Hendrix
Senior Member-
Postów
4 724 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
12
Typ zawartości
Profile
Forum
Wydarzenia
Treść opublikowana przez Hendrix
-
W tym roku na MFKiG powinno być dobrze: Manara, Liberatore, Scott McCloud, Cornella i Marvano - super skład (a potwierdzeni są i David B., i oczywiście Bisley). Standardowo nie mogę się doczekać spotkań
-
A proszę, najlepiej jest samemu przeczytać przecież. Napisał pewnie tyle samo dobrych co złych, ale pomysły zwykle pierwszorzędne. Opowiadania najlepsze wydane przez Rebis są w porządku (wspomniana Zapłata też ujdzie), jeszcze są zbiorcze z Nowej Fantastyki. Problemem opowiadań jest brak spójnych przekładów, Dick zbyt dużo miał w Polsce tłumaczy.
-
Generalnie z tym Kurosawą i Japonią to trochę mit, bo ceniony był, nie był za to lubiany, uważano go za elitarystę w kinie, a od połowy lat 50' zaczęło się narzekanie na próby przypodobania zachodniej widowni (Oshima był jednym z głównych krytyków, trochę mając rację, a trochę nie - po czym sam musiał pojechać do Francji i tam nakręcić film xD), zresztą uważano go za wielkiego aroganta, stąd jego przezwisko: Kurosawa Tennō (Cesarz Kurosawa). Trzeba też pamiętać, że Japonia w tamtych czasach miała wielu wybitnych reżyserów, więc rywalizacja była duża. Fun fact: zwykle za najwybitniejszy film z Japonii uznaje się Tokyo Story - Yasujirō Ozu, a więc "najbardziej japońskiego z japońskich reżyserów". Zresztą zgadzam się z tym.
-
Przeciętny kinowy Janusz nie wymieni ani Miklósa Jancsó, ani Truffauta, ani nikogo z niemieckich ekspresjonistów czy włoskich neorealistów. Może Kurosawa coś mu będzie mówił, bo trochę popularnych reżyserów ściągało od niego i wychwalała pod niebiosa. Co do znaczenia, to przecież pisałem. Do najlepszych nikt nie ma startu. Obecna kinematografia z tych krajów też, więc cała ta krytyka jest po prostu dziwna. W sumie czekam na podobny wątek z literaturą, wtedy tryptyk rozmów z _M_ będzie Edit: Ale z literaturą ciężej będzie negować nasz dorobek, więc chyba podobnych wpisów nie będzie.
-
Ale nie zmienia faktu, że _M_ źle się czyta, przeskakuje tematy rozmów, zmienia koncepcję całej rozmowy (od budżetu do braku znaczenia polskiego kina w świecie). Wiedza sprawia wrażenia uformowanej w bardzo specyficzny i jednowymiarowy sposób. Miklós Jancsó? No bardzo dobry reżyser, ale skoro podajemy jego wkład w sztuką filmową, to czemu pomijamy sposób wykorzystania scenografii (i ogólnej "pracy z planem") u Hasa**? Albo czemu pomijamy Munka* i szkołę dokumentów? Irytuje też porównanie do najlepszych, bo to można dosłownie powiedzieć o prawie każdym kinie. Świetne koreańskie, bardzo dobre chińskie, dobre tajskie? No startu do najlepszych nie mają, w ostatnich latach wybitni Irańczycy? Nope. Cały kontynent Ameryki Południowej, produkujący w ostatnich latach wiele ważnych filmów? Zero szans. Kino brytyjskie? Ledwo pozbierali się po wielkim kryzysie. Irytuje również mnie całe pominięcie historii (i pieniędzy) na wpływ kształtowania się kina oraz przenikania danych prądów twórczych między sobą. Poza tym sztuka to nie zawody. Nie przyznaje się medali/punktów za miejsca. * Twórcy francuskiej Nowej Fali bardzo cenili Munka, to o Pasażerce Goddard powiedział, że to "jedyny film o hitlerowskich obozach" ** Has miał spory wpływ np. na kino holenderskie.
-
Słuszne. Opowiadania jak prawie cały Dick, dobre pomysły i średnie wykonanie, w dłuższych pracach jednak łatwiej zatuszować przeciętny styl, w krótkich jego największy atut nie ma szans na rozwinięcie, bo fabuła jednak musi pozostać w ryzach, a styl wyklarować resztę.
