególnych odsłon XIII, tj. przejście od „rynnowej” (FFXIII) poprzez „chaotyczną” (FFXIII-2) a kończąc na „cyklicznej” (LR:FFXIII) kreacji świata. Część osób może właśnie w takim rozwiązaniu widzieć komercyjność, tj. promocji sprzedaży kolejnej gry w oparciu o hasło „ta gra jest tym czego oczekiwali gracze po pierwowzorze”, tylko że w przypadku serii FFXIII naprawdę mamy do czynienia z realnymi zmianami, mało tego nie są to tylko marginalne szlify, ale znaczące modyfikacje wpływające na to ze FFXIII-2 jest z pewnością grą, którą można przeciwstawić jej pierwszej odsłonie, gdy zestawi się wzajemnie pewne elementy w tej serii.
Sam zarzut „wydawania kolejnej odsłony FFXIII” lub też „klepania tej samej gry po raz kolejny” uważam za chybiony. Po pierwsze, tak jak wyżej wskazano, FFXIII i jej dalsze odsłony opierają się o nowe założenia, które moim zdaniem, powinny już raczej zasługiwać na pozytywne komentarze. Nie jest to iluzoryczna nowość bądź też nikła metamorfoza, nie ma tu także wciskania produktu, który jest niemalże identyczny jak pierwowzór, a z takimi sytuacjami spotykamy się w przypadku innych pozaerpegowych produkcji AAA. Po drugie, sama blockbusterowa strategia wydawania niweluje tym samym zarzut o „odgrzewaniu kotletu” jakim jest FFXIII. Skoro takie serie jak Gears of War, Uncharted, Call of Duty itd. opierają się w większości tylko o rozwiązanie, które można skrócić do sloganu „bigger, better and more badass”, a po macoszemu traktujące temat innowacji jeśli weźmie się ich całokształt i są mimo to dobrze postrzegane, to dlaczego kolejne odsłony FFXIII, które chcą dorzucić coś więcej mają być z tego względu krytykowane. Z taką koncepcją marketingową związany jest rzecz jasna kolejny bardzo ważny aspekt jakim jest oszczędność i cięcie wszelakich wydatków.
Minimalizacja kosztów przy produkcji gier wideo jest priorytetem na który zważają zarówno mniejsze firmy jak i giganci rynku. Przejawem tego w przypadku w FXIII jest poza wypuszczaniem kolejnych odsłon jednej części, korzystanie z tego samego silnika gry (Crystal Tools), w stronę którego również kierowano niepochlebne komentarze. W moim odczuciu silnik ten sprostał zadaniom jakie miał spełniać, a ewentualne uwagi należałoby kierować w stronę budowy świata (FFXIII) lub też braku spójności w przedstawieniu jego koncepcji (FFXIII-2). Zarzut niepotrzebnego powielania tej samej gry jest pod pewnymi względami uzasadniony (np. pod względem nieskładnego przekazania fabuły, ale już nie jeśli rozpatrzy się kreację świata), gdyż również i ja wołałbym grę z nowymi założeniami niż tkwienie w jednym nieuporządkowanym uniwersum. Pocieszeniem może być tu ewolucja jaką widać w tej jednej odsłonie oraz fakt że pomimo pewnych niedociągnięć, gry te potrafiły wprowadzić kilka rozwiązań, które przykuwały uwagę gracza.
Sama kwestia „powielania FFXIII” związana jest również z ogólną kondycją rynku gier wideo. Obecny model marketingowy wydawania gier najlepiej wypada, gdy wypuszcza się „trylogie”, po czym pozwala się danej serii odpocząć czekając na jej reboot bądź też zapomina się o niej, gdyż kolejne odsłony nie przyniosłyby odpowiednio wysokich zysków. Model ten ma 3 zasadnicze plusy: po pierwsze pozwala minimalizować koszty oraz oszacować zyski na okres wydawniczy serii, po drugie umożliwia on logiczne rozłożenie całej historii na 3 gry w ramach jednego uniwersum, które pozostaje spójne i przekonujące, i po trzecie czas ukazania się 3 tytułów w ramach jednej serii jest to w większości przypadków optymalny okres utrzymania zainteresowania danym produktem bez wspomagania się większymi nakładami finansowymi. Do tego dochodzi oczywiście wiele innych czynników (np.: siła marki, promocja tytułu, cykl życia konsol), których już nie będę zbytnio omawiał. SE wydając kolejne odsłony FFXIII opiera się więc o te założenia, a priorytetem w chwili obecnej jest dla niej estymacja kosztów.
