-
Postów
4 093 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
38
Typ zawartości
Profile
Forum
Wydarzenia
Treść opublikowana przez Josh
-
Jeżeli recenzja trwa dłużej niż 20 min, max pół godziny to znaczy, że to nie jest dobra recenzja. Sorry, wolę w tym czasie zrobić trzy razy speedruna w RE3
-
Zdążyłem już zapomnieć, że w ogóle powstaje ta gra.
- 284 odpowiedzi
-
- Avengers
- Square-Enix
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Proponuję co jakiś czas robić backup save'a do chmury albo na pendrive'a, właśnie to przyzwyczajenie uratowało moją platynę po tym jak zgliczował mi się trofik w Doom Eternal.
-
Zawsze jest się czym martwić. Nie ma gier które są stuprocentowymi pewniakami, a po ostatnim trubo-szrocie jakim był THPS5 tym bardziej warto brać przynajmniej margines szansy na to, że schrzanią tego remake'a. Sam jaram się tylko ciut, faza na deskę przeszła mi w momencie jak zaczęły mi rosnąć włosy na odbycie, ale jak kiedyś wrzucą do plusa albo walną promo na 40zł to chętnie w ramach powspominania gierkę kupię.
-
Z Tobą urządzam sobie tylko luźną pogawędkę, ale przekaz skierowany jest do kogoś innego
-
Nie mówię, że ta gra to jakieś mega wyzwanie, ale na "hardcore" dało się spocić w kilku miejscach, a nawet poczuć nieco zaszczutym. Nie wierzę, że w FFVII zginąłeś więcej razy niż w RE3. Ba, nie wierzę, że w ogóle tam na czymś zginąłeś. No i przede wszystkim ta gra - w odróżnieniu od MESJASZA - daje graczowi wybór czy ten chce sobie wesoło biegać po Raccoon i traktować Nemesisa jak szmatę pojedynczymi granatami czy jednak woli być nieco poturbowany podczas zabawy. Szkoda, że SE nie pomyślało o takim "detalu" jak poziom trudności do wyboru. FFVII = RPG, RE3 = action-adventure. Protip: przynależność gatunkowa na pewno ciut pomaga Fajnalowi być dłuższą grą. A poza tym: FFVII = rozwleczona do granic możliwości przygoda, RE3 = skondensowana i mega intensywna zabawa praktycznie bez przestojów i zbędnych cut-scenek o niczym. Bonus: FFVII = jedyny powód, żeby odpalić drugi raz tryb hard (który powinien być dostępny od początku), RE3 = 3 poziomy trudności na dzień dobry i dwa dodatkowe czekające na odkrycie. Kończąc ten temat dodam, że nawet trochę polubiłem remake Fajnala, ale nazywanie go mesjaszem i umniejszanie przy tym nowemu Residentowi to lekka przesada. Pozdrawiam serdecznie.
-
Jakbyś jednym ciosem rozpi'erniczał każdego przeciwnika w FFVII to też by się szybciej skończyło. Teraz gdyby od tego jeszcze odjąć to ślamazarne przeciskanie się przez szczeliny, denerwujące skrypty, gdzie postać wlecze się za jakimś NPCem i otwieranie niektórych drzwi trwające wieczność i to pewnie też speedrun nie zająłby Ci za dużo czasu Sorry, gra jest je'bitnie przeciągana, czy to sposobem w jaki eksploruje się lokacje, czy też nadmiarem filmików czy nawet zadaniami pobocznymi. Schemat FF: - 3 godziny cut-scenek - trafiasz do dużej lokacji, która pozornie wydaje się fajna w eksploracji, ale szybko okazuje się, że to tylko kolejna miejscówka, w której musisz łazić jak po sznurku - damn, drzwi są zablokowane, trzeba znaleźć jakąś kartę czy uruchomić generator. oczywiście wszystko jest pod nosem - po 5 minutach wróć do wcześniej zablokowanego przejścia - 3 godziny cut scenek - ubij prościutkiego bossa, albo najlepiej odłóż pada i poczekaj aż twoi kompani zrobią to za ciebie, bo gra i tak nie stanowi żadnego wyzwania - gówniana pseudo-otwarta lokacja z jeszcze bardziej gównianymi questami - 3 godziny cut-scenek - powtórz wszystkie poprzednie punkty jeszcze raz i tak do ostatniego chapteru - nazwij grę MESJASZEM Jak już ktoś wcześniej tu napisał - gra miała być wypuszczona razem z RE2 remake i na takiej zasadzie na pewno zostałaby dużo cieplej przyjęta. A skoro już zdecydowali, że wypuszczają osobno, to... faktycznie mogli dłużej przy niej posiedzieć i ją rozbudować. Masz na myśli najbardziej zhejtowany moment w całej grze? Jak dla mnie o wiele lepsze było spierniczanie przed Nemesisem po mieście, buszowanie Carlosem po RPD a nawet akcja w ściekach z Hunterami. Generalnie nie brakowało tu fajnych, trzymających w napięciu scen, szkoda tylko że ich bardziej nie rozwinięto i to jest największy problem z tym rimejkiem.
