-
Postów
4 092 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
38
Typ zawartości
Profile
Forum
Wydarzenia
Treść opublikowana przez Josh
-
Szanuję Capcom za próbę odświeżenia najbardziej przerażającej bestii z gier wideo, ale... jakoś mnie ten design nie przekonuje. Kreskówkowe zęby i jakaś butla zamiast macek? No nie do końca tego się spodziewałem. Liczę chociaż na jakieś kozackie mutacje.
-
Obejrzałem na raty, wynudziłem się jak jasna cholera i nie mam absolutnie bladego pojęcia czemu niektórzy uważają ten film za arcydzieło. Ok, obsada rewelacyjna, gra aktorska jest spoko, momentami bardzo dobre dialogi i fajny humor (gadka o rybie, MISTRZ), ale... ten film powinien być co najmniej o połowę krótszy, masa scen jest niepotrzebnie przeciągana, scenariusz nie ma żadnych zaskakujących czy trzymających w napięciu momentów. To już chyba wolałbym roznosić te paczki w DS. 6/10
- 118 odpowiedzi
-
W oryginale większy sens miało granie Claire A --> Leon B, bo tylko w takiej konfiguracji Leoś mógł pocałować Adę, a jak byłem mały to wywoływało u mnie bonera, a poza tym wyglądało uroczo W remake'u jest to bez różnicy.
-
Ja jestem po prostu oczarowany tym tytułem, a mój mózg do teraz nie może się oswoić z faktem, że to gra wydana pod szyldem EA. E. A kuźwa, mistrzów marnowania świetnych marek, a tutaj takie zaskoczenie. GotY może nie, ale jeden z najlepszych tytułów soulsopodobnych w jakie grałem na pewno (a grałem w większość) i zastanawiam się czy nie podoba mi się nawet bardziej niż Sekiro. Przede wszystkim za(pipi)isty design lokacji, niektóre planety są tak rozbudowane, wielopoziomowe i naładowane secretsami, że to się nie dzieje, no i każda ma unikatowy klimat oraz własne cechy charakterystyczne (Kashyyk z tą swoją roślinnością, organicznymi pułapkami, masą basenów do popływania i i przerośniętymi pająkami rządzi). Nie wiem jak na pozostałych poziomach trudności, ale na Wielki mistrz Jedi jest co robić, trzeba być cały czas skupionym, nie szarżować i robić perfekcyjny użytek ze zdolności rudego. System walki jako taki może nie jest zbyt rozbudowany (drzewko rozwoju też wydaje mi się ciut małe), ale swoje zadanie spełnia wystarczająco: daje FUN. Miecz świetlny ma power w starciach i jak kozacko rozświetla ciemność w ponurych jaskiniach, a te animacje odbijania pocisków czy wykańczania przeciwników czasem odpalam go ot tak po prostu, żeby poczuć się wypełnionym Mocą madafaką Zagadeczki też na plus, nie pamiętam już kiedy ostatnio gra wideo wymagała ode mnie ruszania głową (mam na myśli przede wszystkim łamigłówki w grobowcach). Nawet elementy platformowe mi przypasowały. Fakt, czasem trochę śmierdzi Uncharted, ale dzięki "zjeżdżalniom", zasuwaniu po ścianach oraz korzystaniu z mocy w trakcie skakania nie jest aż tak casualowo, a nawet bym powiedział, że dynamiką Fallen Order kładzie na łopaty wygibasy Drake'a. Grafika / muzyka? To pierwsze znacznie lepsze niż się spodziewałem, zwłaszcza istotne dla fabuły lokacje wręcz ociekają detalami i potrafią wycisnąć naprawdę sporo soku z tych powoli odchodzących do lamusa konsol obecnej generacji. Muza powinna za to przypaść do gustu każdemu fanowi SW, wyraźnie czuć filmowy klimat. Niech się ta gra dobrze sprzeda, a mózgowcy z EA przejrzą na oczy, że opłaca się inwestować w takie dopracowane i ambitne produkcje do popykania w singlu, a nie tylko trzepać hajs na lootboxowych multikach.
-
Kolo czasem palnie jakąś głupotę, ale trzeba przyznać, że i tak ma cholernie dużą wiedzę na temat serii + jego filmiki "no damage" z komentarzem to jedne z lepszych tutoriali jakie można znaleźć na YT. Poza nim jako gracza jeszcze mocno szanuję Bawkbasoup'a, te jego wielogodzinne maratony z RE i SH a jak ktoś szuka prawdziwej skarbnicy ciekawych informacji o Residentach to za(pipi)iste są kanały Ink Ribbon oraz Score PN <koniec reklamy>
-
- Pokaż poprzednie komentarze 6 więcej
-
hehe cóż za ironia xD koleś który starał się w dedykowanym temacie objawić prawdę objawioną coś trzeszczy o dystansie. Polecam przejrzenie swoich postów.
