Ok, poszło właśnie pięć odcinków z rzędu i tym samym skończyłem czwarty sezon. Cóż, zdecydowanie był to jak dotąd najbardziej... polityczny sezon, polityka konfiskat mienia stosowana przez nową kapitan Rawling (swoją drogą zacząłem pierwszy odcinek tego sezonu w tym samym czasie gdy Masorz założył filmową edycję wkur.wiających mord i po pięciu minutach patrzenia na nią już miałem ją tam wrzucić, ale się powstrzymałem, i dobrze, bo jako postać była świetna), reakcje społeczeństwa na to itp. Tak jak schabek wcześniej pisał, początkowe cztery, pięć odcinków nie były zbyt intensywne, strike team działał osobno, no ale im bardziej wątek Antwona Mitchella się rozkręcał, tym bardziej rozkręcał się cały sezon i końcowo wciąż nie mam się do czego przyczepić. Tak że nieco bardziej spokojny sezon w porównaniu do poprzednich, ale genialnych scen wciąż nie brakowało.
Teraz idę spać, ale jutro lecimy z piątym sezonem.