Lochy Irithyllu były chyba najbardziej wymagającą lokacją jaką do tej pory przechodziłem. Cały czas trzeba było być w 100% skupionym, mieć oczy dookoła głowy i z niczym się nie spieszyć. Przeciwnicy też bardzo pomysłowi i zaskakujący. Ogólnie, bardzo mi to przypominało Tower of Latria z Demon's Souls (przynajmniej z gameplayów, które widziałem). Na szczęście to już za mną, tak samo jak kolejni bossowie - Yhorm, który zabił mnie ze 2 razy i Tancerka, która padła na raz.
Na liczniku 37 godzin. Pewnie jeszcze jakieś 10 godzin nastukam. W każdym razie, w dalszym ciągu gra jest fenomenalna.
PS. Pontiff w pierwszej fazie jest stosunkowo łatwy, ale druga to już inna bajka. Udało mi się go pokonać za pierwszym razem, ale wydatnie pomogła w tym dobra, ulepszona tarcza z odpornością na ataki fizyczne i ogniste oraz dużo staminy, które miałem wtedy około 30.