No i skończone. 25 godzin zleciało mi przy grze. Rewelacja, jak na indyka. Ten świat, klimat łączący wszystko, co najlepsze z serii Souls/Silent Hill. Gameplayowo bardziej widzę tu Castlevanie. Mnóstwo błądzenia, po przejściu gry widzę, że mapa odebrałaby jej dużo z tego stworzonego klimatu. Świat jest mimo wszystko spójny. Zawsze znajdzie się ukryte przejście lub dźwignia uruchomiająca przejście do wydawałoby się niedostępnej lub dalekiej lokacji. Mi nie udało się zwiedzić wszystkiego, co chciałem. Widać, że jednak poszli na pewnien kompromis z gameplayem względem Soulsów. Kapliczek, gdzie zapisujemy stan gry jest tu mnóstwo. Przed każdą walką z bossem zawsze się znajdzie jakaś, która jest blisko. Eliminuje to trochę tą presję, która jest w serii Japończyków. Ale widocznie, taki mieli zamiar. Poziom trudności też jakiś mega trudny nie jest. Nie miałem sytuacji, gdzie utknąłem przy którymś z bossów na dłużej. Ale ostatecznie mi to nie przeszkadzało. Cała reszta super. Świat jest mega klimatyczny, poczwary i bossowie też. Walka bardzo satysfakcjonujaca, krew leci na ściany, kamienie, wszystko wokół. Całą grę grałem swoim stylem z Souls, czyli bez tarczy z lekką zbroją, turjając się przed każdym. Od groma w grze skrzyń i innych pierdółek. Miłośnicy zbierania i czyszczenia mapy też będą usatysfakcjonowani. Muzyka tylko trochę odstaje, zaledwie dwa kawałki w konfrontacji z bossami i ostatni z tym głównym przeciwnikiem. Ogólnie jestem mega zadowolony z gry i kończyłem ją trochę ze smutkiem. No i jeszcze przecież wyjdzie to na Vite. Taka gra na mobilce to będzie