Metroid Prime 3 Corruption
Odpocząłem trochę od Metroida, bo od ukończenia dwójki minęło ponad pół roku, a że w ostatnich dniach premierę miała nowa dwuwymiarowa odsłona, to pomyślałem, że czas wziąć się za ostatniego Prime'a.
No i co? No i jest to najsłabsza część serii. Pewnie, nadal jest to bardzo wciągająca gra, ale jest też zdecydowanie najłatwiejszą i najbardziej liniową w serii. Nadal formuła z poprzednich części sprawia sporą frajdę i nadal najzwyklejsze w świecie poruszanie się postacią ma świetny feeling. Niestety, Retro wrzuciło tutaj dużo więcej pobocznych postaci, a spotykamy nawet innych Bounty Hunterów, którzy są przyjaciółmi Samus. Więcej tutaj również dialogów, a dwie (a w sumie to nawet trzy) spośród pięciu lokacji, jakie odwiedzamy, wyglądają jak bazy wojskowe, które można zobaczyć w co drugim fpsie. Pozostałe, choć bardzo w porządku (a takie SkyTown rewelacyjne), nie podobały mi się tak jak te z poprzednich części, a i soundtrack nie był aż tak dobry jak w jedynce czy dwójce.
Na domiar złego bossowie są mocno przeciętni, a jak człowiek wybierze normal, to każdego szefa przejdzie za pierwszym razem, bo odpowiednikiem 'normala' z poprzednich Prime'ów jest tutaj 'veteran', o czym niestety nie wiedziałem. Strasznie irytują loadingi, które w tej części są naprawdę długie - niektóre drzwi otwierają się dopiero po 10-15 sekundach! Wyobraź sobie sytuację, w której przechodzisz któryś kolejny raz tymi samymi lokacjami, by natrafić na odrodzonych przeciwników i zamiast walczyć z nimi kolejny raz, postanawiasz ich ominąć tylko po to, by stać jak głupek kilkanaście sekund przed drzwiami.
W poprzednich częściach miałeś też w pewnym momencie do wyboru kilka broni w jednym momencie i niektóre działały lepiej na pewnych przeciwników. A w trójce? W trójce wystarczy wejść w specjalny tryb 'kosztujący' jeden kwadracik w życia, by zajebać wszystkich zwykłych przeciwników trzema czy czteroma strzałami.
W Echoes fajnie również został wykorzystany morphball, i to nawet w walkach z bossami, natomiast tutaj nic takiego nie ma miejsca. Sama gra jest również krótsza, bo według licznika przejście zajęło mi trochę ponad 15h w przeciwieństwie do poprzedniczek, gdzie potrzebowałem trochę ponad 20-stu.
Jasne, nadal przez kilka dni napierdalalem w to jak głupi, ale muszę też przyznać, że końcówka na tyle mnie zmęczyła, że musiałem sobie zrobić dzień przerwy. Oczywiście to nadal dobra gra, ale niestety nie ma startu ani do jedynki, ani tym bardziej do dwójki. Jest po prostu zbyt prosta i nie tak wymagająca jak odsłony z Gamecube'a.
Aha, może jeszcze kiedyś przejdę kolejny raz jedynkę, żeby mieć stuprocentową pewność, ale na ten moment ranking serii wygląda u mnie następująco: 2>1>3