Obecnie SE, jak i inne firmy wydające jRPG-i, ale również wydawcy niezwiązani z tym gatunkiem, starają się jednocześnie zarobić na produktach sygnowanych własnym logiem jak i utrzymać starą rzeszę fanów – fanów, którzy z rozrzewnieniem wspominają „lepsze, magiczne czasy”. Wymaga to nie lada umiejętności, gdyż jest to trudno zadanie bo – krótko ale trafnie – wszystkich zadowolić się nie da. Często w odniesieniu do SE mówi się, że firma ta straciła swój dawny blask, pochłonęła ją komercja oraz żywi się ona na sentymentach graczy. W moim odczuciu są to zarzuty zbyt radykalne, gdyż mimo iż jest w tym trochę prawdy to jednak patrząc na całokształt jej poczynań, wypada ona bardzo dobrze, zwłaszcza, gdy porównamy ją z innymi graczami w tej branży. Takie podejście wydawców ktoś mógłby w przypadku „trzynastkowej trylogii” jak i SE w ogóle, skwitować tylko zwrotem „Ot, signum temporis”, jednak ja dodałbym jeszcze, że znaczny wpływ na obrany kierunek ma jej obecna sytuacja finansowa.
Kryzys na jRPG-i jaki ma miejsce w ostatnim czasie znacząco wpłynął na wszystkich wydawców tego typu gier, a zwłaszcza na gigantów takich jak SE, które opierały swoje przychody w dużej mierze na tym gatunku. Stagnację tą można wytłumaczyć ogólną złą koniunkturą całej branży oraz spadkiem zainteresowania na ten gatunek. Gorszą sprzedaż jRPG-ów argumentuje się z kolei anachronicznymi rozwiązaniami jakie one prezentują (co jest nietrafionym przykładem skoro weźmie się pod wzgląd tytuły wydawane na kieszokonsolki, a nawet samo FFXIII) oraz wielogatunkowym mariażem różnych rozwiązań, którego wyznacznikiem jest seria Mass Effect. Kolejno zwraca się uwagę na hermetyczność japońskich developerów, którzy swoim podejściem nie umieją przekonać do siebie zachodnich graczy. W tej sprawie wypowiedział się nawet tuza jakim jest Hideo Kojima, lecz o ile ma on rację w przypadku jakości i przemodelowania modelu wydawniczego (w tym dewelopingu i podziału zadań), to w moim odczuciu, jego analiza zawodzi jeśli chodzi o ocenę preferencji graczy, która na zachodzie jest raczej równoznaczna tylko z podniesieniem słupków sprzedaży, co jest tym samym na dłuższą metę tożsame z zanikiem kreatywności oraz komercją w czystej postaci.
Jak ze stagnacją na poletku gier jRPG radzą sobie w takiej sytuacji japońscy wydawcy oraz samo SE? Wśród tzw. planach ratowniczych da się wymienić takie elementy jak: ograniczenie premier wysokobudżetowych tytułów (potwierdza to mniejsza ilość jRPG-ów nowych jak i kontynuacji względem czasu kiedy to dominowało PS2) i przerzucenie się na rynek kieszokonsolkowy (dwojaki zysk wynikający z mniejszych kosztów produkcji jak i wysokich przychodów związanych z dobrą sprzedażą), skupienie się na odświeżaniu starszych wersji (tutaj jak wiemy bryluje SE, przez co zarzuca się jej zbyt dużą komercję) oraz nadanie samym grom jak i wydawcom zachodniego stylu produkcyjnego, o czym wspominałem też wyżej (tutaj muszę zaznaczyć jednak, że nieprzemyślane nadawanie okcydentalnego charakteru japońskim pomysłom i konceptom na gry drażni właśnie dużo bardziej swoją umownością, pretensjonalnością oraz komicznością niż pozostawienie ich w pierwotnej „wykręconej” wersji). Całe to położenie może nie napawać optymistycznie, jednak nie jest tak źle jak by się mogło wydawać, gdyż „przenośne” tytuły stale potrafią zaskoczyć, same zaś większe produkcje, pomimo iż rzadziej to nadal są wydawane, a dodatkowo są one – pomimo swej japońskości – bardzo pozytywnie przyjęte i postrzegane na zachodzie (zob. opinie nt. Catherine, Xenoblade Chronicles, Ni no Kuni).
