Kocham dwa pierwsze Dead Space'y po równo, ale chyba do dwójki zawsze będę miał więcej sentymentu, nie tylko z powodu trybu hard core, ale ten klimat, te lokacje Jakoś lepszy feeling w tej grze miałem też jeśli chodzi o sam gameplay, bohater był nieco bardziej responsywny w porównaniu do jedynki.
Aż mnie naszło na siódme przejście.
Może nieco odbiegnę od tematu, ale zastanowiła mnie dzisiaj jedna kwestia i jestem ciekawy jak ją postrzegacie, mianowicie chodzi mi o uznawanie zjawiska jakim są skoki poziomu trudności w trakcie gry jako wady.
W wielu recenzjach które czytałem / oglądałem (przoduje w tym oczywiście quaz, u którego to chyba najczęściej powtarzająca się wada) się to przewija i zastanawiam się czy słusznie ludzie uważają że poziom trudności powinien rosnąć wprost proporcjonalnie do progresu jaki wykonujemy. Nie mam tu na myśli ogólnej dyskusji na temat poziomu trudności dzisiejszych gier, chodzi mi o to czy graczom serio przeszkadza jeśli w jednym momencie gra jest o wiele trudniejsza, a potem mamy spacerek? Czy duże znaczenie ma dla was gdy na przykład gra ma trudne momenty na początku, a w dalszej części jest trochę łatwiej? Czy zawsze najtrudniej musi być na końcu?
Powiem wam że moim zdaniem wymienianie "skoków poziomu trudności" w kategorii wady to absurd. Od zawsze w grach były trudniejsze i łatwiejsze momenty, a teraz recenzenci chyba myślą że najpierw ma być łatwo, a dopiero pod koniec coraz trudniej, inaczej są te przeklęte "skoki" xD.
Ej, faktycznie te ograniczenia w podnoszeniu amunicji nie są fajne :(. Przez nie ledwo przeszedłem killroom w czwartym rozdziale, dobrze że pułapki mi pomogły zabić potworki masowo.
Swoją drogą przeszedłem czwarty rozdział, wyszukałem z ciekawości solucję (żeby sprawdzić jak można było sobie najlepiej poradzić z tym killroomem) do niego i tam piszą o jakimś bracie doktorka (Valerio), że z nim walka jakaś była i się wyciąga z niego klucz, a mnie to chyba ominęło xd. W sensie od razu na początku pobiegłem za tym psychicznie chorym i tak dociągnąłem rozdział. Nawet fajnie że gra ma w sobie choć odrobinę nieliniowości.
Ja odpuściłem Hannibala gdzieś po siedmiu odcinkach, też mnie nie porwał. Chociaż ludzie piszą że drugi sezon o niebo lepszy, a trzeci na maksa chu.jowy.
O, to zupełnie jak w Amnesii. Nie no, nie oczekuję jumpscare'ów, ale właśnie takiego przytłaczającego klimatu, przez który będę się musiał zmuszać do odpalenia gry :P To wezmę raczej jak skończę Evil Within.
Warto? Nadrabiam sobie te w miarę nowe tytuły które wyszły jeszcze na PS3 i ta gierka stała się moim kolejnym celem.
Cena duża nie jest z tego co widzę, więc bym raczej kupił. Idzie się przestraszyć? Klimat jest? Technicznie daje radę?
Przeszedłem Amnesię Mroczny Obłęd, gdzie momentami byłem na skraju załamania nerwowego ze stresu, mam nadzieję że Alien dostarczy mi podobnych emocji.