-
Dzięki Josh. Miałem po robocie dzisiaj pograć bo bawiłem się dobrze przy tym tytule do tej pory ale teraz zrozumiałem że jednak był to czas stracony. Pozdro z fartem mordeczko
-
Nie wiem co gorsze tworzyć takie (pipi) czy je linkować. I jeszcze że niby w re2 sa jakieś wady
-
No to ładnie, nie sądziłem że może być pod tym względem gorzej niż w poprzednich częściach. Ten (pipi)y wózek w jedynce niemal sprawił, że gry nie ukończyłem (zacisnąłem zęby i jakoś się udało), tym bardziej odpuszczę sobie S3. Dzięki za ostrzeżenie.
-
Carcinogen? Zawsze szanowałem.
-
Te loadingi po zgonie to niech ch*j strzeli naginąłem się więcej niż w Sekiro na Dathomirze aż w końcu do mnie doszło, że to nie była dobra planeta na początek zabawy. Pomijając jednak przegięty czas wczytywania danych gra się bosko, podoba mi się zwłaszcza dobry balans między walką, eksploracją, platformingiem i zagadkami, w zasadzie to aż jestem zdziwiony, że nie ma tu wcale aż tak dużo przeciwników. Zasuwanie po ścianach daje radę, podobnie jak "ślizgawki", moce Jedi zostały świetnie wplecione w baraszkowanie po lokacjach no i ten motyw Metroidvanii kiedy wraca się z nowymi skillsami do wcześniej odwiedzonych miejscówek, żeby zdobyć nowe bonusy. Jest dobrze, a jak ktoś ma fioła na punkcie Stat Łors to nawet bardzo dobrze.
-
Fani Shenmue są do tego przyzwyczajeni. W S1 trzeba było ładnych kilka godzin najeździć się wózkiem widłowym, a w S2 też był motyw ze żmudnym zbieraniem kasy. Jeden teraz zacznie bronić gry, że to przecież fajny ukłon w stronę poprzednich części i dzięki temu dłużej może nacieszyć się giereczką, a drugi się ocknie i sprawiedliwie przyzna że to robienie graczy w ch*ja i sztucznie wydłużanie czasu rozgrywki. Osobiście nigdy nie darzyłem tej serii jakąkolwiek sympatią i po recenzjach oraz Waszych opiniach widzę, że w przypadku trzeciej części się to nie zmieni. Sega przy okazji Yakuzy już pokazała jak zrobić "Shenmue" dobrze.
-
Tak jak w filmiku, który wrzucił Gattz, na te gnojki w kanałach jest dobry sposób. Są zanurzone, tak że wystaje im kawałek mięcha? Strzel w to, odczekaj 2 sekundy (bo jak przebiegniesz od razu to Cię odepchną) i możesz spokojnie możesz je wyminąć. Zanurzy się w całości i przypuści atak? Jeżeli jesteś blisko podestu to na niego wskocz (nie dosięgnie Cię), a jak nie to rzuć granatem. Widzisz, że gość zaczyna pluć robakami? Idealny moment do ucieczki, animacja rzygania trwa na tyle długo, że lekko zdążysz uciec. Najgorszy moment jest tylko w tym wielkim ścieku zalanym wodą, gdzie masz ich trzech. Pierwszy jest prosty do ominięcia, ten ostatni też, ale środkowy to czysta ruletka, jeżeli będziesz bardzo szybki i będziesz się trzymał prawej krawędzi to może Cię nie złapie. W najgorszym wypadku można użyć granat, ale trochę szkoda go marnować + jeżeli robisz speedruna, to stracisz czas przez tę przydługawą animację. Szczerze to ja bardziej nie lubię rośliniaków pod koniec, zwłaszcza w trybie Hardcore omijanie ich to czysta ruletka, a jak nie ma się noża / granata to jest momentalny instant kill. Kurde, teraz tak sobie pomyślałem o czymś, a że grę pożyczyłem koledze, to nie mam jak tego sprawdzić. Próbował ktoś wrócić do Kendo po tym jak odblokowuje się skrót w ściekach? Jest to w ogóle możliwe? Nigdy wcześniej nie przyszło mi do głowy, żeby się do niego cofnąć.