-
No gratuluję porównania do jednego z najwybitniejszych reżyserów w historii kina, w dodatku gdy kinematografia japońska była jedną z najlepszych na świecie (rywalizując z włoską, francuską i Hollywood, kolejność nieprzypadkowa), a która dzisiaj jest daleko w tyle w zasadzie za każdym większym rywalem z Azji, więc jak widać sytuacja zawsze się zmienia. Któż by pomyślał, że kino irańskie i rumuńskie będzie miało taką pozycję jak obecnie. Wracając jednak do tematu. Polskie kino było i jest cenione. Wajda do połowy lat 90' to klasa sama w sobie, miewał słabsze filmy, ale to klasyk kina światowego i umniejszanie mu jest co najmniej dziwnie, Munk (ale czemu akurat Zezowate Szczęście? Imo Eroica i Pasażerka powinny zostać wymienione), Skolimowski (którego osobiście średnio lubię, ale debiut miał rewelacyjny, jego adaptację Gravesa też cenię), Wojciech Jerzy Has czy równie świetny pisarz co reżyser Tadeusz Konwicki, Polańskiego w żaden sposób nie można negować (jeśli chodzi o pozycję w historii kina światowego), choć z nurtem Polskiej Szkoły Filmowej będzie raczej kojarzony jako aktor (prześwietne role w moich ulubionych Niewinnych Czarodziejach, Do widzenia do Jutra). A to tylko początki (i niepełna część ludzi związanych z PSF), bo dochodzi fala autorów związana z "kinem moralnego niepokoju", na czele z Kieślowskim i Zanussim, czy idący własnym tropem Jan Jakub Kolski Trzeba mieć jakieś niezrozumiałe kompleksy żeby deprecjonować zasługi naszej szkoły filmowej.
-
On i Koulibaly chcą podwyżki (albo zmiany klubów), więc spadek formy u nich nie jest przypadkowy. ADL twardo z nimi gra, ciekawe jak sprawa się potoczy dalej.
-
Oczywiście, że mamy. Tylko teraz jest ciężej przebić, przez mniejsze pieniądze przeznaczane na kinematografię robi się mniej filmów, więc oczywiście mniejszy jest ich wybór, a jeśli ktoś ocenia poziom tylko przez kino komercyjne to po prostu nie skomentuję tego. Naturalnie w swoim całokształcie polskie kino jest od końca lat 90' (nie od razu po zmianach roku 89') w dużym kryzysie, ostry kapitalizm, szybujące budżety, konkurencja w postaci napływu zagranicznych filmów swojej zrobiły. Jak się wychodzi z takich rzeczy pokazała Korea, i to powinna być droga naszego przemysłu filmowego.
-
No można, i czasami się kręci, czasami ma się szczęście. Ale pieniądze są potrzebne, kto twierdzi inaczej ma problemy z głową. Radzę sprawdzać sobie co roku dotacje, a ile kosztuje średnio produkcja u nas. W PL też powstają dobre, tanie filmy, które znajdują swoją publiczność. Niemniej początkujący twórca ma złe warunki do rozwoju, zaprzeczanie temu generalnie jest przykre, a mówimy tylko o kinie pełnometrażowym fabularnym, a zostają dokumenty (często nagradzane na wielu festiwalach), krótki metraż i animacje (tu mam dane z pierwszej ręki gdyż znajomi się tym zajmują). Man from Earth i wybitność... Ech. Budżetowo to i tak prawie milion złotych (już nie wspomnę o różnicach w samej produkcji filmów i księgowania wszystkich rzeczy...)
-
Od początku nie rozumiem narzekania na Milika, młody, z instynktem w polu karnym, rewelacyjne warunki fizyczne. No tak, zdarzyło mu się w karierze marnować sytuacje bramkowe, o zgrozo jeszcze na Euro. Dobrze prowadzi karierę do tego, więc to nrzekanie jest imo na siłę...
-
Piłka to też praca, fajnie jest zarobić, a w Anglii się płaci, nie rozumiem zdziwienia skoro od dekady średnie kluby premiership robią duże transfery. Czy Everton to odpowiednie miejsce dla Gabbiadiniego? Raczej nie, to typ napastnika zdyscyplinowanego taktycznie, ale o słabych warunkach fizycznych (szybkość, siła, motoryka), potrafiący nieszablonowo zagrać, ale i przejść obok meczu. Dobre rozegranie, technika i strzał nie wystarczą na obecną PL, czasy Zoli nie powrócą. Jego profil gracza też nie pasuje Napoli, stąd ciągłe próby sprzedaży. Trochę szkoda, w Sampdorii fajnie się go oglądało. Inter i to okienko są pod znakiem zmian, we wszystkich szczeblach. Ten rok będzie ciężki (no i sabotażysta Ranocchia nadal gra), nowi właściciele chcą iść w młodość, ale w pierwszych miesiącach to nadal będzie zespół Manciniego. Frank ma pewnie czas do stycznia na zmianę tego stanu rzeczy. Nie mniej przy dobrych wiatrach, to Inter widzę jako głównego beneficjenta zmian w Lidze Mistrzów, oczywiście po włoskiej stronie. Do sezonu 2018/19 powinni zbudować dobrą ekipę (albo po staremu zmieniać koncepcję gry i trenerów - to też możliwe).
