-
Postów
4 299 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
4
Typ zawartości
Profile
Forum
Wydarzenia
Treść opublikowana przez Frantik
-
In the Heart of the Sea (2015) W sumie nie wiem do końca, czym ma być ten film. Nową interpretacją Moby Dicka, opowiedzianą z innej perspektywy w wersji uncut & uncensored? Swoistym prequelem do tegoż? A może tylko luźnym tworem na motywach książki Melville'a? Mniejsza z tym. W samym sercu morza opowiadana historia jest nam podana w formie wspomnień jednego z wielorybników, w rozmowie z autorem książki - samym Hermanem Melvillem. Muszę przyznać, że to właśnie w dużej mierze uratowało dla mnie ten film, bowiem z jakichś powodów lubię ten typ narracji. Seans trwający niemal równe dwie godziny nawet mi się nie dłużył, a dość marne aktorstwo (chyba najbardziej nijaka rola Cilliana Murphey'ego) było ratowane ładnymi widoczkami, z wyjątkiem niektórych scen, w których w oczy rzucało się coś na kształt dość biednego CGI, acz dziś doczytałem, że film jest też do obejrzenia w wersji 3D, więc to pewnie stąd. Filmu ani nie polecam, ani nie odradzam. Dla mnie taki sobie średniak z paroma lepszymi momentami. 5+/10
-
Drugi sezon na pewno ma napisy i lektora, pierwszy jeszcze jakiś czas temu posiadał napisy i to nie do wszystkich odcinków. Nie wiem jak teraz.
-
Ten serial jest genialny Wprawdzie obejrzałem dopiero połowę drugiego sezonu, acz już mogę zaryzykować stwierdzenie, że jest lepszy od pierwszego. Ten klimat, ta muzyka, te widoki i ta choreografia walk... Ech, mam nadzieję, że dostaniemy 3. sezon. Szczerze, nie rozumiem dość niskiej popularności tej produkcji, co zresztą widać po frekwencji w tym wątku.
-
Mi zostały dwa odcinki trzeciego sezonu. Co tu dużo mówić, jest sztosik. Cały czas ten sam, wyśmienity poziom i klimat. Wprowadzenie wątku jak dla mnie bardzo dobrze rozruszało akcję i dodało ciekawych smaczków. No i Cillian Murphy w roli życia
-
Rozkręcanie hype'u swoją drogą. Może to i fajne, tym niemniej gry nie ma jeszcze nawet w całości na papierze. Sam Kojima nadal pracuje nad scenariuszem i trwają dywagacje, na jakim silniku w ogóle ma hulać gra. Także premiery w tej dekadzie raczej się nie spodziewam. Oby tylko nie zrobił się z tego kolejny The Last Guardan albo inny Duke Nukem http://www.ppe.pl/news/45178/death-stranding-w-powijakach-kojima-dopiero-pisze-scenariusz-i-testuje-silniki-do-swojej-gry.html W świetle powyższego niebezpiecznie realna wydaje się opcja udostępnienia tytułu w epizodach, co Hideo nawet już realnie bierze pod uwagę: http://www.playstationlifestyle.net/2016/07/14/hideo-kojima-believes-shorter-games-future-isnt-sure-death-stranding-will-episodic/ Teoretycznie kawałki gry wyjdą sporo szybciej niż finalna całość, kasa zacznie prędzej spływać, to i Sony będzie zadowolone, skoro pakuje większość środków w produkcję. Dla "nich" to win-win. Dla ogółu graczy już niekoniecznie.
-
https://www.youtube.com/watch?v=hUrbrdZj-I4 Hmm... Drugi sezon zadebiutuje 13. października. Ponoć ma uderzać w nieco poważniejszy\mroczniejszy klimat niż poprzedni. Potwierdzono powrót Hakmana i Hawkgirl, a w pierwszym odcinku gościnnie wystąpi "teraźniejszy" Green Arrow. Tylko ten Darhk na trailerze budzi złe skojarzenia...
