Leci mniej więcej tak. Bierzesz:
2 szklanki cukru
2 szklanki mleka, najlepiej 3,2%
1 cukier wanilinowy
Pół kostki masła/margaryny - w zależności od tego jaki efekt chcesz uzyskać, o tym dalej.
Wrzucasz to wszystko do garnka, tak żebyś miał dosyć sporo zapasu wolnej przestrzeni. Najlepszy jest wysoki rondelek. Gotujesz ten szajs, mieszając cały czas, jak się zacznie gotować to będzie Ci rosło w garnku więc trzeba odpowiednio kontrolować gaz, żeby nie wykipiało, a jednocześnie żeby było cały czas na krawędzi gotowania. Cel jest taki, żeby całość zgęstniała i nabrała ciemniejszego, brązowego koloru. Kiedy to nastąpi, przelewa się całość do foremki/naczynia, czeka aż przestygnie i ostatecznie kroi w kosteczki. Robienie tego pierwszy raz to ciągłe bycie na krawędzi poddania się: zastanawiasz się czy to już zmieniło kolor czy po prostu majaczysz od tego ciągłego mieszania? Ale jak się to przejdzie, to później jest już z górki. No i efekt jest IMO o wiele lepszy niż jakiekolwiek kupne krówki.
Jeżeli zdecydujesz się na margarynę: dostaniesz takie, które się bardziej ciągną. Masło z kolei produkuje bardziej kruche cukierki. Osobiście preferuję masło, najlepsze są jak poleżą przynajmniej dzień: wtedy warstwa zewnętrzna jest krucha, a środek ciągnący.