W każdym razie ten sezon z jednej strony był trochę przygnębiający (nie pamiętam kiedy ostatnio tylu potentatów złapało taki dołek w tym samym czasie), ale z drugiej - niesamowity. Leicester pokazało nie tyle, że pieniądze nie grają (przed sezonem np. więcej wydali na transfery niż taki Arsenal), ale że naprawdę PROSTY futbol nadal się sprawdza.
Kurde, w obronie Fuchs, który grając w Schalke lekko mówiąc nie miał najlepszej opinii, Simpson, który jeszcze rok temu miał iść do więzienia za jakieś przypały z byłą dziewczyną, a 3 lata temu znaleziono go leżącego, zakrwawionego na ulicy... Hutha i Morgana nie trzeba nawet opisywać, z pozoru piłkarscy troglodyci, a ich współpraca tak się ułożyła, że brak słów.
Rzemieślnicy jak Albrighton albo Drinkwater wykonywali ogromną robotę w środku pola (ten pierwszy na skrzydle kreował w cholerę szans), magik Mahrez czarował. Nie wspominając o Kante. O Vardym nie ma co pisać, ale trzeba docenić Okazakiego, który nawet gdy nie strzelał, to jak na Azjatę przystało harował z przodu za dwóch i absorbował przeciwników, dzięki czemu Vardy miał łatwiej. Ulloa też dał sporo od siebie gdy wchodził.
I to wszystko oparte na "przestarzałym, niemodnym, prymitywnym" 4-4-2. Historia dzieje się na naszych oczach.
Nie wiem ile procent sukcesu stanowił Ranieri, nie wiem czy ta ekipa z Pearsonem u steru nie osiągnęłaby tych samych wyników, ale nie obchodzi mnie to. Nawet jeśli większość to zasługa Pearsona, to trzeba oddać szacunek Ranieriemu że niczego nie zje'bał, a w swojej karierze trenerskiej to było jego drugim imieniem. Brawo Ranieri.
A największy wygryw to chyba Nathan Dyer. Wypożyczyli go ze Swansea i tak to się wszystko potoczyło, że Swansea biła się o utrzymanie i brakowało jej opcji ofensywnych (że aż Sigurdsson musiał grać na skrzydle często), a sam Dyer zdobył sobie mistrzostwo (i też miał swój wkład, ważny gol z Aston Villą na początku sezonu chociażby).
Aha, jeszcze co do Wasilewskiego - dla mnie on też jest mistrzem Anglii, zagrał solidny mecz z Evertonem, z Arsenalem niepotrzebnie sfaulował, ale to było tak daleko pola karnego, że trudno go winić o utratę tamtej bramki. Oprócz tego ostro trenował, zawsze był do dyspozycji trenera. Ponadto w końcówce poprzedniego sezonu odegrał tak dużą rolę, że kto wie czy gdyby nie on Leicester nie kopałoby się teraz po czołach w championship z jakimś Brighton czy Rotherham. Także nie ma co podważać jego wkładu w ten tytuł, nawet jeśli nie rozegrał tych 5 spotkań w tym sezonie w lidze (grał za to w pucharach, Morgan czy Huth mogli wtedy odpocząć).