Hendrix
Senior Member-
Postów
4 724 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
12
Typ zawartości
Profile
Forum
Wydarzenia
Treść opublikowana przez Hendrix
-
IG na streamie: największa gra w historii studia, największy team i największa gra z uniwersum Marvela.
-
Nowy trailer ma pojawić się ponoć na konferencji MS, prosto z xboxa, wreszcie dowiemy się jak ostatecznie ludzie z SE BD2 opanowali sprzęt zielonych. P.S Wygląda na to, że cała konferencja MS wycieknie, łącznie z kolejnością pokazywanych rzeczy...
-
Arkane robi dobre gry, więc czekam na materiały - dla Bethesdy równie ważny, jeśli nie ważniejszy jest Quakecon, nie dziwię się, że materiały z gier zostawili na tę imprezę.
-
U mnie tak samo, GSW prezentuje pełen zakres zagrywek, a nie "iso to death" - grają po screenach, korzystają z cutów, gracze nieustannie są w ruchu. Oglądanie ich gry to dla mnie sama przyjemność. Nie wiem jak można znać się choć odrobinę na koszykówce i "hejtować" GSW. Oprócz świetniej gry są dobrze zarządzani i budowani (antyteza Cavs), wzór dla GM-ów. Poza tym na żadnych porządnych stronach nie widzę narzekania, chyba tylko u nas na fanowskich jak: enbiej i reszta :v
-
Payet od zawsze był dobrym piłkarzem, choć nazbyt chimerycznym i niedojrzałym, od kilku sezonów ustabilizował formę, więc i częściej może pokazać swój talent. Poza tym różnie gracze dojrzewają i różne mają kariery - niektórzy zaczynają późno (na tym najwyższym poziomie). Ciekawe ja Anglia dzisiaj rozpocznie turniej :v
-
Dużo nie straciłeś, poprzednie tłumaczenia były średnie (z naciskiem na słabe) i aż zanadto uwypuklały to co najgorsze u H.P czyli język i zdolności literackie, a to rzutowało na to co najlepsze - wyobraźnię autora i klimat opowiadań. Teraz jest wydawany rewelacyjnie i lepiej przełożony. No, a na koniec i tak polecę Arthura Machena, osoby bez której twórczość Lovecrafta wyglądałaby zupełnie inaczej, i którego autor z Providence był po części mniej utalentowanym epigonem. Choć oczywiście z czasem popkultura tak mocno wchłonęła twórcę Cthulhu, że ten pierwszy został przez nią raczej zapomniany, aczkolwiek literacko bardzo doceniany w przeciwnych sferach (od Borgesa do Mariasa).
-
Clarke wcale lekkiego pióra nie ma, można by rzec, że w ogóle go nie posiada - był przede wszystkim wybitnym futurystą - pisanie tylko było tego uzewnętrznieniem i ramą myśli. Choć jego prozę lubię i cenię, to nie za walory literackie (których raczej bark), tylko za ową ścisłą wyobraźnie oraz wiedzę. A do okładkowych blurbów raczej nie powinno się przywiązywać wagi, nigdy. Skoro już napisałem coś tutaj - jednocześnie w duchu żałując, że wątek jest dość stały gatunkowo - to polecę pozycję dla mnie rewelacyjną, by nie rzec wybitną. Nie przedłużając i trzymając się małej ilości znaków; Cynicy Anatolija Marienhofa to utwór zapomniany, wręcz zupełnie ignorowany w rozmowach o literaturze rosyjskiej circa początków XX wieku. Powieść, oprócz swoich wielkich walorów artystycznych, stanowi też bodaj jedyny przykład prozy powstałej w wyniku ruchu imażynistów, dziś już nieco zapomnianej grupy, głównie poetyckiej (najbardziej znany był Siergiej Jesienin). Sama książka to bardzo plastyczny, okrutnie zabawny (Marienhof zapatrzony jest ewidentnie w Oscara Wilde'a - z tych zapatrywań wychodzi na tarczy) obraz przewrotu bolszewickiego, utkany z krótkich informacji, spostrzeżeń i anegdot, gęsto ozdobiony wprost rewelacyjnymi dialogami. Tygiel wręcz filmowy, zresztą o takiej właśnie narracji, fascynacja obrazem to zresztą jedna z cech owej trupy, wraz z duchem odchodzącego dekadentyzmu i stanowczemu "postawieniu się" futurystom, z którymi wcześniej część była związana (egofuturyzm) Bardzo polecam, rewelacyjna pozycja. Poezja też niezła z naciskiem na Jesienina, ww. autora i Wadima Szerszeniewicza.
