No i ukończyłem. Licznik pokazuje 111 godzin, ale wydaje mi się, że trzecie podejście i ukończenie gry zajęło mi około 80-85 godzin, a te 25 to pierwsze dwa podejścia.
Końcówkę już naprawdę pędziłem przed siebie. Starałem się wykonywać wszystkie misje poboczne, ale niestety 2-3 mi zostały, bo już się czułem zmęczony. Do tego te ekrany ładowania i wstawki filmowe w czasie podróżowania z planety na planetę, których się nie da pominąć już mi zachodziły za skórę. W pewnym momencie więcej czasu spędzałem gapiąc się na pasek ładowania poziomu niż na sam gameplay. Kto to tak rozwiązał to ja nie wiem, ale powinien zawisnąć na jajach.
Praktycznie wszystkie misje sprowadzają się do "leć tam, otwórz to lub zabij tych, wracaj do bazy, powtórz". Po pewnym czasie robi się to nudne. Na szczęście w głównej osi fabularnej dochodzi jeszcze w miarę ciekawa historia, więc nie odczuwa się tak tej powtarzalności. Żałuję jednak, że twórcy budowali historię z myślą o kontynuacji, co w historii sprowadziło się do tego, że niektóre wątki zostały tylko liźnięte i pewnie miały doczekać się większej uwagi w kontynuacjach.
Kręgosłup gry to schemat Mass Effecta, czyli zbieramy drużynę, budujemy z nimi relacje, wykonujemy ich misje lojalnościowe, romansujemy i co jakiś czas przeprowadzamy rozmowy. Niestety choć mamy wyraziste postaci to jednak nie można pozbyć się wrażenia, że to tylko popłuczyny po oryginalnej ekipie Shepparda. Wszystkie misje lojalnościowe sprowadzają się do tego samego, czyli wąskiego korytarza, który łączy kilka killroomów, więc koniec końców nie zostałem porwany.
Główny zły gry nawet w pewnym momencie wydawał się ciekawy, a sama historia skręciła w interesującą stronę, ale koniec końców skończyło się jak w kreskówce, co było dużym rozczarowaniem. Ciężko przebić jednak Żniwiarzy.
Najlepiej z całej gry wypadła mechanika rozgrywki. Strzelanie daje satysfakcję, choć miejscami jest dość sztywne, a kamera, która przy pozie bojowej zbliża się zdecydowanie za blisko pleców postaci sprawia, że ciężko jest kontrolować otoczenie w czasie potyczek. Na szczęście na arenach jest dużo skrzyć i różnych rzeczy, za którymi można się schować. W samej walce fajne wykorzystanie mają również moce biotyczne oraz bojowe. W oryginalnej trylogii nigdy raczej z nich nie korzystałem, a tutaj mając do dyspozycji 3 jednocześnie można naprawdę fajnie namieszać na polu walki.
Byłem bardzo zaskoczony jak okazało się, że bez problemu można znaleźć ludzi do misji online. Zrobiłem z ciekawości kilka, ale mnie nie porwało.
Generalnie gra miała potencjał. Odnoszę jednak wrażenie Bioware już nie potrafi w tego typu gry. Otwarte światy w grze sprawiły, że w ogóle nie odczułem dynamiki i wagi głównej historii. Powolne szwendanie się po nowych planetach zabijało tempo i wprowadzało znużenie. Do tego dochodziły niespecjalnie ciekawe misje poboczne i innego rodzaju zapychacze. W tej chwili nie czekam na kolejnego Mass Effecta, bo czuję, że może on się po prostu powtórzyć błędy Andromedy.