Wracając do i skupiając się już na samym SE muszę dodać jeszcze co nieco o sytuacji finansowej tej firmy. Poza czynnikami wymienionymi już wyżej na jej kiepską kondycję miała też wpływ niepomyślna sprzedaż początkowych tytułów na obecną generację (Infinite Undiscovery, The Last Remnant, Nier, Star Ocean: The Last Hope, Front Mission Evolved) co też skutkowało mniejszymi środkami na inne „topowe” produkcje. Dodatkowo należy również zwrócić uwagę na duże nakłady finansowe związane z pozyskaniem firmy Eidos (tutaj było to podyktowane ukierunkowaniem się na zachodnich graczy, co więcej jak spojrzymy na plan wydawniczy SE widzimy, że gry „eidosowe” dobrze są rozplanowane i zapewnią one stałe zyski na najbliższą przyszłość) oraz projektami MMORPG-owymi (fiasko z pierwotną wersją Final Fantasy XIX oraz produkcja Dragon Quest X). Właśnie wyjście z tej niezbyt obiecującej sytuacji wymusiło na SE skupienie własnej uwagi na sektorze gier społecznościowych i przenośnych (Chaos Rings, Final Fantasy Dimensions, Final Fantasy Brigade, Guardian Cross), a także ponowne wypuszczanie starszych tytułów (The World Ends with You: Solo Remix, Final Fantasy X HD, Final Fantasy III, Final Fantasy VII PC, Kingdom Hearts 1.5 HD Remix itd. itp.), co jest bardzo drażliwym tematem dla nas – graczy. Efektem tych wszystkich czynników jest również to, że SE – tak jak to ktoś ujął – „babra się w tej XIII i jej kontynuacjach, a nie zajmuje się obiecującym Versusem”.
Same FFXIII i jej kontynuacje są właśnie próbą podreperowania funduszy SE (niestety tutaj SE świadomie sprzedaje te tytuły opierając się o siłę marki). Mylą się więc osoby, które twierdzą, że za całą tą nieoptymistyczną sytuację winić należy tylko i wyłącznie tę grę. Wpływ na to ma o wiele więcej czynników, a „pechowa XIII” nie jest jej składowym elementem, jest tylko skutkiem wszystkich tych okoliczności. Pierwszym dwóm grom z całej tej „trylogii” można wiele zarzucić biorąc pod uwagę pojedyncze jej składniki, ale już jako całość są to pozycje przynajmniej dobre (co dla poniektórych nawet bardzo dobre, kiedy to pewne braki nie są tymi kluczowymi jeśli chodzi o subiektywny odbiór). W FFXIII i FFFXIII-2, a także wcześniejszym odsłonom z serii (FFXII, FFX, FFX-2) negatywnie należy postrzegać jednak tendencję „niedopracowania” tych gier jako całości i to jest najbardziej zasmucającym czynnikiem (z tego też po części wynika również krytyka o „utratę ducha”). O ile „szarakowe” odsłony serii (FFVII, FFVIII, FFIX) oceniane ze względu na różne kryteria (fabuła, świat, mechanika gry, zadania poboczne, czy też ogólnie przyjęta grajcowność) wypadały bardzo dobrze, to „niedociągnięcia” w późniejszych tytułach skutkują już niższymi notami (przykładowo świetne FFXII i kwestia prowadzenia w niej fabuły). Ciekawi mnie też bardzo jak w ten cały schemat – patrząc na obietnice i podejście jakie prezentują nam twórcy – wpasuje się LR: FFXIII, co więcej właśnie w tym przypadku SE ma ode mnie duży kredyt zaufania.
