-
Postów
4 298 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
4
Typ zawartości
Profile
Forum
Wydarzenia
Treść opublikowana przez Frantik
-
Jeszcze są jakieś podrygi. Potężny patch wczoraj wjechał https://store.steampowered.com/news/app/1790600/view/535461877640069156
-
Warto jeszcze wchodzić czy już trochę trup? Na Steamie widzę w porywach 3k graczy i wieczne narzekania, że serwery postawili na worku ziemniaków, czyli norma od Bandai. Nie wiem czy sama nostalgia do bitek 3D z Dragon Balla to dość, że wyskoczyć z kilku stówek. Może skończyć się u mnie tak, że popykam w story ze 3 godzinki i fun minie
-
+1. Planuję rzucić symbolicznego gifta, ale sam tyle mam gierek na kupce z obu platform, że nawet nie wiem co odpalać, nie mówiąc już o ich kończeniu. Także proszę o niegiftowanie mi
-
-
Kolejne ciche zmiany w patchu. Ja tego nie zauważyłem, ale sporo osób narzekało, że Maria ma za duży łeb w stosunku do reszty
-
Miałem podobne odczucia dopóki nie przełączyłem gry w performance mode. Z większą płynnością walka nabrała pazura i stała się automatycznie przyjemniejsza, więc jeśli grasz w quality, to polecam zmienić. Tak czy inaczej ta liniowa część prologu była do przemęczenia. Za to później, gdy dostajemy kawałek otwartego świata, bawiłem się już duużo lepiej. I ostatnio nawet myślę czy nie sprawić sobie własnej kopii, jako że mam mocną chętkę na samurajskie klimaty.
-
Pierwsze plotki, że Bloobery robią coś z SH, pamiętam jeszcze z 2019. Mam nadzieję, że teraz na kolejny rimejk nie trza będzie czekać kolejnych 5 lat, bo już pewnie osiwieć zdążę
-
Trochę szersze przemyślenia po ukończeniu: Jako fan Silent Hilla czekałem na blooberowy rimejk dwójki z mieszanką niepokoju, ale i ekscytacji – w końcu co by im nie wyszło, to będzie dane mi wrócić do gry, od której zaczęła się moja przygoda z survival horrorami, tyle że w nowych, współczesnych szatach. I co by nie mówić: dowieźli, chyba nawet bardziej niż większość zainteresowanych się spodziewała. W zasadzie na każdej płaszczyźnie widać poszanowanie materiału źródłowego, a jeśli już coś zmieniono/dodano od siebie, to zazwyczaj nie psuje to odbioru całości. No, może z jednym tylko wyjątkiem, ale o tym później. Od pierwszych chwil atmosferę można kroić nożem. Sam wygląd miasteczka skąpanego w gęstej mgle, mięsisty ambient (audio to zresztą chyba najmocniejszy punkt rimejku) i uczucie ciągłego napięcia – wszystko to jest na odpowiednio wysokim poziomie. Nawet w późniejszych etapach, jak gdy klimat trochę siada, nie czuć na szczęście jakiejś rażącej zmiany atmosfery. Mrok i syf jest obecny zawsze, nawet gdy pojawia się delikatna frustracja wynikająca z ogólnego spowolnienia tempa. Później na szczęście wszystko wraca na właściwe tory i już aż do napisów końcowych znów jest sztosowo. Doceniam świeży wkład Blooberów. Począwszy od nowych miejscówek do odwiedzenia w miasteczku, patentu ze zbijaniem szyb i pozyskiwaniem tak amunicji czy medykamentów, odświeżonych walk z bossami, a w końcu lekko zremiksowanych starych, jak i zupełnie nowych zagadek, które wpasowują się w klimat… We wszystko to odczuwalnie włożono serce i nic nie sprawia wrażenia bycia tu „od czapy”. Gracze nawykli do współczesnych standardów znajdą tu też odpowiednie zmiany QOL, jak np. brak konieczności każdorazowego wchodzenia do ekwipunku celem zmiany broni. Osobne kudosy należą się za agresywniejsze zachowanie manekinów, które w końcu stanowią wyzwanie i nieraz potrafiły mi