-
To raczej pod azjatów, serio. Tym bardziej, że seria musi się dobrze sprzedać. Japończycy zwykle dostają łatwiejsze wersje gier, taki jest rynek. I producenci wiedzą o tym od dawna - chyba, że gra jest w niszę kierowana, wtedy to nie ma znaczenia. Z ostatnich anegdot z tym związanych. NI-oh podobał się o wiele bardziej na zachodzie niż w Azji i samej Japonii, procent ludzi niezadowolonych z poziomu trudności też kształtował się w ten sam sposób: USA=EU < JP = Azja. Edit: Sprawdziłem dokładniej, Azja i Japonia z małymi różnicami (negatywnie ocenia odpowiednio 45% i 43%).
-
A propos FFXV, przetłumaczono ostatni, japoński ATR: źródło: http://gematsu.com/2016/05/final-fan...v5QCfiLDBTR.99
-
W zasadzie to nie tyle co moda, tylko myśl szkoleniowa wywodząca się od analiz matematycznych. Wraz ze wzmożoną specjalizacją graczy w tym zakresie, trójki po prostu są dużo bardziej opłacalne niż średnie i długie dwójki (najmniej efektywna forma rzutu).
-
Dla tej gry wielu kupiło Ps3? No nie sądzę - szczególnie patrząc na sprzedaż ich gier. Zawsze bawiło mnie to stwierdzenie. Gra pierwotnie miała wyjść w 2011, prace konceptualne zaczęły się oczywiście już po SotC - Ueda pierwotnie myślał o szybszym developingu niż przy poprzednich tytułach, ale jak widać Ps3 zweryfikowało jego plany. Dla narzekających na grafikę: Jego gry - jak sam twierdzi - stawiają na jak najlepsze oddanie pracy artystów pracujących przy produkcji (w tym i siebie). To jest pierwsza zasada jaka przyświeca zespołowi. Już nie mówiąc o prozaicznych sprawach: "dobra" grafika = duży budżet (assety same się nie zrobią - np. ND do U4 zatrudniło 10 teamów - oczywiście głównie Azja - redukcja kosztów przede wszystkim).
-
Biblioteki też sprawdzaj, część z wymienionych autorów będzie okrutnie ciężko dostać, choć Oe czy Kawabata w antykwariatach bywają często, wszystkie ich pozycje kupiłem w takich przybytkach. Co do odzewu: zawsze służę pomocą, szczególnie z literaturą piękną, tudzież poezją - literatura gatunkowa też, choć mniej mnie interesuje i mniej jej czytam. Odpadają tylko harlequiny i young adult novel. Tak na marginesie, to Polacy mieli niezłe szczęście z japońskimi autorami, mieliśmy kilku rewelacyjnych tłumaczy, a sama proza chwyciła "za komuny". Pokłosiem tego jest popularność Murakamiego (polskie tłumaczenia są jedne z pierwszych, często szybciej od angielskich - ewenement).
-
Skoro offtop mamy za sobą Do listy autorów dorzucę kolejnego, choć tym razem to raczej konkretna pozycja niż cały dorobek autora. Shusaku Endo: Milczenie - powieść historyczna, pisana z nietypowej - jak na autora z Japonii - perspektywy katolika, portugalskiego jezuity z XVII wieku. Świetna pozycja, od razu widać czym inspirował się Mitchell przy Tysiąc Jesieni Jacoba De Zoeta. Polskie wydanie jest z 1966, więc trzeba poszperać po bibliotekach. Choć może gdy Scorsese zrobi wreszcie film (planuje adaptacje od 2008), to wyjdzie wznowienie.
-
Generalnie w tekście oficjalnym nadużywanie nawiasów może zostać uznane za błąd, ale zwykle nim nie jest. Już nie mówiąc o prozie postmodernistycznej, która wykorzystywała kreatywnie również znaki interpunkcyjne lub ich brak. W mojej skromnej, forumkowej wypowiedzi, użyte są w jasny i klarowny sposób - w moim mniemaniu własne komentarze do tekstu/tematu należy zawsze odkreślać nawiasem okrągłym. Stopniowanie idące w kierunku: przecinek, myślnik, nawias ma swoje korelacje z wypowiedzią - i kiedy chcę odpowiednio je oddzielić - używam nawiasu. Edit: Z tekstem pisanym pracuję na co dzień - na forum piszę swobodniej.