-
I tak i nie. Przy zadaniu pewnej ilości obrażeń skraca się czas jak długo trzeba mu uciekać, więc jednak warto gościowi trochę wpyerdolić. Zawsze jeszcze zostaje nóż, tylko to wiąże się z niewiele mniejszym ryzykiem niż uciekanie po tej wąskiej platformie
-
Kumpel ostatnio mi się żalił, że dobre 2 godziny walczył z ostatnim bossem u Leona. I w sumie mu się nie dziwię jak przystąpił do walki ze statusem danger, bez żadnej roślinki czy spraya i z dwoma strzałami do shotguna
-
Pograłem chwilę, jestem na drugim świecie i już wiem, że po KotORze to będą moje ulubione konsolowe Gwiezdne Wojny. Fakt faktem, że system walki jest ciut sztywny w porównaniu do takiego Sekiro, ale nie wymagajmy od amatorów w temacie, żeby zrobili to tak dobrze jak mistrzowie siedzący w gatunku od tylu lat. I tak jest cool, naprawdę spoko macha się tą latarką, animacje są świetne (to odbijanie pocisków ), countery są efektowne jak cholera i wchodzą elegancko, a sam miecz pozostawia fajne efekty na elementach otoczenia, co najwyżej denerwuje, że można spalić trawę albo zrobić rozgrzane ślady na ścianie, ale już gliniane wazony nie chcą się rozdupczyć Światy wydają się żyć własnym życiem, podoba mi się chociażby design pierwszej (nie licząc prologu) planety, gdzie każde źdźbło trawy dynamicznie faluje na wietrze, a wszędzie kicają sobie jakieś śmieszne szczury i wychylają te swoje durne łby z krecich norek, fajnie to wygląda. Sekretów do odkrycia cała masa. Tuning miecza? No w końcu jakaś gra, która na to pozwala. Główny hiroł daje się lubić, ma coś z Petera Parkera, reszta załogi też przypadła mi do gustu. BD-1 jest słitaśny of course liczę na jakieś występy bardziej znanych postaci, chociażby w formie cameo. Co jest świetne: od początku czuć klimat wielkiej kosmicznej przygody, etap otwierający konkretnie daje radę, więc mam nadzieję że poziom utrzyma się do końca.
-
Crap Stranding wymieniony na nowe Star Warsy. Początek zajebisty, szykuje się masa godzin solidnej rozgrywki w świetnym uniwersum. Jak oceniacie poziom gry na najwyższym poziomie trudności? Coś zbliżonego pod Sekiro czy jednak ciut łatwiej?
-
No to czekam, aż skończysz
-
Zero koloryzowania, same fakty, z którymi nie potrafisz się pogodzić
-
Sam się sobie dziwę, ponieważ na ogół nie kończę gier, które mi się nie podobają. Po części to przez nadmiar wolnego czasu (którego ostatnio mam naprawdę sporo), po części przez brak ciekawszych gierek do pyknięcia, a po trochu dlatego że naprawdę chciałem poznać tę historię do końca, a nie lubię oglądać streszczeń na YT. Do "10" daleka droga, musieliby chyba ze 2 lata przerabiać tę grę sporym zarzutem (jak już opisałem w recenzji) jest dla mnie nudna mapa i to, że mało się na niej dzieje i nie ma nic ciekawego do odkrycia. Takie Breath of the Wild też nie jest (pipi)e znaczkami jak chociażby gry Ubisoftu czy wspomniane przez Ciebie Horizon, a mimo to twórcom udało się na niej zamieścić masę świetnych rzeczy do znalezienia i spróbowania. Nie sztuką jest zrobić wielki obszar, który stanowi wyłącznie tor przeszkód do pokonania. A co jeszcze mogliby zmienić / poprawić, żeby było lepiej? Nie wiem, niestety nie jestem twórcą gier i nikt mi nie płaci za głowienie się nad takimi rzeczami. No właśnie ważne, bo mimo że schemat jest podobny, to jednak te filmiki czy jakieś randomowe akcje wnoszą do nich mnóstwo zróżnicowania i sprawiają, że te questy nie są takie same. Zobacz jak to rozwiązali w Wiedźminie 3, niektóre zadania poboczne są tak rozbudowane i oferują takie atrakcje, że spokojnie mogłyby robić za główne misje fabularne, ale nawet te małe wprowadzają ogrom różnorodności do niby skostniałego gameplayu: turniej w gwinta, wyścigi na koniach, zabawa w detektywa czy polowanie na unikatowe stwory, że już nie wspomnę o jakichś bardziej zaawansowanych fabularnie zadaniach (jak ta z wieżą na które rezydują duchy). DS pod tym względem NIC się nie stara, side-questy nie zaskakują ani fabularnie ani gameplayowo, a co gorsza wiele z misji fabularnych jest opartych dokładnie o te same zasady. Ze stoperem przy tym nie siedziałem, ale możesz być pewny, że trwa to grubo powyżej dwóch godzin. Właściwy ending zaczyna się kiedy Od tego momentu dzieje się masa rzeczy. Na YT widziałem, że kolesiowi zajęło to 2 h z minutami, ale nie wziął pod uwagę creditsów z epilogiem, który też chwilę trwa, więc nawet jeżeli się trochę pomyliłem czasowo, to na pewno nie za dużo.
