A to chyba będzie się nazywać „przyszłość tego narodu”. Czy to źle czy nie, niech każdy sobie sam odpowie.
Mnie w Gdańsku zawsze śmieszą te pędzące na złamanie karku ziomeczki, które ignorują każde przecięcie się ulic wyjazdowych ze ścieżką, bo przecież oni są na ROWERZE i tylko szkoda, że po ewentualnym zderzeniu samochód dorobi się wgniecenia a oni połamanych kości.
We wtorek gdy wracałem do domu na rowerze to zobaczyłem dobrego ananasa. Wyróżniał się z daleka elegancką zaczeską i niebieską marynarką. Taki typowy korpo szczur, cały zdyszany, ledwo pedałujący, wyginający się z bólu na siodełku, ale pewnie firma daje darmowe jabłko za dotarcie do biura jednośladem. Wszyscy go wyprzedzali, ale on miał taktykę wykorzystująca spora liczbę sygnalizacji w centrum. „Rozpędzony” dojeżdżał w momencie zmiany światła na zielone i w ramach odwetu teraz to on wyprzedzał wszystkich ignorując przy tym jakiekolwiek przepisy, wjeżdżał na chodnik, przeciwny pas, ledwo unikając czołówki, lawirował między pieszymi. Wszyscy go wyzywali, kurwy i pukanie się w czoło latały w powietrzu. Po czwartym razie rowerzysta przede mną krzyknął ze go zaraz zapierdoli razem z jego składakiem i ten nagle skulił uszy i szybko skręcił w jakaś boczna uliczkę.
Wyobraziłem sobie jakim zjebem taki koleś musi być w miejscu pracy. Wieczny pęd i czasówka, nawet idąc do piekarni po kajzerkę.