-
Nie wiem jak się gra powyżej dwóch osób (sądzę, że może być chaos, bo na ekranie zawsze sporo się dzieje), ale na dwóch graczy jest super. Gameplay na pierwszy rzut oka wygląda jak popierdółka na 5 minut, jednak to tylko złudzenie, bo w rzeczywistości wciąga nieziemsko: plansze są mega zakręcone, co rusz pojawiają się nowe mechaniki i coraz bardziej zaawansowane potrawy do ugotowania, no i co najlepsze gra jest "easy to play, but hard to master" dlatego każdy powinen znaleźć tu wyzwanie na miarę swoich możliwości. Doprecyzuję tylko, że piszę o części drugiej, ale z tego co się orientuje jedynka poziomem dużo od niej nie odbiega.
-
Jeżeli przez chapter select wybrałeś po kolei rodziały 3, 8 i 9 oraz machnąłeś je do samego końca to znaczy, że zrobiłeś to tak jak należy. Musiałeś skopać coś innego, może zrobiłeś za dużo / za mało / niewłaściwe questy i dlatego Ci nie zaliczyło jakiejś sukienki. Których konkretnie Ci brakuje? Nie. List pojawia się na samym końcu 14 rozdziału jeżeli zrobiłeś wszystkie questy w chapterach 3, 8, 9 i 14. Łącznie musisz ich mieć 24 (czyli jak wchodzisz na listę questów to pod każdym musisz mieć "ptaszka") i to dokładnie na tym zapisie na którym grasz.
-
Ja nie wiedziałem, że moja zna więcej przekleństw ode mnie, aż nie zacząłem z nią grać w Overcooked
-
Mesjasz z (pipi)questami rozwleczony bardziej niż prezerwatywa na półmetrowym murzyńskim pento? No nie sondze ziomeczQu. Tak jak już XM. napisał - lepsza krótka, ale intensywna przygoda niż zabawa przeciągana na siłę. Ja też nie jestem aż tak oczarowany nowym RE3 jak byłem rimejkiem dwójki i sądzę, że ta gra powinna co najmniej pół roku jeszcze być w developingu, ale to i tak kawał cholernie dobrego softu.
-
Kończę Dooma i wbijam swojego małego pisiorka w Nioha 2 Jestem trochę niewyżyty, bo ostatnią grą w podobnym stylu w jaką grałem było Sekiro dobry rok temu.
-
Co nie zmienia faktu, że dla normalnego gracza historia w Doomie jest tak samo potrzebna i wciągająca jak fabuła Tekkena albo Fify.
-
BTW, komuś jeszcze zgliczował się trofik Gunpletionist? Prawdopodobnie przez to (pipi) platyna przejdzie mi koło nosa, bo nie widzi mi się przechodzić gry od nowa i jeszcze raz masterować każdej broni. Brawo id!
