Po pierwszym sezonie mogę powiedzieć że ten serial wszedł mi pod skórę i płynie w moich żyłach zamiast krwi. Już w sumie od trzeciego odcinka gdy ogarnąłem postacie i ich nazwiska (z małą pomocą tego) wiedziałem że to jest to. Baltimore wessało mnie po uszy.
Przez długi czas zarzucałem sobie że odwlekam to The Wire. Pierwsze podejście miało miejsce w 2014 gdy popularność tego dzieła pikowała na forum w górę, ale nie przebrnąłem przez pierwszy odcinek. I cieszę się że sobie wtedy odpuściłem, bo będąc w wieku Wallace'a (wiadoma scena z nim mną po prostu wstrząsnęła) nie dało się czerpać przyjemności z serialu wymagającego takiego skupienia i uwagi. Zdecydowanie musiałem dojrzeć.
Także temu sezonowi daję 10/10, każdy dialog, każda sytuacja, każda postać (może za wyjątkiem kolegi Bubblesa, obrzydzał mnie, no ale taki był zamiar) mnie fascynowała i nie pozwalała oderwać wzroku. Będzie mi brakowało rozmów przy pomarańczowej sofie ;/.
Dodam jeszcze że taki sam wyraz twarzy jak Wee-Bey na tym gifie miałem ja, gdy oglądając ogarnąłem że ten gif pochodzi z The Wire a nie z jakiejś idiotycznej komedii xD.
W ogóle przywiązanie do szczegółów ("All the pieces matter"!) jest mega satysfakcjonujące w tym serialu jak się coś samemu zauważy. W początkowych odcinkach Kima zrobiła plamkę długopisem na sofie by w jednym z ostatnich jej dziewczyna rozpłakała się dotykając tej plamki. A to tylko jeden z wielu smaczków które ogarnąłem Dobrze że jeszcze 4 sezony przede mną, jaram się.