-
Natusme Kirino to akurat stosunkowo nowa fala autorów (głównie kobiet) literatury gatunkowej (zwykle całkiem niezłej) - w sumie też mogę polecić, bo to niezła proza rozrywkowa. Jednak jestem raczej z tych osób, które narzekają na to co się stało z literaturą w KKW - i po części jestem zniechęcony do współczesnych autorów (z wyjątkami). W ogóle przykro patrzeć na to co ogólnie dzieję się w Japonii: kino straciło na znaczeniu, literatura też - tylko muzyka się trzyma. A najlepsze powieści związane z Japonią piszą gajini: vide Krasznahorkai, czy Mitchell. Edit: Do poprzedniej listy mogę dołożyć jeszcze dwa, bardzo ważne nazwiska Ryunosuke Akutagawa - mistrz opowiadań (często nazywany ojcem krótkich opowiadań w JP) Juni'chiro Tanizaki - w sumie obok Kawabaty najwybitniejszy (i również jak w przypadku Mishimy nie dostał Nobla, bo Kawabata zdobył nagrodę w tym okresie)
-
Zależy czego się chce, Murakami na ten przykład nie stanowi dobrego przedstawicielstwa literatury japońskiej - jego twórczość oderwana w dużej mierze od własnej kultury, była często krytykowana w samym KKW. Murakami jest też trochę przereklamowany literacko - pisze tak samo, o tym samym i nie odrywa się w zasadzie od swoich na ogół jednowymiarowych postaci. Oczywiście ma i bardzo dobre tytuły w dorobku - wspomnianej trylogii do niego nie włączam, po świetnym pierwszym tomie, przyszło zniweczenie historii i wszystkie problemy prozy słynnego Japończyka znowu wypłynęły. W sumie polecam zacząć od tych nazwisk: Natsume Soseki Kobo Abe Yasunari Kawabata Yukio Mishima Kenzaburo Oe To śmietanka literatury japońskiej.
-
Słynny trailer z PS3 był renderem, bo gra chodziła wtedy od dwóch do kilkunastu klatek, próbowali to wcisnąć na Ps3 - nie dali rady, odłożyli w niebyt - to jasne, że mamy technikalia rodem z poprzedniej generacji, tak samo jak ICO, które miało rodowód PSXa, a wyszło na PS2 - tylko SoTC był poprawny (powiedzmy). Przecież ich gry nie mają nigdy bardzo dużego budżetu i armii ludzi - to produkty pasji, i jedne z (bardzo) nielicznych ocierających się o sztukę. Oczywiście jak ktoś chce, to może narzekać na grafikę i nie kupić pozycji - jego sprawa, ja nie wyobrażam sobie ominąć tej pozycji.
-
Właśnie a propos ciekawych rzeczy z Edge'a:
-
Btw. W tym numerze Ueda potwierdza wydanie gry w tym roku, jest też parę innych, ciekawych rzeczy.
-
Zgadzam się co do Lobstera, chociaż nie uważam go za ciężkiego ( szczególnie po wcześniejszym filmie reżysera), czy dystopijnego (bo świat przedstawiony po prostu ma takie reguły, nie jest zaznaczona żadna zmiana). Lanthimos przedstawia nam w zasadzie współczesną bajkę (w klasycznym rozumieniu - nie disneyowskim) dla dorosłych - operuje podobnymi metaforami, choć na szczęście ustrzegł się nadmiernych banałów. Twórca zresztą najlepiej wypada kiedy porusza się w dymie czarnego humoru, gorzej przychodzą mu moralne wtręty, przez co czasami film traci impet. Kapitalna pierwsza cześć delikatnie się rozmywa w nierównościach dalszych scen. Dobrze, że finał powraca jakościowo do początku obrazu. Muszę też pochwalić Farrella - zagrał postać zdecydowanie inną niż jego standardowa szufladka - a to jak na aktora stricte charakterystycznego, wcale nie jest łatwe (wcześniejsze próby wyrwania się były raczej mizerne).
-
Bazuje na Porno, które jest jednak dużo słabsze - zresztą Welsh literacko jest nierówny i przeplata dobre pozycje słabymi. Jeśli będą trzymać się książki: to po pierwsze będzie film spóźniony, po drugie odtwórczy - a sam Danny Boyle też nie przypomina siebie z początków kariery, witalność i styl zdecydowanie w innych rejestrach. Chyba tylko powrót obsady zmusi mnie do obejrzenia. Nie nastawiam się jednak pozytywnie.
