Wczoraj, w bólach, w końcu ukończyłem Personę 3: Portable. Długo zwlekałem z rozpoczęciem, bo do gatunku mnie nie ciągnie, ale lubię mieć zaliczone gierki, które są uznawane za klasyki. No i cóż, wybitne to to nie jest. Całość zajęła mi 95h, zacząłem gdzieś w grudniu. Rozwleczone strasznie i jak dla mnie można to było spokojnie skompresować do 20h i wyszłoby na to samo. Mechanika walki to w zasadzie pokemony, tyle że nie po fajnie skonstruowanym świecie tylko po losowo generowanych planszach Całość dosyć łatwa, na początku zdarzyło mi się gdzieś zginąć, ale to raczej przez nieuwagę. Zasadniczo przejeżdżałem przez przeciwników, w późniejszej części gry to już ich wymijałem bo było to po prostu nużące. W zasadzie nie miałem przez to w ogóle motywacji do tego, żeby bawić się systemem wzmacniania oręża czy fuzji person - w miarę postępów od czasu do czasu się oczywiście zdarzyło, ale ostatecznie bestiariusz to miałem pewnie gdzieś w okolicach 20%. Różnorodność przeciwników na przestrzeni tych niemal 100h gry raczej niska i sprowadza się do zmiany kolorów i ich słabych punktów. W zasadzie dopiero ostatni boss stanowił jakieś wyzwanie, ale jak się zastanowię to raczej wytrzymałościowe niż taktyczne.
Druga mechanika gry, czyli life-sim-visual-novel też jakoś szału nie robi. Umawiasz się z dziewczynkami i kolegami, wybierasz odpowiedzi, boostujesz poziom znajomości - standard. Czy relacje i dialogi są ciekawe? Niektóre trochę tak.. większość raczej nie. Nieuleczalnie chory młody chłopak, dziewczynka której rodzice się kłócą, chłopak który jest dobry w sporty, ale rodzina jest biedna. No takie szabloniki, które od pierwszej konwersacji wiedziałem jak się potoczą. W sumie najfajniej wypadają nasze ziomki, z którymi razem walczymy. Fabuła może być, do ekranu mnie to nie przykuwało, nie siedziałem w pracy zastanawiając się co będzie dalej.
Dobre w Portable jest to, że łażenie po lokacjach jest błyskawiczne, a same miejscówki zwiedza się przez mechanikę point&click. Jakbym miał grać w środowisku 3D i każdego dnia biegać po tych miejscówkach to bym nie dał rady.
Były momenty kiedy się wciągałem, ale jednak przez większość czasu było męcząco. Tak jak napisałem na początku - na te 95h, to 20h było spoko. Jakbym był w gimnazjum, kiedy nie miałem jeszcze tak dużej styczności z gierkami i innymi fabularnymi tworami to pewnie bym się jarał - że wciągająca fabuła, że super postaci, interesujące problemy i emocje. A teraz to trochę nuda panie.