Gigu wczoraj w Warszawskiej Progresji.
Miałem się spóźnić żeby nie oglądać amerykańskiej Profanatica. Niestety, zrobiłem inaczej i później tego pożałowałem. Z relacji innych osób wnioskuję, że to bardzo dobry zespół, dla mnie jednak (pipi)nia z grzybnią.
Jako drudzy zagrali sympatyczni Grecy z Rotting Christ. Nawet gdybym nie wiedział kto gra, zgadłbym po ilości konkretnych dupencji, które zjawiły się na wczorajszym występie. Osobiście nigdy nie byłem ich wielkim fanem. Wiem, że RC to KVLT jak (pipi) i szanować trzeba, jednak ich muzyka wydaje się ostatnimi czasy nieco jarmarczna. Było klaskanie, wspólne śpiewanie, uśmiechy, radości nie było końca. Nie znam ich numerów ale wydaje mi się, że mieli podobny setlist jak dwa lata temu Mimo wcześniejszych moich narzekań było nawet fajnie. Jako support zawsze chętnie ich obejrzę i posłucham.
Tym razem Szwedzi z Watain przywieźli ze sobą więcej kości i trójzębów. Właściwie to cała scena usłana była trójzębami i zastanawiam się jak będą się wśród nich poruszać kiedy przywiozą ich jeszcze więcej następnym razem Występ w formie rytuału. Na początku Eric wszedł z pochodnią podpalając dwa główne trójzęby (mniejsze trójzęby i krzyże podpaliła wcześniej kobieta z obsługi). Od czasu do czasu przyklękał przy ołtarzyku, gdzie niczym Geralt z Riwii przyrządzał mikstury i amulety. Poza tym standard. Rzucał ogniem, rozlewał krew na widzów, przypalał sobie dłoń. Tak samo wyglądało to dwa lata temu jak grali całe Casus Luciferi (tylko trójzębów było mniej). W skłądzie zabrakło Seta Teitana. Może bali się, że będzie zighajlował, może popełnił samobójstwo W każdym razie koncert wypadł naprawdę dobrze. Grali kawałki z Casus Luciferi, The Wild Hunt i oczywiście z ostatniej swojej płyty.
Merch był taki sobie. Jedyna płyta, w jaką można się było zaopatrzyć, to The Wild Hunt. Poza tym koszulki Watain i Rotting Christ, bluzy, pin Watainu, naszywki. O wiele więcej było do wyboru u Profanatica ale nie byłem zainteresowany.