-
Dzięki za uznanie. To co napisałem o Mamie wychodzi od razu na pierwszym spotkaniu z nią, ale luz, na wszelki wypadek ukryłem. Bez obaw, więcej Was nie będę męczył tym zrzędzeniem, chyba że sami będziecie chcieli podyskutować. Ten post to takie moje podsumowanie i kropka nad "i". Również pozdrawiam
-
Finito. Zakończenie trwa jakieś TRZY godziny, więc lepiej przygotujcie sobie dużo chipsów, ewentualnie zapas chusteczek do wycierania buźki z łez. Jak dla mnie lekka przeginka, tym bardziej że wcale nie trzeba było tak tego rozwlekać, no ale to w końcu Kojima, nie byłby sobą, gdyby nie przecutscenkował swojej gry. W każdym razie końcówka (końcówka czyli dobre 6 godzin od kiedy rozpoczynają się finałowe wydarzenia) jest naprawdę dobra, są świetne boss-fighty, fajne lokacje, kilka niezłych twistów, a soundtrack doprowadza uszy do orgazmu. Postacie na filmikach wyglądają niemal jak żywi aktorzy, zwłaszcza mimika to kompletnie nowy poziom. Tym bardziej szkoda, że trzeba przemęczyć dobre 40 godzin, żeby to zobaczyć. 40 godzin brodzenia w najbardziej ślamazarnym, schematycznym i monotonnym gameplayu tej generacji. Jak już zapewne dobrze wiecie, dla mnie rozgrywka w tej grze to dramat. Doceniam, że Kojima próbował zrobić coś nowego i nietypowego, ale niestety nie tędy droga, bo co z tego, że gra jest oryginalna, skoro w tej swojej oryginalności bardziej irytuje niż zachwyca? Pomysł ciekawy jednak wykonanie jest dużo, dużo, DUŻO słabsze. Niby co jakiś czas pojawiają się nowe mechaniki, gracz odblokowuje kolejne przedmioty, zmienia się lekko sposób podróżowania oraz teren po którym biegamy, tylko... co z tego, skoro finalnie wszystkie, ale to absolutnie wszystkie questy są takie same? Schemat zawsze jest taki sam - idziesz do jakiegoś bolka (który na ogół jest zwyczajnym hologramem, z "normalnymi" ludźmi nie ma tu zbyt wiele do czynienia), chwila bezsensownej i nie prowadzącej do niczego gadki, zaraz bierzesz jego graty i zasuwasz tysiąc kilometrów do punktu dostawy. A teraz sobie to pomnóż razy 50. 100. Może 500, to już zależy od tego jak długo wytrzymasz. Zresztą pal licho questy, najgorsze że zadania fabularne również są takie same (za wyjątkiem tych faktycznie popychających wydarzenia do przodu czyli głównie walk z bossami). To w połączeniu z najbardziej smutną, wręcz depresyjną i pozbawioną jakichkolwiek atrakcji mapą czyni z Death Stranding grę, którą spokojnie możecie kiedyś odpalić swoim dzieciom za karę jak będą niegrzeczne. Zmienne pory dnia? Zapomnij, wszystko odbywa się w dzień, co najwyżej czasem pada, a czasem świeci słońce, jednak nocy tu nie uświadczysz. Nie żebyśmy już mieli ósmą generację konsol i żeby to było standardem czy coś. Jakieś ciekawe opcjonalne lokacje do odkrycia wzorem innych gier z otwartym światem? No niestety, zły adres. Dostępny teren działań jest ogromny, ale gra nawet przez sekundę nie zachęca, żeby po nim pobiegać i samodzielnie coś odkryć. A niestety biegania jest tu w cholerę, zwłaszcza w tę i z powrotem. Za setnym razem będziesz pamiętał każdy leżący na ziemi kamyczek, gwarantuję. Wisienką na torcie jest strasznie toporne sterowanie postacią, Nasz hiroł nawet bez większego obciążenia porusza się jakby miał kilka cegieł w gaciach, nie jest za dobrze z jego responsywnością, a wspinanie się po górach wygląda gorzej w grach z zeszłej generacji. Niewiele lepiej jest z pojazdami, czasem lepiej oszczędzić sobie irytacji i udać się gdzieś z buta niż wkurzać się podczas blokowania o każdy najmniejszy kamyczek. To wszystko pozornie składa się na obraz gry tragicznej, ale dzięki kilku naprawdę