-
Bardziej recap 2. sezonu niż zajawka trzeciego. Meh
-
Shadow of the Colossus (PS2) Jeden z bardziej wstydliwych punktów w moim backlogu w końcu został odhaczony. Również zbliżająca się w końcu premiera The Last Guardian stanowiła dodatkowy bodziec, by wreszcie zapoznać się ze wcześniejszymi produkcjami spod szyldu Fumito Uedy, choć wiem, że tutaj to bardziej odbiór Ico powinien decydować o tym, czy nadchodzące przygody piesostwora i małego chłopca jakkolwiek trafią w moje gusta. Cóż, Ico jeszcze przede mną, teraz wypowiem się o Kolosach. Co rzuca się w oczy już na starcie, to minimalizm i próba ukazania nam piękna w prostocie. Wszystko tu jest oszczędne, niemal ascetyczne, łącznie z prezentacją fabuły. Nie przeszkadzało mi to jednak, wręcz pasowało do całokształtu. Liczne niedopowiedzenia ładnie podbudowują klimat. Jedna rzecz troszkę mnie raziła - puste przestrzenie krainy, którą dane nam jest przemierzać. Gołe połacie terenu jak okiem sięgnąć, nie napotykamy niczego poza jaszczurkami i pojedynczymi ptaszyskami. Tylko bohater i jego koń. Myślę, że to po części przez ową pustkę szukanie niektórych Kolosów niosło z sobą szczyptę irytacji - błądzenie, szukanie, podążanie za wskazaniem naszego miecza, który pełni tu rolę kompasu i bywa też niestety zwodniczy. Troszkę mnie to męczyło. To w zasadzie jedyny poważniejszy zarzut jaki mam wobec tego tytułu. Odnośnie creme de la creme - starcia z Kolosami. Są... w większości satysfakcjonujące i zapadające w pamięć. Szukanie sposobów na dotarcie do punktów witalnych przeciwników nieraz wymagało nieco przyjemnego kombinowania, a emocje wynikające z dość szybko uciekającej staminy (i wymogu trzymania wduszonego R1) dodawały swoistej warstwy planowania kolejnych posunięć. Czasem przeszkadzała mi jedynie nieco wariująca kamera, a bezwładność bohatera (a także konia) wydawała się działać nieco na wyrost - miałem wrażenie, że momentami postać zachowuje się jak ździebełko trawy na wietrze, a i koń bywał nieprzyjemnie nieprzewidywalny. Jestem pewien, że areny wielu walk z bossami na długo zapadną mi w pamięć. W tym momencie chyba trudno wskazać mi ulubioną, ale starcia z latającymi, bądź pływającymi olbrzymami to istny majstersztyk. A myślałem "Łe, ogromni bossowie? To może robiło wrażenie te -naście lat temu, ale od tego czasu byli już w niejednej grze" - na szczęście w dużej mierze się pomyliłem. Design potworów w połączeniu z całą otoczką starć nadal nieziemsko tu robi. Nie sam rozmiar ma znaczenie No, mogłoby być w sumie z jednego albo dwóch olbrzymów do ubicia mniej - zauważyłem bowiem, ze w tylu przypadkach ich design, jeśli się wręcz nie powtórzył, to był bardzo do siebie zbliżony. Wisienką na torcie jest piękna, epicka wręcz muzyka podczas batalii. Nie będę się rozpisywał, tylko to tutaj zostawię: Polecam każdemu, kto jeszcze tej gry nie zaznał. Artystyczna, niemal "niema" opowieść o miłości, poświęceniu i oddaniu, choć może i na pierwszy rzut oka tego nie widać. Soczyste 9+/10
-
Ano, za tydzień ma być. I ponoć dowiemy się w nim Jak dla mnie taka mała przerwa po tylu fillerowych odcinkach dobrze zrobi przed większym konkretem.
-
No, no. Bardziej Ermac niż Shang. Nawet design podobny. To mnie nawet zaciekawili. Może dam szansę temu sezonowi, a nuż będzie lepiej, bo gorzej chyba nie może.
-
W przeciwieństwie do trailera Arrow, to wygląda całkiem okej. Nie znam komiksów, ale czuję, że pójdzie to według schematu, gdzie Barry stwierdzi, że mimo wszystko rzeczywistość, którą stworzył jest wysoce meh i będzie chciał wrócić do swojego dawnego świata, co oczywiście zapewne nie okaże się takie proste.
-
https://www.youtube.com/watch?v=0HeaCOOzzE4 1:27 - kaptur przypomina Scarecrowa Znowu Felicity i do tego świeżaki w Team Arrow
-
Oby. NY w poprzednim filmie był nudny. Tak, wiem że to kanon, no ale... Natomiast współczesnego crossa z Godzillą bardzo chętnie bym obejrzał, acz nie nastąpi on raczej prędko. Chyba wiadomo już, że po Kongu będziemy mieli jeszcze co najmniej jeden solowy film z jaszczurem. Oczywiście mogę się mylić.
-
Nie podoba mi się strój Batmana, taki wyraźnie szmaciany i jeszcze jakby trochę źle spasowany. Może to przez przyzwyczajenie do zbroi z gier i trylogii Nolana. Szkoda też, że nie wciągnęli Flasha z serialu, skoro wielu już pewnie się do niego przyzwyczaiło. No ale nie jest tajemnicą, jak bardzo WB ma w (pipi)e serialowy odłam uniwersum. Reszta wydaje się być porządku.