-
Grzecznie i pokornie odszczekuję to co pisałem wcześniej, gra jest fenomenalna, a jak ktoś sądzi że jest inaczej to polecam zmienić hobby na jakieś poważniejsze, np. na skakanie z dachu albo pływanie z węgorzami, bo gierki niestety to już dla takiej osoby się nie nadają. Przede wszystkim Gameplay i to taki przez wielkie, tłuste, czarne, walące gracza w prostatę aż do osiągnięcia orgazmu "G". Co tu się odpiernicza i to od niemalże początku do samego końca to się nie dzieje. Non stop akcja na kozaku, totalny rozpyerdol, istny balet destrukcji, żadnych mozolnych przestojów i zwyczajnie multum frajdy płynącej z radosnego parkouru po lokacjach i MIAŻDŻENIU przeciwników. Zagrało dosłownie wszystko, od broni (power nieziemski i każdą walczy się inaczej), przez dopałki i gadżety (przyciąganie się do przeciwnika łańcuchem zamontowanym w shotgunie albo zamrożenie dziada i rozp*erdolenie go serią rakiet z bazooki ), brutalne finishery (bo nie ma to jak urwać stworkowi łapę i wbić mu ją w oko albo pokroić na kawałeczki piłą spalinową), aż po projekty przeciwników (jest tego masa, a różnorodność nie kończy się na ich wyglądzie) czy lokacje zbudowane tak, że można po nich zasuwać niczym mała małpka z zamontowanym silniczkiem rakietowym w dupie: da się (wręcz TRZEBA) skakać, wdrapywać się na wysokie półki, bujać na poręczach, przelatywać przez portale, odbijać z wyskoczni, grunt to być non stop w ruchu, bo stanie w miejscu w tej grze równa się napisowi game over. Najbardziej dynamiczna gra tej generacji bez dwóch zdań. Niektóre gry starają sie i napinają niczym Pudzian przed sraniem, żeby zapewnić graczowi frajdę przez te 10 czy 15 godzin trybu przygodowego, a Doom:Eternal nawet nie musi, bo gra ma banalne założenia: wchodzisz do nowej lokacji, rozpierniczasz wszystko w drobny mak i idziesz dalej. I tak przez całą kampanię. Żadnych pseudo-skomplikowanych łamigłówek, żadnych bzdurnych questów, żadnego open-worlda, bez przekombinowanych patentów i innych gówienek. Tylko staroszkolna rzeźnia. I to wystarczy. Bo jest po prostu tak cholernie dobrze zrobione. Ok, można jeszcze się pobawić w lekką eksplorację, ale jest to czysto opcjonalne, a poza tym 90% znajdziek leży na widoku, więc nie zajmuje to wiele czasu i przede wszystkim nie jest tak żmudne oraz irytujące jak w innych grach. Elementy na które narzekałem wcześniej przestają mieć jakiekolwiek znaczenie po około dwóch godzinach gry. Piła spalinowa jako sposób na pozyskiwanie ammo jest denerwująca (ale też nie dla wszystkich, po prostu do mnie jakoś to na początku nie trafiło) do momentu aż nie uzbroimy się w większą ilość pukawek i nie zwiększymy ilości ammo w giwerach, co zresztą dzieje się bardzo szybko. Później już motyw wchodzi w krew i korzysta się z niego naturalnie, tak samo zresztą jak regenerowanie zdrowia poprzez korzystanie z brutalnych finisherów (kozackie animacje tylko do tego zachęcają). Drugą rzeczą która mnie wkurzała to platforming, ale to też szybko wchodzi w krew, a z czasem nawet zaczyna się to doceniać, bo dzięki temu nawet tak oczywista rzecz jak eksploracja nabiera dynamiki i pazura. Teraz autentycznie nie wiem na co mógłbym tu ponarzekać. Na grafikę się nie da, bo jest za(pipi)ista. Na udźwiękowienie tym bardziej (muzyka idealnie pasuje do rzeźni na ekranie), poziom trudności jest całkiem wysoki (a co najważniejsze - sprawiedliwy, tutaj giniesz wyłącznie ze swojej winy), czas gry w sam raz (na Ultraviolence gierka zajęła mi jakieś 12 godzin), no i replay-ability też robi swoje. Co najwyżej fabuła jest lipna, albo posunę się krok dalej i napiszę, że w ogóle jest zbędna. Jakoś poprzednie części doskonale radziły sobie przedstawiając graczowi zaledwie strzępy historii, a tutaj niby jest jakieś lore, są badguye, nawet rzucono trochę światła na postać protagonisty, tylko.. po co? Cała reszta gry to po prostu rewelacja, a to co się dzieje na ostatnich etapach to wręcz mózgorozp*erdol, takiej akcji pompującej adrenalinę w żyłach nie dał mi jeszcze żaden tytuł na tej generacji konsol (może DMC5). Nawet starcia z bossami mi się podobały, a przecież Eternal oferuje też opcjonalne portale z przepotężnymi falami wrogów czy wymagające czasówki polegające na jak najszybszym pozbyciu się kilku mocarniejszych delikwentów. Bardzo spoko jest również to, że gra nagradza gracza adekwatnie do włożonego weń wysiłku - za opcjonalne czelendże zdobywamy punkty, które można władować w rozwój naszego niemego madafaki, a nawet można zdobyć ukrytą broń, która robi z dupy jesień średniowiecza najtwardszym zawodnikom. Idealnie zbalansowana produkcja pod każdym względem i perfekcyjny przykład, że gra wcale nie musi oferować nie-wiadomo-jak świeżych czy przekombinowanych patentów, żeby bawić. Tutaj twórcy skupili się tylko na jednym: na turbo efektownym, dynamicznym, krwawym i grywalnym strzelaniu i wywiązali się z tego w 100%. 9/10
-
W naszej wersji max to ocena A jeżeli dobrze kojarzę, to samo było z oryginalnym RE2. Pamiętam jak za gnoja próbowałem wbić S'kę i nigdy mi się nie udało, a później przeczytałem na jakimś forum, że nasze A to japońskie S i w końcu mogłem sobie odpuścić
-
Jakieś dziwne DLC do RE2 remake. Grafika trochę słaba, ale może będzie grywalne.
