Shibata Katsuie Wielki sk*rwol na dosyć małej arenie walki, bardzo szybki, ultra agresywny i z kilkoma one-shot combosami. Nie powiem, żeby to był jakiś ultra hardkor, ale i tak żaden boss w tej grze mnie tak nie wymęczył.
70 godzin na liczniku, nie wiem kiedy to zleciało, tak dobrze się bawię. Są rzeczy, które mnie w tej grze rażą np. lokacje: smutne, brzydkie, bez pomysłu, a część jest zwyczajnie została zrypana z poprzedniej części, generalnie mało tu nowości, grafę dźwignęłoby nawet ps2 (zwłaszcza mocno oświetlone miejscówki za dnia zdradzają skalę brzydoty Nioh 2), fabuła nie wciąga nawet trochę, ale mimo tego wszystkiego pyka się fenomenalnie, pewnie dlatego, że sam szkielet rozgrywki jest tak dobrze zrobiony. Trochę się bałem, że po Sekiro system walki będzie mi się wydawał drętwy i faktycznie ciężko mówić o takiej płynności w trakcie starć, ale ilość broni, skillów, różnych postaw, możliwych buildów zdecydowanie to rekompensuje. Wystarczy kilka godzin pograć jedną bronią, a później spróbować innej - sposób prowadzenia walk zmienia się diametralnie (zwłaszcza jak najpierw tłuczesz szybkimi tonfami w postawie niskiej, a później siejesz roz(pipi) ciężkim toporem w postawie wysokiej), a już nawet nie wspomnę o tym jak inaczej walczy się stosując magię albo ninjutsu. Kosmos Rozbudowana customizacja, crafting, looting to kolejne elementy przy których spędzam masę czasu. Z początku to wszystko potrafi przytłoczyć (zwłaszcza jak nie grało się w pierwszego Nioh), ale po kilku godzinach śmiga się po tych wszystkich tabelkach z prędkością światła wydając ciężko zarobioną amritę na punkty doświadczenia, dostosowując wygląd broni czy elementów zbroi do swojego widzimisię albo craftingując nowe zabawki (menusy są bardzo przejrzyste). Obecnie jestem na szóstej mapce, mam zrobioną większość misji i póki co nie odczuwam najmniejszego znużenia tą grą. Prawdopodobnie najlepsze (a na pewno jedne z najlepszych) "soulsów" w jakie grałem, mam nadzieję, że trójeczka już się gdzieś tam tworzy w piwnicy Team Ninja.