W sumie nie miałem okazji, to coś skrobnę w temacie mojej ulubionej gry, której jednocześnie nienawidzę.
Mignął mi ostatnio zwiastun MGSV na YT i aż przypomniały mi się czasy, gdy z wypiekami na twarzy czekałem na ostatnią część przygód Big Bossa. Jestem/byłem wielkim fanem stworzonego przez Japończyka uniwersum. Elegancko wymieszane ze sobą teorie spiskowe, azjatyckie szaleństwo, kapitalne postacie i niezapomniane chwile. Kupiłem edycję kolekcjonerską z jebaną plastikową ręką, wziąłem tydzień urlopu i z wackiem na baczność zasiadłem przed ekranem TV. Warto wspomnieć, że wcześniej na premierę wziąłem Ground Zeroes i ograłem go na każdy możliwy sposób, by nie dać sobie wmówić, że jestem frajerem. Zwiastuny ociekały klimat, nic nie miało prawa pójść źle. Prolog TPP rozłożył mnie na łopatki. Łoo kierwa, a to dopiero początek! FROM ZERO TO OMEGA! Nie wiem, czy mój organizm to wytrzyma. Hideo, ty wyrukany geniuszu!
Co było później nie muszę pisać. Szczątkowa, nie mająca wiele sensu fabuła, dziwnie pokrojony 2 akt, powtarzanie bez sensu misji, by odblokować dalszą część historii, wywalone do śmietnika zakończenie dodawane w formie zlepionego na ślinę filmiku do edycji kolekcjonerskiej i uczucie pustki po odkryciu tożsamości Venom Snake'a. Siedziałem przed telewizorem i zastanawiałem się, czy to już? Po kilkudziesięciu godzinach dostajemy krótki montaż z kibla, gdzie dowiadujemy się, że cała gra miała za zadanie wyjaśnić jak Big Boss przeżył wybuch Outer Heaven w grze z lat 80, w którą nikt nie grał i każdy miał to w dupie? Hideo, ty... W tym momencie w mojej głowie kłębiły się dwie myśli. Pierwsza to: największe growe rozczarowanie w życiu. Japończyk się odkleił i Konami słusznie go wyebało, bo nawet Kiefera wziął po to, by ten odezwał się w grze 3 razy na krzyż i BB sprawiał wrażenie dziecka z autyzmem.
Z drugiej strony ta gra jako gra jest genialna. Uwielbiam skradanki, a gameplay był dla mnie spełnieniem marzeń. To na ile sposobów można było przejść daną misję, te wszystkie gadżety, możliwości, ukryte mechaniki. Wow, coś pięknego. Spędziłem w Afganistanie i Afryce około 200 godzin bawiąc się w tym świecie, próbując co rusz nowych taktyk, sprawdzając sztuczną inteligencję przeciwników i szukając poukrywanych sekretów. Nie przeszkadzało mi w żadnych razie rozbudowywanie bazy wykonując w kółko te same czynności. Chłonąłem całą otoczkę jak małe dziecko. Z dumą wbiłem platynę i MGSV został oficjalnie grą, przy której spędziłem najwięcej czasu na PlayStation 4.
Do dzisiaj nie wiem, czy to produkcja 10/10, czy średniak, przy którym twórca zachłysnął się swoim geniuszem i napluł fanom uniwersum w ryja. MGS to przede wszystkim historia, a ta leży, mając tylko kilka naprawdę dobrych momentów. Ale to w dalszym ciągu gra, a ja bawiłem się wyśmienicie. Ech.
Mimo tego, gdy ostatnio pojawiły się przecieki o możliwych rimejkach, to zamarzyłem sobie odświeżone MG i MG2 w formie jednej gry. Niech obecność Venom Snake'a nabierze więcej sensu, otrzymajmy w końcu Grey Foxa w next genowej oprawie i udajmy się do Outer Heaven zrobić porządek. To by w końcu był "the missing link that completes the saga".