-
No kombinuje, przecież Wołyń ledwo co wyszedł z tarapatów finansowych :v Poza tym wyrobił sobie nazwisko (kręcąc seriale dla TVN-u...) i po sukcesie Wesela miał łatwiej o dotacje z PISF, Urszula Antoniak teraz też dostała dofinansowanie na swój film, ale dopóki nie zrobiła się głośną autorką za granicą (Holandia), to ciężko było cokolwiek zrobić. Przykładów jest dużo. Robienie filmów w tym kraju jest utrudnione, a pieniędzy co raz mniej. Teraz doszedł pomysł kina narodowego i dopiero cyrk się szykuje przy dofinansowaniach.
-
Dzisiaj ciekawe spotkania, po szalonym początku Lazio (wygrana 4:3 z Atalantą) jestem ciekaw jak będą wyglądali w starciu z Juventusem, Napoli po małym (i trochę kontrowersyjnym) falstarcie podejmuje Milan, ADL część wpływów z meczu przekaże na rzecz ofiar trzęsienia ziemi, zacna inicjatywa.
-
No generalnie kino gatunkowe nam nie leży, nie mamy tradycji w nim. Okropnie nam wychodzi ślepe zapatrywanie na produkcje z USA, nie da się tego przełożyć na nasz grunt, bo powstają koszmarki jak film z Żebrowskim (Sęp), czy inne kręcone na modłę zachodnią. Ten zarzut zresztą można postawić nie tylko polakom. Generalnie mamy młodych zdolnych twórców, ale muszą ostro kombinować, albo wyjeżdżać z kraju. Pula pieniędzy jest ograniczona.
-
Warto dodać: od połowy lat 90', ale i tak ciągle powstają rewelacyjne filmy. Na przekór trendom rodem z produkcji TVN (i TVP). Generalnie nasze kino znalazło się po prostu w strefie: "skąd wezmę pieniądze", "jak zapłacę obsadzie technicznej", "co z dystrybucją". PISF ma ograniczony budżet, teraz dochodzą jeszcze gierki polityczne, niestety. Edit: Co do tematu, to pewnie Gnoje, ale nie tyle z powodu słabego poziomu filmu, a z powodu przeinaczenia Andrzeja Stasiuka (ma pecha do ekranizacji, nawet świetne Wino truskawkowe zdecydowanie zmieniło przekaz z Opowieści Galicyjskich), Zelewski nie zrozumiał książki, przez co konflikt z samym Stasiukiem przy pisaniu scenariusza musiał wyjść w samym filmie. Wymienianie komedii spod szyldu ITI jest imo za łatwe na ten wątek
-
Polscy fachowcy i ''eksperci'' od piłki nożnej
Hendrix odpowiedział(a) na michal temat w Kącik Sportowy
Z moich ulubionych: Bartłomiej Rabij - jedyny komentator w Polsce, który ogarnia piłkę z Ameryki Południowej i ogólnie latynoamerykańską, dobre podcasty, dobry głos, aż tęsknię do Sportklubu oraz tamtejszych transmisji, Radio Brazylia jednak regularnie odwiedzam. Z pisanych to pewnie panowie z Calciobar, założyciel pisał rewelacyjnie, ale młodsi, którzy przejęli schedę, utrzymują poziom. "Mrużąc oczy" zawsze miło się czyta, generalnie wykonują dobrą robotę. Steca nie skomentuję xD No i to tyle, dziennikarstwo związane z piłką nożną musiało dostosować się do własnych czytelników/publiczności, dlatego poziom ogólny jest słaby. Zresztą generalnie panuje w branży kolesiostwo, brak znajomości tematu, języków itp. - oczywiście są wyjątki, jak we wszystkim. -
@Yakubu Możesz się pocieszyć, że gorzej już nie będzie. Chyba (ale jedynkę trafili imo świetną)
-
