Ale co ma ten fragment udowadniać? Że Dennis Schroder w jednej akcji powstrzymał potężnego Desmonda Bane'a?
Jeszcze jakby to był obrońca pokroju jakiegoś Jadena McDanielsa, to bym zrozumiał takie przechwałki, ale my tu gadamy o typie co gra 20 minut na mecz i obrońcą jest, eee, przyzwoitym? Czy Curry powtorzy z Lakersami taki mecz jak wczoraj, to nie wiem, ale takie gadanie, że jeden obrońca się przyklei do jednego z najlepszych zawodników w historii i powstrzyma go jak Bane'a (czy tam spowolni na tyle, że jego wpływ na grę zespołu nie będzie tak duży jak przeciwko Sacramento), który to nawet nie jest w trzydziestce najlepszych graczy ligi, jest absurdalne.
Curry z połowę punktów zdobywał wchodząc pod kosz chronionym przez jednego z najgorszych defensywnych centrów w lidze, więc teraz zadanie będzie miał bardziej utrudnione, ale też nie przesadzajmy. Lakers to był bardzo ciężki rywal dla Memphis, które oprócz Bane'a właśnie i Luke'a Kennarda nie umie rzucać. Gra ich najlepszego gracza opiera się na wejściu pod kosz, a tam po pierwsze czaił się Davis, a po drugie spacing był spierdolony, bo kto tam miał straszyć trójka? Brooks, Roddy?
Oczywiście ciężko też sobie wyobrazić, by Looney tak jebał Davisa jak Sabonisa i zbierał każda piłkę, ale też z drugiej strony ani on, ani LeBron nie pokazali dotychczas niczego niesamowitego w ataku, więc też nie róbmy z tych Lakersów jakiegos niszczatora światów.