Wspominałem wcześniej o plusie jakim jest uwzględnianie opinii gracza przez SE, ktoś może w tym momencie zapytać jakich opinii, gdzie FFVII HD, Kingdom Hearts III oraz FF Versus XIII? Dla mnie uzasadnieniem jest w tym przypadku kondycja finansowa, która uniemożliwia w chwili obecnej rzetelną produkcję tych gier, tj. taką, która sprostałaby oczekiwaniom graczy, a te jak wiemy są bardzo wysokie. Kolejne pytanie może paść o przyczynę „magii starszych tytułów”, której obecnie się nie dostrzega. Poza czynnikiem „niedopracowania” o którym wspomniałem wyżej należy jeszcze wymienić nasz inny odbiór tych gier. Będąc graczami starszymi i bardziej doświadczonymi, stawiamy sobie przez to większe wymagania, a to przekłada się na to iż wszelkie mankamenty drążnią nas bardziej przez co nie jesteśmy już skłonni przymknąć na nie oko. Ciemną stroną takiego podejścia jest jednak to iż nie potrafimy się w pełni takimi tytułami cieszyć i zapominamy o tym co najważniejsze – dobrej zabawie. Nie można w tym momencie i pominąć faktu, że progi SE opuściła dość znacząca ilość twórców, którzy kiedyś stanowili o sukcesie tej firmy (tutaj jednak z dala jestem od stwierdzenia że to najważniejszy i jedyny powód, gdyż za produkcję tytułu odpowiada całe grono osób, i ewentualne niepowodzenie należy traktować jako sumaryczny efekt drobniejszych uchybień), a którzy dziś z powodzeniem wydają własne, obiecujące tytuły.
Jak wobec przedstawionych wyżej okoliczności (tj. w opozycji do negatywnego ujęcia) rysuje się przyszłość gier jRPG, firmy SE oraz LR: FFXIII? Po pierwsze – co mnie bardzo cieszy i co chciałbym raz jeszcze podkreślić – wiele osób nadal optymistycznie patrzy na przyszłość oraz stara się się dostrzegać w jRPG-ach pozytywy, których próżno szukać w zachodnich produkcjach. Druga sprawa to wynik skonfrontowania zachodniej i japońskiej szkoły, gdzie zupełnie bezpodstawnie docenia się tylko sandboksowe i kasowe tytuły zachodnie, a krytykuje anachroniczne rozwiązania jRPG-ów. Według mnie zmiany jakie zaszły na poletku jRPG są dużo bardziej innowacyjne niż w tytułach zachodnich, którym dużo szybciej wlepiłbym etykietkę z napisem anachroniczny. Dużym plusem japońskich producentów jest to, iż potrafią oni zaskoczyć gracza nowymi rozwiązaniami i niesztampowym podejściem (Catherine oraz Dark Souls, gdy zestawi się ze Skyrim oraz mam nadzieję, że LR: FFXIII), które to pozwalają patrzeć na nich w pozytywnych barwach (tutaj niepożądanym efektem jest dla mnie zbytnie zapatrywanie się japońskich twórców na zachodnich producentów, zob. opinie Hideo Kojimy i Shinji Mikamiego nt. japońskiego przemysłu growego). Pozytywem w przypadku SE było podjęcie nowych inicjatyw podczas trwania konsol obecnej generacji (Infinite Undiscovery, The Last Remnant, Nier), co może świadczyć o tym że „odgrzewanie kotletów” nie zawsze było priorytetem dla tej firmy. Plusem jest też nabycie Eidosu, gdyż wynikająca z tego współpraca pozwoli SE odnieść się do pozytywnych, – nie chciałbym, aby do negatywnych – zachodnich aspektów tworzenia gier (patrząc na zapowiedziane tytuły i już wydany Deus Ex: Human Revolution trudno nie wypowiadać się w przychylnym tonie), które mogą wnieść „powiew świeżości”, którego domaga się niemała grupa fanów.
Ogólnie to ocena SE nie jest łatwa, gdyż obok typowo „komercyjnych objawów” („odgrzewanie kotletów”, gry MMORPG oraz mobilne i społecznościowe) mamy też pożądane przedsięwzięcia (np.: wydanie Sleeping Dogs tytułu, który został porzucony – zapewne wynikało to ze sceptycznej wizji sprzedaży – przez Activision, oraz otwarcie serwisu Square Enix's CoreOnline, który jest dość niespodziewaną inicjatywą do której ciężko się odnieść), które w mojej ocenie nadal pozwalają – przynajmniej na chwilę obecną – dać tej firmie pewną dozę kredytu zaufania, który mam nadzieję zostanie spłacony w postaci dopracowanego i zaskakującego LR: FFXIII.