No to pierwowzór Inherent Vice (dla Pynchona na pewno): Robert Altman i prześwietna oraz pod wieloma względami nowatorska ekranizacja Długiego Pożegnania Raymonda Chandlera. Co prawda ortodoksyjni fani tego drugiego nigdy nie wybaczyli reżyserowi zmian, lecz film po pierwotnym złym przyjęciu, wdrapał się na półkę z klasyką, zasłużenie. Można od razu zobaczyć też inny film reżysera, Kalifornijski Poker - klimat trochę inny, krążący w okół hazardu, ale nadal oddający ducha lat 70' (w obu wymienionych filmach prym wiedzie Elliott Gould) Zresztą w ogóle Altman robi absolutnie fantastyczne panoramy lat 70', w końcu autor M*A*S*H*A jest mistrzem w tym co robi. Wspominając o latach 60' nie mogę nie wspomnieć o dwóch filmach niejako podsumowujących je, filmów od siebie oddalonych jak tylko można, ale filmów ważnych dla kinematografii. Pierwszy to niekonwencjonalny, wizualnie ujmujący Performance (no nie mogło być inaczej skoro Roeg był współreżyserem). Warner myślał, że dostanie swoje Hard day's night (Jagger w roli głównej), a dostał - z perspektywy czasu - znacznie więcej. W swojej konwencjonalnej części to kryminalny komediodramat, podlany muzyką duetu Jagger/Richards. Jego echo odbija się u Alana Moore'a, czy choćby w True Romance - drugiego ze Scottów. Drugiego filmu nie będę opisywać, bo to pewnie top 10 kina w ogóle. Michelangelo Antonioni i jego drugi film w kolorze, nakręcony w USA (ech te emigracje po sukces na tym rynku) - Powiększenie (Blowup). Trzeba znać, jeśli się nie oglądało to koniecznie do nadrobienia. Lista mogłaby być dłuższa - ale starałem się wymienić filmy choć trochę nawiązujące do podanych jako przykłady. Generalnie lata 60'-70' to końcówka najlepszego okresu w kinie, dużo pozycji się znajdzie.
-
Dobrze, że trwa do 6-go, na sam koniec bety się załapię.
-
Nie, a Mucha w sumie nie jest nawet najlepszym Cronenbergiem.
-
Nie rozumiem śmiechu z espadryli, buty mają długą historię, są wygodne (choć tylko w pewnych warunkach) i dostosowane do upałów. Sam nie lubię ich, ale "beka" ze zwykłych butów jest naprawdę dziwna, to nie wynalazki z Wojasa/Kazara.
-
Tak jest, jak sobie pomyślę o czasach łódzkiego AZS to smutno się robi, dobrze że załapałem się na remont jeszcze, później diametralnie poziom podskoczył i wyremontowana hala była ok, wymieniony tartan też. Nie mniej dużo rzeczy brakowało, od "kolców" po dobre tyczki, stroje itp. W mniejszych miastach było i jest jeszcze gorzej. Kulczykowe pieniądze są, ale musisz mieć sukcesy żeby się załapać, więc to jest błędne koło. Z mojego rocznika mało sukcesów poszło, tylko Sylwester Bednarek (z którym startowałem) brąz w Pekinie na MŚ, a mieliśmy świetnie zapowiadających się oszczepników i skoczkinie w dal. W starszych rocznikach 400 metrowcy (część kadry trenowała u nas). Teraz jest znacznie lepiej (nadal się mocno interesuję lekkoatletyką, to mam porównanie).
-
Za rok są MŚ w Lekkoatletyce w Londynie - szykują się ciekawe zawody dla naszej kadry.
-
My dajemy "trochę" mniej na sport, a bez finansowania i dobrej kadry trenerskiej nie można liczyć na sukcesy, gdyby nie poszczególni sponsorzy ze sportem byłoby jeszcze gorzej (jak Kulczyk i lekkoatletyka). Druga sprawa to konflikty personalno-polityczne w związkach. Same Igrzyska przyjemne, choć organizacyjnie było przeciętnie. Dla mnie największym wydarzeniem jest rekord świata van Niekerka - jako nastolatek, który oglądał rekordowy bieg Johnsona z Sevilli, i który myślał, że to wynik w zasadzie nie do pobicia, jestem zachwycony. Tyle było już prób, tylu zawodników typowanych do zbliżenia się do tego wyniku, aż wreszcie się udało. Oczywiście nie mogę się doczekać Tokio - tam wszystko będzie dopięte na ostatni guzik.