Dziwna sytuacja. Spotykam typka, coś biadoli i chce żebym go podrzucił do miasta. Dobra ziomuś, wskakuj. No wskakuj na konia, bo czas goni. No nie wskakuje. Niechcący namierzam go z guna, on łapy w górę, zaczyna wrzeszczeć, że już pomocy nie potrzebuje i daje dyla.
Innym razem z minutę drogi od obozu wypadło na mnie pięciu o'driscolli. Zanim cokolwiek zrobiłem, koń mnie zrzucił. Jednego zabiłem, drugiego postrzeliłem, ale i tak zaliczyłem zgona.