Rhythm Heaven Fever - trzecia gra z serii, którą skończyłem. Jak już kilka razy pisałem na forumku, jedynka to dla mnie jedna z gier życia, spokojnie top 5 gier ever. Sequel na DS to był dla mnie mega zawód, do poziomu takiego, że pomijałem gierki. Wersja na Wii wstrzeliła się na szczęście pomiędzy poprzedniczki. Dużo w tym zasługi powrotów do klasyki, znowu pojawia się karate:
i samuraj:
I to są rzeczy mega przyjemne, które mi wchodzą po prostu naturalnie. Niestety są też gorsze rzeczy, większość oparta na offbeat'ach - coś co mi nicholery nie wskakuje i frustruje. Z tego co pamiętam na GBA nie było tego praktycznie w ogóle. Wiem, że są ludzie, którym to nie sprawia problemów, ale mnie doprowadzają do takiego stanu:
Jednak było tu o tyle lepiej względem wersji DS'owej, że zaciskałem zęby i z praktyką udało się przechodzić dalej bez pomijania czegokolwiek. Gra ma trochę problem z balansem, a dokładniej mówiąc: bardzo łagodnie traktuje gracza w normalnych minigierkach i większość spokojnie przechodzi się na 'OK' przy pierwszym podejściu. Z drugiej strony remixy są oceniane bardzo surowo i przy niektórych liczba powtórzeń sięga liczby dwucyfrowej. IMO zdecydowanie lepiej byłoby pomęczyć gracza na pojedynczych minigierkach, żeby był lepiej przygotowany pod remix.
Ostatni remix to potwór, nie dałem rady przy dwóch półtoragodzinnych sesjach, dopiero dzisiaj po półgodzinnych staraniach wyskoczyło upragnione "OK" Ale satysfakcja mega. Czeka mnie jeszcze 3DS'owa część, ale to dopiero za jakiś czas, bo na ten moment jestem przejedzony tematem.
Podsumowując:
Rhythm Tengoku (ostra martwica mózgowa) > Rhythm Heaven Fever >>>>>>>>>>>>>. Rhythm Paradise