-
Wygląda świetnie, czyli na stałym poziomie. I widać w świecie Wikingów coraz dłuższa broda jest jedyną oznaką starzenia.
-
No, to tyle. Jaram się i czekam. Mam nadzieję, że z tą obsadą wyjdzie choć ciutkę lepiej niż ostatnia amerykańska Godzilla.
-
A mi się finał podobał. Mocno poetycki, w niewymuszony sposób smutny i dość głęboki. Jedyna głupota to No ale nie wiem, jakby mieli inaczej to rozegrać. Zabijanie legendy w pojedynku wiadomo kogo z kim raczej byłoby dziwne, a może nawet głupie. Poza tym sztosik. Dla mnie najlepszy ze wszystkich sezonów. A klimat z dwóch ostatnich odcinków to czysta poezja - twórcy chyba musieli grać w Bloodborne Chyba wszystkie wątki ładnie zamknięte i w sumie nie dbam o Hyde'a, wprowadzili go tylko jako tło dla dalszej przemiany Frankensteina i po części Lilly. Acz przyznam, że mogli w ogóle darować sobie tę postać, skoro nie było czasu i miejsca żeby jakkolwiek ją rozwinąć. Jakoś nie czuję smutku, ze serial się skończył. Wolę 3 solidne sezony z zamkniętą historią niż rozwleczone 6. Pewnie długo nic z takim klimatem się w TV nie pojawi. Zostają więc giereczki.
-
Pograłem z pół godziny w to demko, więcej nie dałem rady. No co za crapiszcze :facepalmz: Większość strzelanek indie\F2P wygląda o niebo lepiej. Przynajmniej mieli na tyle godności, że nie zdecydowali się wrzucić temu Resident Evil w tytuł.
-
W ogóle nie kojarzyłem tytułu, myślałem, że to pewnie jakiś budżetowy indyk, albo nudny jrpg z przeklikiwaniem ton linijek dialogów i turowym systemem walki. Odpaliłem demko i oniemiałem Jak to cudownie wygląda w ruchu to ja nawet powiedzieć nie umiem. Myślałem, że Trine ustawiło poprzeczkę najwyżej jak się da w takich side-scrollerach 2,5D, a jednak to wygląda jeszcze lepiej. I jakie to miodne. Chyba przeżyłem zaskoczenie roku. Szkoda tylko, że cena trochę straszy (~240PLN na PS4) Fakt, poziom trudności nie wydaje się jakiś bardzo wysoki, przynajmniej na etapach z demka. Przy dziewiczym podejściu wykręciłem oba levele na S. Jeśli ktoś szuka czegoś dobrego i ma fundusze, to niech się nie zastanawia, tylko organizuje sobie kopię. U mnie wpadło do top 3 must have w tym roku, obok Deus Eksa i Last Guardiana.
-
- 188 odpowiedzi
-
- kaznodzieja
- preacher
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Grindhouse: Death Proof & Planet Terror (2007) W przypadku obu filmów przy napisach końcowych miałem mocne "wtf? Co ja właśnie obejrzałem? " No ale w końcu to Tarantino i Rodriguez, ci panowie i ich filmy lubią rządzić się swoimi prawami. Koniec końców, dla mnie to chyba najsłabsze dzieła w dorobku obu reżyserów, co nie znaczy, że bardzo złe. Mimo wszystko Death Proof podobał mi się zdecydowanie bardziej - jakoś tak, po prostu. Spokojniejsza pierwsza połowa budowała klimat, a druga stawiała już na akcję. Zakończenie (to "ostateczne") choć dziwne, bardzo mi się podobało. Całość odstaje poziomem od Kill Billów, Bękartów czy wiadomych spaghetti westernów, ale obejrzeć trzeba. Planet Terror z kolei... był dla mnie nijaki. Początek miał fajny klimacik, nawet ciekawie przedstawiał niektórych bohaterów, ale od momentu rozpoczęcia walki o przetrwanie, film zaczął mnie troszkę nużyć. Meh Nie oceniam żadnego z powyższych, bo nie bardzo wiem jak.
-
Jest zwiastun, to i czas na wątek. Jestem ciekaw, cóż Fuller da radę zrobić po Hannibalu i raczej już bez ograniczeń, bo Starz to jednak nie NBC. Klimat zapowiada się dobrze, a Gillian Anderson w obsadzie zawsze na plus.