-
Na usprawiedliwienie Masamune - mądrale z Polyphony tak pięknie edytowali oficjalny (!!!) trailer, że wrzucili placeholder (ta ściana z drzew w 2D xDDD) zamiast faktycznej części trasy - kto oglądał ten nieszczęsny stream, albo dłuższe gameplaye (których trochę już jest) te wie, że to tak nie wygląda, Muszę przyznać - nawet jak na PD to ciekawy fuck-up. Dyskutować o samej grze nie zamierzam, bo i poziom dyskusji to szambo najczęściej.
-
Colonia imo była słaba - okropna Emma Watson , konwencja romansu wpleciona w thriller, który nie umie budować napięcia, karykaturalne postacie - wszystkie - co też jest "szczególnym" osiągnięciem. Grzechów jest więcej, choćby okropne potraktowanie tła historycznego, wszystkie sceny w mieszkaniu głównego bohatera, które zamiast dobrze wprowadzić główną parę do filmu, zalatują taniutkim romansidłem rodem z Hallmark Channel. Na plus chyba tylko Nyqvist i Bruhl. W sumie po obejrzeniu filmu byłem mocno wkurzony, temat jest pierwszorzędny i bardzo ciekawy: Colonia Dignidad - to czarna karta w historii Chille, olana przez wszystkie frakcje polityczne, wmieszana w skandale szpiegowskie, molestowanie i tortury więźniów politycznych - to wszystko oblane sekciarskim sosem. Niestety dostajemy źle poprowadzony film, wielka szkoda - zmarnowany potencjał.
-
No Punkt Omega jest dość ciężki - osobiście jestem po środku sporu - choć doceniam próbę Dona, szczególnie narracyjne włączenie sztuki audiowizualnej i masy intertekstualnych nawiązań (już sam tytuł jest jednym) - to jednak całość wydała mi się tylko szkicem powieści, a i jakby samego Dona tutaj mniej (liczbowo pewnie wystawiłbym 5/10). Czekam na Zero K teraz, kusi mnie żeby już po angielsku dorwać, ale chyba poczekam na naszą edycję. A propos Nabokova: koniecznie więc przeczytaj Blady ogień, Pnina (lekka, ale nadal świetnie napisana powieść - oczywiście z drugim dnem, pisana w zasadzie razem z Lolitą: po lekturze polecam porównanie głównych bohaterów), Obronę Łuzyna i Pamięci, Przemów - jak się to spodoba, to można wszystko łyknąć. Choć do ostatnich dzieł mam mieszane uczucia.
-
Nabokov kupiony, bo chciałem mieć wydanie Muzy - tak to już dawno przeczytany (Delillo podobna sprawa, chcę mieć wszystko od Noir Sur Blanc). Blady ogień to obok Lolity najlepsza powieść Vladimira, a zabawy z post modernizmem jeszcze bardziej uskuteczniane (fabuła tej książki to 1000 wersowy poemat okraszony przypisami). Rzecz esencjonalna. Zbiór opowiadań też warto mieć, jest tu wszystko co tworzył po wyjedzie do Ameryki (i później Szwajcarii) - oczywiście mowa o short stories, są też rozdziały z nieukończonej powieści Nabokova (mało kto wie, ale nie dokończył jej bo tłumaczył jedną ze swoich książek na francuski - wszystko po to, aby tłumacz zatrudniony przez wydawnictwo mógł zatrzymać pieniądze, mimo nieskończenia przekładu z powodu ciężkiej choroby). W ogóle to wydanie opowiadań - nowe, w twardej oprawie (728 str.) - można dostać za 10 zł (!!!). Delillo - Nazwy to obok Podziemi mój ulubiony Don, ale uprzedzam można się odbić od niego i choć nie dzieli tak obozu fanów jak Punkt Omega, to też nie każdemu się podoba. Charakterystyczne prowadzenie dialogów, wachlarz opisów i jego rozedrgana dokładność pewnie są tu w swoim apogeum. Oczywiście nadal optymizm jest schowany do kieszeni. Mao II również zaliczam do udanych dzieł, bierze w nim na warsztat terroryzm i oddziaływanie mas na jednostkę (i mimo posiadania naturalnych głównych bohaterów, to właśnie owe masy są dla mnie clou całej książki). Żeby nie było, że piszę z pamięci: z wyjątkiem Nazw, wszystkie te książki ostatnio sobie powtarzałem (nie kupuję tyle rzeczy, żeby stały sobie nieruszane na półce :v ) - opinia jest w miarę na świeżo.