Hotline Miami
Hmm, od czego by tu zacząć, może od fabuły. Dla mnie od początku była taka sobie i nic do końca gry tego nie zmieniło, ale urzekły mnie te
Sam gameplay jest w cholerę satysfakcjonujący i prosty do opanowania. Z początku byłem zaskoczony że przeciwnicy (jak i ja) są na jednego hita, ale później okazało się to w 100% logiczne i dobre dla samej rozgrywki. Szło się poczuć jak skur'wysyn jak po 10 minutach "masterowania" danego poziomu (czyli krok po kroku przechodzenia dalej, by wyczuć przeciwników, gdzie się znajdują i kiedy najlepiej ich "ukłuć") wbijałeś do pomieszczenia i zabijałeś wszystkich BEZBŁĘDNIE, że nawet nie wiedzieli co się właśnie stało, nie mieli czasu na reakcję. I ta ogromna ilość krwi, czuło się ten rozpier'dol po prostu.
Częsta śmierć, myślałem że będzie frustrować, a okazało się że nie denerwowała praktycznie w ogóle, bo wiedziałem, że zrobiłem kolejny krok do przodu na danym etapie - zginąłem, ale wiedziałem dzięki temu żeby uważać na tego wroga, i nie przechodzić tamtędy, bo tam są szyby i jestem widoczny itp. Gameplay mnie zajarał na tyle, że po prostu podczas gry miałem wypieki na twarzy, a mój mózg skupił się tylko i wyłącznie na grze - nic mnie nie mogło odciągnąć od ekranu, taki byłem skupiony. Flow to po prostu najlepsze określenie takiego stanu, niesamowita wczuwka. Ostatni raz tak miałem chyba jak robiłem challenge w Vanquishu.
Jeśli chodzi o soundtrack to oczywiście jest genialny, chociaż kłóciłbym się czy akurat wszystkie kawałki są w klimacie lat 80, których raczej nie wyczułem. Co nie zmienia faktu że klimat i tak miażdży.
Mocne 9+/10.