-
Tak jak napisano wyżej, podciąganie jest znacznie trudniejsze. Już nawet mniejsza z tym pomieszaniem guzików, ale tam po prostu nie można nic spieprzyć i mieć przy okazji trochę szczęścia, a to że restart trwa pół godziny wcale nie pomaga. Robiłem w grach znacznie trudniejsze rzeczy, ale mało która była aż tak wk*rwiająca.
-
Prawda jest taka, że nie trzeba było nic wymyślać ani tym bardziej odkrywać koła na nowo, wystarczyło zrobić bardziej liniową giereczkę z rozbudowaną mechaniką stealth, jakimiś ciekawymi lokacjami i zachować gęsty feudalny klimat, czyli zrobić coś na wzór Tenchu. I byłoby pięknie, bo takich gier praktycznie nie ma. Ale po co, lepiej zrobić copy-paste dowolnego Assasyna i podmienić tylko tekstury, bo tak jest bezpieczniej, nie trzeba się wysilać, a mało wymagający gracze i tak się na to rzucą.
-
Brakuje tylko logo Ubisoftu. Do piecyka z tym szrocikiem.
-
Dzięki za przypomnienie o FFXII, czyli kolejnym Fajnalu który gameplayem wciąga FFVII remake dupą i wyprzedza o lata świetlne. Aż mi się zachciało znowu w to pyknąć
-
4. Poza walką jest czymś kompletnie niepotrzebnym i zapychającym gameplay. Pograłem ciut dłużej i coraz bardziej zaczyna mi się podobać. Ofkors pykam na hardzie, bo inaczej to się mija z celem. Ten pierwszy opcjonalny portal
-
Dla mnie FPS i platforming to w ogóle jest kiepskie połączenie, w takim typie gry lubię jednak widzieć trochę więcej, a niestety ta perspektywa to uniemożliwia. Podobne odczucie mam jeżeli chodzi o FPS i skradanki (Deus Ex, Dishonored dla przykładu), no po prostu mi się to gryzie i na dłuższą metę męczy / irytuje. Dlatego sądzę, że akurat na to będę narzekał do samego końca, ale może chociaż do tej nieszczęsnej piły się przyzwyczaję
-
Jeżeli chodzi Ci o ustawienie kamery to zawsze robię tak, żeby mieć możliwie jak najszersze pole widzenia. Nie musisz zachęcać. Ogólnie to trochę jęczę, ale bardzo mi zależy, żeby polubić się z tą grą. Rzadko gram w FPSy, a Doom z 2016 siadł mi fenomenalnie i fajnie jakby Eternal wciągnął mnie równie mocno, muszę się tylko przekonać do tej dziwnej mechaniki zdobywania amunicji No nic, dopijam Monsterka i lecę dalej z koksiwem.
-
Cóż, na tę chwilę kompletnie nie kupił mnie ten motyw, tak samo jak te dziwne elementy platformowe, ale to wrażenia na bazie pierwszej godziny grania, więc jest szansa, że jeszcze się przekonam. Samo strzelanie natomiast to yebana poezja i gdybym tylko na tej podstawie miał oceniać tę grę to by był prawdopodobnie mój ulubiony fps tej generacji (zaraz obok poprzedniego Dooma).