Chrono Trigger - co jakiś czas biorę się za grę "legendę", w którą nie dane mi było nigdy zagrać. CT leżał na półce przez dłuuugi czas od zakupu, bo w przypadku jRPG jest mi wyjątkowo ciężko się zmotywować. W końcu we wrześniu spakowałem DS'a do torby i zacząłem grę w trakcie urlopu, przed końcem 2017 udało się skończyć w niecałe 25h (był spory przestój w czasie premiery Odyssey). No było ciężko to skończyć. Sprawdza się to co już chyba kiedyś pisałem - jRPG'i to w większości gierki-shouneny, które na pewno są fascynujące w odbiorze kiedy jesteś młodym chłopakiem. Ale teraz, kiedy zbliżam się do 30 i już za chwilę kostucha zapuka do drzwi? No tak średnio bym powiedział. Walka jako tako ujdzie, ekscytacji nie było, no ale też było wystarczająco dynamicznie, że z nudów nie umarłem. Grindu nie było kompletnie, co zaliczam jak najbardziej na plus. To co mnie irytowało, to miejscami nużący backtracking z koniecznością powtarzania walk. Czuć wiek gry pod względem tego, że stosunkowo niewiele Ci mówi, tak jak w wielu tytułach to jest dla mnie plus, tak tutaj jest to minus - no po prostu nie chciało mi się latać między wiekami, i szukać tego jednego kolesia z którym mam akurat pogadać, żeby popchnąć coś do przodu. Poszukiwania, eksploracja zwyczajnie nie były ekscytujące.
Historia nie porywa, no jest gimmick z podróżą w czasie, ale w tym momencie nie robi to wrażenia. Taka tam naiwna historia zło vs. dobro, zbieramy drużynę, żeby zayebać wielką kolczatkę XD Jest prehistoria, jest rozwalona przyszłość, czyli typowe trope'y.
To co doceniam i szanuję, to oddanie w ręce gracza decyzji o flow gry - chcesz napierać na bossa wcześniej? Spoko. Możesz do tego podejść po swojemu. W międzyczasie też jest kilka drobniejszych decyzji, możliwości podejść do problemu.
Także tak, szału kompletnie nie było, no w zasadzie trochę się zmusiłem do dokończenia tego tytułu. O wiele bardziej podszedł mi Earthbound, który był specyficznie śmieszkowy i trudno było mi go odnieść do czegoś w co grałem lub oglądałem wcześniej.