Czuję się przy tej grze jak bita codziennie przez męża kobieta. Niby drań, ale za każdym razem tłumaczę sobie, że bije, ale kocha. No i tu jest podobnie, bo kierwa klimat nie pozwala oderwać się od ekranu, a po chwili error i wywala do systemu. Myślisz sobie NO NIE TO BYŁ OSTATNI RAZ I SPRAWDZASZ W GOOGLE NAJBLIŻSZY LOMBARD a potem idziesz gotować makaron i ciągle z tyłu głowy Johnny Siverręka szepcze ci do ucha czułe słówka, że może jednak warto wrócić, przecież w końcu musi się udać. No i z michałkiem w ręku ciśniesz kolejne misje fabularne, tylko po to by przy wejściu w mapę przyebać ryjem w kolejny krytyczny error i hej.
I to boli najbardziej. Bo z jednej strony wiesz, że obcujesz z czymś, co mogło lśnić, powodować perma wzwód i zapisać się złotymi głoskami w historii gejmingu, a z drugiej widzisz jak to wszystko spuszczono do kibla. Stworzono podwaliny, a potem ktoś przyszedł, rozpipował i kazał naprawić w tydzień. Typowa polska fuszerka, sklejenie wszystkiego na taśmę i ślinę z myślą, że HEHE NO U NAS W KRAJU PROWIZORKA TO ZAWSZE NAJDŁUŻEJ TRZYMA. No i nie, bo szwagier może zawiesić w łazience lustro na plastelinę, bo przecież nikt nie widzi, ale myśleć, że stulejki gejmingowe łykną 12 klatek I niby gram dalej, bo wersja na One X nie jest tą najgorszą, olewam te lecące momentami w mieście klatki, ale z każdą godziną złość rośnie, że ktoś to tak zdupczył. Ciekawi mnie, czy spuszczą teraz uniwersum do kibla po odratowaniu tego ulunga, czy jednak kiedyś zmyją plamę na honorze Cyberem 2078.
Kurde no