Kojima, yebany czarodziej, nawet z odpoczynku zrobił gameplay. Przytrzymuję kółko, Sam przycupnął sobie przy urwisku i pod nosem komentuje piękne okoliczności przyrody. Oho, widzę, że staminy mało, więc wybieram z podręcznego menu flaszkę z energetykiem i po chwili otrzymuję informację, że kurier naładował bateryjki na dalszą podróż. Dayum, that noice.
Miły to dodatek, bo w wielu innych grach bohaterowie zawsze biegają bez zadyszki, nie robi im kompletnie różnicy czy wspinają się czy idą po płaskim, a jeśli już stamina w jakiejś formie występuje to wystarczy odczekać kilka sekund i jesteśmy znów gotowi do morderczego sprintu przez pół mapy. Fenomenalny jest rytm rozgrywki w tym DS.
Aż trochę głupio szkalować potem Japończyka na forum.