Masz kradzioną nawigację satelitarną lub zainstalowałeś w niej piracką mapę? Lepiej uważaj. Śląska drogówka zaczęła sprawdzać legalność tego sprzętu. - Za posiadanie nielegalnego oprogramowania grozi pięć lat więzienia - ostrzegają stróże prawa.
Nawigacja satelitarna przebojem opanowała polskie drogi. Coraz więcej kierowców kupuje urządzenie, które - przynajmniej w teorii - ma ich bezpiecznie przeprowadzić z punktu A do punktu B. Wielu z nich bez komunikatów "jedź prosto 300 metrów, potem skręć w prawo", "trzymaj się lewej" czy też "uwaga, fotoradar" nigdy nie dojechałoby do celu.
Z szacunkowych danych producentów i dystrybutorów programów nawigacyjnych wynika jednak, że przynajmniej co piąty posiadacz GPS-ów korzysta z wersji pirackich. Powód? Oryginalna mapa Europy kosztuje ok. 500 zł, a z internetu można ją ściągnąć za darmo.
Na wniosek producentów śląska drogówka zaczęła więc sprawdzać legalność nawigacji samochodowych. Policjanci uspokajają jednak, że stojące przy drogach patrole nie będą wypatrywały przez lornetki samochodów, które mają zamontowane na szybach GPS-y.
- Nie robimy żadnej akcji, to tylko jedno z wielu zleconych nam zadań - mówi nadkomisarz Włodzimierz Mogiła z wydziału ruchu drogowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Katowicach. Zapewnia, że legalność urządzeń nawigacyjnych jest badana przy okazji podczas rutynowych kontroli drogowych czy też po zatrzymaniu sprawcy jakiegoś przewinienia. - Nie będzie żadnego polowania na kierowców w tym zakresie - podkreśla nadkom. Mogiła.
Jak wygląda taka kontrola? Oficerowie drogówki przez radio sprawdzą numery nawigacji w policyjnej bazie przedmiotów skradzionych. Weryfikacja potrwa najwyżej kilka minut. Gorzej z oprogramowaniem. Jeżeli ktoś ma GPS z kartą SD, to nie ma problemu, bo numer licencji mapy z reguły jest na niej wybity. W innym przypadku najlepiej mieć w samochodzie paragon potwierdzający zakup programu. - Bo kiedy będziemy mieli wątpliwości, urządzenie zostanie zabezpieczone i przekazane kolegom zajmującym się przestępczością gospodarczą. To oni się wypowiedzią na temat jego legalności - mówi Mogiła.
Informacja o policyjnych kontrolach wywołała burzę w internecie. "Niech drogówka sprawdza też legalność części samochodowych, a przy okazji czy podatki zapłacone. I czy nie jeździ na rzepaku" - kpił panmuminek. "A ubrania i kosmetyki (jeśli kogoś byłoby czuć, że perfum użył) też będą sprawdzać?" - dopytywała juzwa. I zauważyła, że drogówka "jest od drogi, a nie od GPS-u".
Zdaniem Piotra Kusina, wiceprezesa katowickiego Echo-Taxi, policjanci powinni dbać o bezpieczeństwo, a nie zaglądać do GPS-ów. - Przecież dzięki legalnym programom nie ubędzie pijanych kierowców czy piratów, którzy jeżdżą na złamanie karku - powiedział nam Kusina.
W nieoficjalnych rozmowach oficerowie drogówki przyznają, że im także nie podoba się pomysł kolejnych kontroli, które muszą robić. - Badamy prędkość, trzeźwość kierowców, stan techniczny pojazdów, poziom hałasu wydzielanego przez silniki, a teraz GPS-y. Aż strach pomyśleć, co nam jeszcze dorzucą - mówili nam w piątek.
Zdaniem Janusza Kamińskiego, rzecznika prasowego AutoMapy, jednego z czołowych producentów map do systemów GPS, tropienie nielegalnych programów wywołuje emocje, bo w Polsce ciągle istnieje duże społeczne przyzwolenie na piractwo. - Zapomina się jednak o tym, że jest to przestępstwo - podkreśla Kamiński. Za posługiwanie się nielegalnym programem grozi pięć lat więzienia.
Jako pierwsza w Polsce kontrole GPS-ów zaczęła policja lubuska. Wyniki nie są rewelacyjne. - Jak na razie zatrzymaliśmy jedno urządzenie z pirackim oprogramowaniem - mówi podkomisarz Marek Waraksa z komendy wojewódzkiej w Gorzowie.
Źródło - gazeta.pl