podnieść ciśnienie. Czy jest więc idealnie? Jasne, że nie. Nie mam problemu z redesignem postaci, nawet trochę pyzowatą facjatę Andżeli jestem w stanie jakoś usprawiedliwić, biorąc pod uwagę jej lore. Nic nie mam do nieco poprzestawianych i rozbudowanych niektórych dialogów, 90% nowych aktorów głosowych oceniam na plus. Jakoś potrafię też przełknąć ugrzecznienie wiadomej sceny i nie zwracałem uwagi na nieco drewniane animacje postaci... Naprawdę wadziło mi za to natężenie walki w połączeniu z ilością przeciwników. Tych w ciągu całej gry położymy spokojnie kilka setek, a że i są bardziej agresywni, w grę nie wchodzi częste wymijanie ich, jak w oryginale. Sam system walki o dziwo nie okazał się zły, tym bardziej jak na pierwszy raz Blooberów. Początkowo okładanie przeciwników lagą dawało mi nawet satysfakcję. Podobnie strzelanie – cele fajnie reagują na trafienia, wyczuwalna jest „fizyczność” starć, a uniki nieźle się tu wpasowują. Problem w tym, że dwie sprawy: a) co za dużo to i świnia nie zeżre. Nagromadzenie przeciwników potrafi zmęczyć, a co gorsza b) wrogiem często okazuje się również praca kamery, szczególnie w ciasnych pomieszczeniach. Dołóżmy do tego dość koślawo działające automatyczne „przyczepianie się” Jamesa do przeciwnika (tzw. snapping). Więcej niż jeden maszkaron na ekranie lub np. szybka do zbicia tuż obok? To recepta na problemy. Czy tak trudno było dać możliwość ręcznego lockowania się na wybranym wrogu? Poza tym, przede wszystkim opowieść zachowała swój wydźwięk. To godny Silent Hill 2 na miarę naszych czasów. Lepszy niż myślałem, że będzie. Myślę, że sprawdzi się zarówno dla świeżaków, jak i weteranów (gorzej może być z psychofanami, ale już tam) -9/10
-
-
No... Faktycznie chyba tej walki mogłoby być mniej. Z jednej strony ilość przeciwników w połączeniu z małą liczbą health itemów (i kruchością naszego HP) potęguje uczucie grania z duszą na ramieniu, ale z drugiej są momenty, że aż prosiłoby się o nieco wytchnienia od tego walenia pałą i pifpaf. Miałem tak teraz podczas zdobywania Nie sądziłem, że to napiszę, ale cieszę się, że dodano tu autosejwy
-
SH4 musiałoby mieć nawet nie remake, a solidny rework, żeby pozbyć się backtrackingu przez drugą połowę i mocno ograniczyć escort mission
-
U mnie quality również. Gdyby nie fanaberia, żeby koniecznie mieć pudełko na półkę, też brałbym na PC Na konsoli wygląda i działa należycie, choć można napotkać różne glitche graficzne - miejscami liście zostawiające za sobą dziwne smugi w powietrzu, mniejsze lub większe białe poświaty wokół przeciwników i/lub Jamesa, jakby jakiś bug oświetlenia. Nie ma tego dużo, ale w oczy się rzuca Jestem po pierwszej wizycie w otherworld. I wrażenia mam takie, że gra się w to zupełnie inaczej niż w oryginał, ale o dziwo w bardzo dobrym znaczeniu. Walka jest mięsista i wymagająca. Nawet na normalu nie potrzeba wiele, żeby zginąć, a nerwowe wypatrywanie przedmiotów leczących jest bardzo często obecne. W originale trza się było trochę postarać, by zaliczyć zejście, a amunicja i potiony leżały niemal gdzie nie kopnąć. I podoba mi się to, co dostałem tutaj w tym względzie. Dodatkowo props dla Blooberów za autorskie zagadki. Są "jak stąd"... choć w sumie to już w Medium pokazali, że umieją w puzzle w silenthillowym stylu
-
Dobra, Brother walczył dzielnie, ale chyba umarł całkowicie. Z 20x restartowałem, czyściłem i błąd niestety już zniknąć nie chce. Trza będzie wrócić do tematu... Wziąłeś tego Epsona?
