Minit
W sumie nawet nie wiem od czego zacząć. Nasza postać, kaczkowaty ludzik budzi się w swoim domku nieopodal płazy. Nie ma celu, więc zwiedza okolice: podziwia morze, rozmawia z napotkanymi postaciami i unika krabów bo jest bezbronny (i dosłownie na strzała). Wszystko zmienia się gdy nasz bohater znajduje w piasku miecz który to okazuje się być przeklęty. Od teraz zegar nieubłaganie liczy nam tytułową minutę po upływie której nasz bohater umiera. Tylko po to by na kolejną minutę odrodzić się w swoim domu... i tak bez końca. Nie mając nic do stracenia ruszamy z misją: złożenia reklamacji w fabryce mieczy. Pełen absurd.
Gra jest w typie dwuwymiarowych Zeld, w sumie pomijając surową „kolorystykę” (tylko czerń i biel) i ograniczenie czasowe to można by tę grę uznać za kalkę przygód Linka, obowiązkowo ze ścinaniem krzaków. Szwędajac sie i umierając raz po raz odnajdujemy kolejne przedmioty które pozwalające zwiedzić kolejne lokacje.
Struktura gry jest liniowa i z racji ograniczenia czasowego bardzo zwarta: zawsze jest jeden przedmiot który pozwoli nam popchnąć grę odrobinę dalej, do późniejszych etapów gry praktycznie bez żadnych odnóg. Czasem przedmioty znajdujemy, czasem otrzymujemy w podzięce od innych postaci. Stąd warto pozwiedzać nieco świata i poszukać sekretów. Poziom trudności nie jest wygórowany, giniemy częściej na życzenie (pod kółeczkiem mamy samobójstwo) niż w walce.
Spodobała mi się również muzyka, wyraźnie inspirowana latami 8-mio bitowców. W swojej oszczędności bardzo urokliwa.
Podsumowując bawiłem się fantastycznie, chociaż krótko (ok. 1.5h, 62% ukończenia). Nie uznam tego jednak za wadę bo tytuł jest dynamiczny, nie nudziłem się ani chwili, a pada odłożyłem dopiero po napisach końcowych. Obecnie gra jest w promocji na PSN, do wyrwania za 1/4 Władka Jagiełły. Jeśli uważacie że to dużo to pomyślcie o tym jak o wyjściu do kina, a dla osób chcących maskować grę jest jeszcze New Game +.
WARTO? JAK NAJBARDZIEJ, JESZCZE JAK!