105h i 120 shrine'ów później, Breath of the Wild skończony. Pochwał było już wystarczająco, więc skupię się głównie na tym co mi się nie podobało:
Na początku jest świetne wrażenie tego, że żadne miejsce, w które trzeba choć trochę się pofatygować nie pozostaje bez jakiejś nagrody dla gracza. Włazisz na górę i wiesz, że coś tam będzie. Po 40h, wchodzisz na górę i myślisz sobie Kurwa, znowu yebany korok...
Brak zróżnicowania wśród przeciwników. Po jakimś czasie wszelkie obozy omijałem, bo klepanie tych samych kolesi w innych kolorach było po prostu nudne.
Gra sugeruje często inne sposoby zaatakowania przeciwników niż wjazd z mieczykiem, ale w pewnym momencie (gdy zaczniesz trafiasz na mocniejszych przeciwników) stają się one praktycznie bezużyteczne. Co z tego, że podpalisz znajdującą się nad goblinami platformę z wybuchowymi beczkami gdy te beczki uszczkną tylko jakieś 5% zdrowia przeciwnika?
Sporo sidequestów to jest mocne meh, bez bodźca motywującego do ich wykonania. Nie uniknięto typowej spyerdoliny z gatunku "zbierz mi 20 kamyczków". Dodatkowo, najczęściej gdy przyniesiesz te kamyczki to raczej nie dostaniesz nic specjalnie przydatnego (n.p. droższy kamyczek). Nic mi nie zapadło w pamięć, może poza budowaniem Tarry Town, które i tak było nadpsute zbieraniem cholernego drewna.
Najlepsze questy były związane z odkrywaniem shrine'ów i zamieniłbym chętnie te wszystkie pyerdolety z poprzedniego punktu na chociażby 5 dodatkowych. Problemem tych questów było natomiast to, że w większości przypadków w odkrytym shrinie odbieraliśmy tylko Spirit Orb. No ja bym wolał nagrodę w postaci kolejnej ciekawej zagadki w shrinie.
Za dużo cholernych Test of Strength. Powinno być o połowę mniej, w pewnym momencie to Majory mogłem klepać z zamkniętymi oczami, a co dopiero niższe.
Po 50h sporo rzeczy powszednieje, przez to eksploracja traci trochę na atrakcyjności, jak zostało mi ze 4 wieże do odkrycia to już mi zależało przede wszystkim na tym, żeby znaleźć szybko kolejne shrine'y i cisnąć dalej, najlepiej tam gdzie nie będę musiał się na okrągło gdzieś wspinać..
Dungeony.. są niezbyt ciekawe. Nieduże, szybko się je kończy i w zasadzie już w tym momencie kompletnie nie pamiętam bossów.
Na gorąco chyba tyle mi przychodzi do głowy. Bawiłem się bardzo dobrze, szczególnie biorąc pod uwagę, że to otwarty świat. Nie jest to moja ulubiona Zelda. Wolałbym jednak bardziej skoncentrowane doświadczenie, ale to w trójwymiarowym środowisku bez korytarzy jest ciężkie do osiągnięcia.
Najgorsze jest to uczucie po napisach, ta świadomość, że na kolejną taką Zeldę trzeba będzie czekać ponad 5 lat. Oby Aonuma upichcił w między czasie coś na poziomie ALBW.