Shadow of the Colossus
Miałem zamiar coś o tej grze napisać, ale czuję pustkę w głowie. Kurde.
Dobra. Co mi się podobało? Sam nie wiem, co mogło mi się podobać w wybitnej grze, hm...
SotC to w sumie taka gra logiczna. Trzeba trochę pomyśleć, jak tu tego kolosa zabić, a gdy już wpadniemy na to jak, to zajmie nam to, no nie wiem, dziesięć minut?
Zayebisty gameplay, tak po prostu. Nie ma przeszkadzajek w postaci innych, mniejszych przeciwników. Tylko my i kolosy. Podczas walki z nimi przez cały czas trzeba być skoncentrowanym, uważać, by z nich nie spaść.
Świat? Ktoś kiedyś pisał, że pusty. Czy mi to przeszkadzało? Nie. Wręcz przeciwnie, coś w tym wyprawach do następnego kolosa było. Uświadomiłem to sobie w momencie, gdy chwilę wcześniej pokonałem przeciwnika z którym sobie wcześniej nie radziłem. Byłem zły, ale po chwili cała złość uleciała.
Genialny soundtrack, genialny. Zaraz zaczynam słuchać.
Wady? Irytował mnie trochę Argo. Szczególnie podczas walki
Wołałem go, był mi wtedy bardzo potrzebny, a on sobie stał. Przy kolosie.
Coś jeszcze? Skok i wejście na konia wykonujemy tym samym przyciskiem. Co się zwykle działo, gdy chciałem na niego wejść? Bohater skakał nad koniem. Tak, wiem, że to przez dzisiejsze gry. Yebać to, ten minus się nie liczy.
Jest coś w tej grze magicznego. Teraz, sześć godzin po jej ukończeniu, ciągle o niej myślę. I jestem jakiś taki zły, sam nie wiem czemu. Nigdy tak nie miałem, nawet przy ICO.
Cudowna gra, cudowna.