The Divide (2011) - właśnie skończyłem oglądać i ciężko mi nawet uporządkować sobie ten film w głowie. Przez pierwszą godzinę jest to typowy survival ze schematycznymi postaciami (opanowany murzyn, histeryczna matka z córką "mommy, i want to go home", okularnikiem, właścicielem schronu - cwaniaczkiem itp), potem z motywem tych żołnierzy i jakąś próbą ratowania się. Trochę się wynudziłem i nawet myślałem czy nie iść w kimę, ale druga połowa filmu zmienia się w stu procentach. Twórcy serwują nam drastyczny przeskok w psychice bohaterów, oczywiście w nagły, przerysowany i przyspieszony sposób. Z filmu który początkowo wydawał się być kolejnym apokaliptycznym survivalem, robi się kawał orgii, która dla przeciętnego widza który odpalił film biorąc go za prosty thriller, może być nieco szokująca (no ale też nie przesadzajmy, aż tak mocno nie jest, po prostu różnica w przekazie między pierwszą a drugą godziną filmu jest ogromna i to potęguje efekt). Ale wydaje mi się że w tym właśnie tkwi siła tego filmu, w tej chamskiej zmianie własnego oblicza która odróżnia ten film od innych, nawet nie o samą brutalność moim zdaniem tu chodzi, ale właśnie o ten przeskok.
Całości dopełnia genialna muzyka a ośmiominutowa sekwencja zakończenia jest genialna i nie mogłem oderwać wzroku. Spodobał mi się też wygląd i zachowanie wiadomej dwójki po ścięciu włosów, dawno nie widziałem takich "awkward" postaci w filmach.
Aha, nie wiem czemu wszędzie w opisach tego filmu podany gatunek to między innymi sci-fi. Nie wiem czym to się objawia, w dwóch-trzech scenach z żołnierzami, czy w tych futurystycznych kombizonach, ale ogólnie ze sci-fi nie ma to nic wspólnego.