-
-
Ocelot dziwny, jakby z plasteliny i te animacje przeniesione chyba 1:1 z oryginału trochę rzucają się w oczy
-
Wziąłem pada. Szkoda, że wysyłka dopiero 21.11
-
Niby 10 grudnia, na wszystko oprócz Switcha
-
Najgorszą byłby remaster Defiance
-
Nie no, pudło ze steelbookiem zamówione, jakoś te 2 dni wytrzymam. Ta moda na pre-launche wkurwia mnie niesamowicie i nawet w wypadku SH2 głosuję portfelem przeciw
-
Space Marine 2 Przyjemna, sentymentalna wręcz podróż do ery PS360, kiedy to większość gier akcji ukierunkowanych na pojedynczego gracza była wolna od zbędnych udziwnień i tony rozpraszaczy. W takim właśnie duchu, w połączeniu ze współczesną oprawą, powstał Space Marine 2. Już od pierwszych chwil w kampanii czuć, że gra wie, czym chce być i dokładnie to oferuje. Walka jest mięsista i miodna, a przy tym prosta lecz nie prostacka i sumarycznie jest satysfakcjonująca. Naszej uwagi nie rozprasza nawet jakikolwiek rozwój postaci, a i znajdźki są szczątkowe (audiologi, które zresztą łatwo przeoczyć). Pozytywnych wrażeń dopełnia świetnie oddany, ciężki klimat Warhammera 40k i nieraz odczuwalnie monumentalna skala wydarzeń, której czuciu wydatnie pomagają też chmary przeciwników, składające się nieraz z setek osobników, które potrafią tworzyć „żywe wieże” na podobieństwo tych z World War Z. Gameplayowo fani Gearsów poczują się tu jak w domu, bo za wyjątkiem chowania się za osłonami, dostaną wszystko, za co polubili serię od Microsoftu. Protagonista oraz inni kosmiczni marines to odpowiednie gigachady, choć może bardziej od testosteronu czuć tu ich fanatyzm. Na minus SM2 z kolei wypada mniejsza różnorodność rozgrywki. Biegamy, strzelamy, siekamy bądź tłuczemy lub robimy uniki – tylko tyle, nie licząc dwóch dość krótkich momentów w których dostajemy jetpack umożliwiający chwilowe wzbijanie się w powietrze. Szkoda, aż prosiłoby się choćby o jakieś sekwencje celowniczkowe na pokładzie maszyn bojowych, których w trakcie opowieści widzimy cały wachlarz. Strzelając i rąbiąc ku chwale Imperatora od razu czuć, że jesteśmy potężni. Mniejsi wrogowie eksplodują niczym worki z posoką, ci nieco więksi szybko uznają naszą wyższość dając się rozciąć na kawałki – mamy tu zresztą system egzekucji podobny do tego z nowożytnych Doomów - odpowiednio zmiękczony adwersarz łapie stuna i przez chwilę jest podatny na efektowny finisher, który odnawia nam coś na kształt pancerza czy może bardziej pola siłowego. Co ciekawe, to samo nie tyczy się paska zdrowia – tu jesteśmy uzależnieni od znajdowania apteczek, których jest dość niewiele. 8-10h, jakie należy poświęcić na ukończenie singla, przedłużyć można jeszcze misjami co-opowymi, na jakieś 30-45 minut każda. Są one mocno powiązane z wydarzeniami fabularnymi i, choć obecne są tam rozmaite unlocki, nie sprawiają wrażenia GAAS-owej wydmuszki. Jest jeszcze tryb PvP, ale o nim nie mam za dużo do powiedzenia. Szkoda jedynie, że na premierę zabrakło trybu hordy. Ma być dodany kiedyś tam Ode mnie solidne 8/10 i polecajka, dla wszystkich, którym tęskno do efektownej akcji i mięsistego strzelania. Nawet bez znajomości uniwersum WH:40k można się tu bawić bez problemu (sam wiem tylko tyle, że są space marines, którzy mają boga-imperatora i walczą z herezją oraz chyba wszelkimi pozostałymi rasami uniwersum, m.in. orkami czy tyranidami). Acz zaznaczyć trzeba, że Space Marine 2, podobnie zresztą jak część pierwsza, niczego ze świata przedstawionego nam nie tłumaczy, pozostawiając wszystko ewentualnie naszej ciekawości i… sam czuję się nawet zachęcony do zgłębienia lore.
-
DF robi prosiakowi lepszy marketing niż Sony. No kto by pomyśloł