Ostanio w Wyborczej czy dzienniku calkiem ładny kwiatek znalazłem
Radosław Wisniewski
"Litość" (orginalna treść nie zawiera dużych liter)
"na imie mam karp i nie mam głosu, kiedy przychodzi smierć,
tylko bezmyślnie kłapie pustym pyskiem jak człowiek.
widziałem, po ktorej stronie kazali ci zanurzyć ręce niczym sieci.
były dzięcięce, ale z nich miałem przyjąć sakrament twardy jak kant wanny.
tradycji babki, tradycji matki, pradziadka postrzelonego pod Tomskiem
musiała stać się zadość.
to miał być konkretny męski strzał od którego scina się ikra, tężeje krew.
nie poszło najlepiej i trzeba było dobijać rannego tak kurczowo chwytającego resztki życia,
zawiniętego w ręcznik, żeby mózg nie bryzgał.
na przyszłość naucz dzieci że jest jeden cel, jeden cios, że kiedy bóg się rodzi, trzeba krwi.
potem już nic nie boli, niczego nie jest żal.