dobrze wykonanym elementom ostatecznie nie jest aż tak źle. Przede wszystkim motyw współpracy między graczami zasługuje na uznanie, wielkie wrażenie robi zwłaszcza teren działań pod sam koniec, kiedy widzisz owoce swojej ciężkiej pracy oraz pozostałych graczy: masa pobudowanych mostów, schronów czy porozstawianych drabinek. Samemu budując chociażby generator do ładowania pojazdów miałem w głowie, że stawiam go nie tylko dla siebie, ale że może też jakiś zabłąkany gracz kiedyś sobie z niego skorzysta i mu w ten sposób pomogę? I rzeczywiście, gra na bieżąco informuje o tym czy ktoś korzysta z Twoich zabawek. Nie powiem, bardzo fajne uczucie, kiedy komuś pomożesz w tak prosty sposób i jeszcze taki bolek odwdzięczy się sypiąc hojnie lajkami świetnie łączy się to z motywem przewodnim gry. Co jeszcze mi się spodobało? No oczywiście oprawa A-V, filmiki, voice-acting, starcia z szefami. Są momenty, kiedy ewidentnie widać i czuć, że to gra Kojimy, zwłaszcza kiedy sceneria drastycznie się zmienia i robi się bardziej creepy. Mads jest tu przeza(pipi)isty, z początku wręcz przerażający, a później... no, to już polecam odkryć samemu. Równie ciekawy jest antagonista Higgs fenomenalnie zagrany przez Troya Bakera. Szybko można polubić Fragile, okularnika Heartmana, a pociesznego grubaska granego przez del Toro najchętniej by się uściskało. Trafiają się też mniej oczywiste indywidua jak skrywający się za maską Die-Hardman czy "Mama". Jedyne "ale" w tej kwestii mam do głównego bohatera, gość jest strasznym mrukiem, często w ogóle nie reaguje na to co się dzieje wokół (nawet jeżeli wszystko się wali i wybucha) i sprawia wrażenie bardziej protagonisty-niemowy na wzór japońskich erpegów. Gość chyba jeszcze nie zdążył wyjść z roli Daryla Dixona z The Walking Dead, bo osobowość ma w zasadzie skopiowaną z tej postaci. Mógłbym się jeszcze ciut bardziej rozpisać na temat tej gry, ale obawiam się, że lepiej będzie jeżeli jak najszybciej o niej zapomnę. Na pewno nie jest to skończony crap: grafa wyciskająca siódme poty z PS4, dobry scenariusz, kozackie walki z bossami, możliwość ingerowania w otoczenie (można nawet zbudować autostradę!) i ten nietypowy patent współpracy między graczami zasługują na uznanie. Pozostaje żałować, że główny trzon rozgrywki jest tak cholernie kulawy. No nic, eksperyment nie wyszedł, Hideo zawsze o wiele lepiej wychodziło tworzenie gier w zamkniętych sceneriach i moim zdaniem tego powinien się trzymać. A czy warto zagrać? Jeżeli lubisz długie spacery, podziwianie widoków i masz miłe wspomnienia z pracy w Uber-eats to śmiało. 5/10 PS: Zanim komuś eksploduje dupsko: to co jest napisane powyżej to nie żadna prawda objawiona i jedyne słuszne zdanie, z którym nie można się kłócić, a wyłącznie moja skromna opinia. Oczywiście w 100% subiektywna, bo inaczej na gry nie patrzę ani o nich inaczej nie piszę. Jak komuś się gierka podoba, to nie pozostaje mi nic innego jak życzyć miłego grania i powodzenia przy ewentualnym wbijaniu platyny. Peace
-
A może po prostu gdyby ta gra została lepiej zrobiona to mogłaby trafić również w gusta takich graczy jak ja? Mniej schematów przy misjach, mniej casualowy poziom trudności (gram na hard, a i tak jest śmiesznie łatwo), więcej wymagających przeszkód podczas doręczania paczek (i nie mam na myśli tylko przeciwników, ale też jakieś ciekawsze przeszkody terenowe), więcej atrakcji (chociażby boss fightów, bo pod tym względem jest słabiutko) czy jakichś ciekawszych momentów jak np. I byłoby całkiem spoko. A tak? Jest nuda. I moje podstawowe pytanie: dlaczego niby Wasze opinie świadczą obiektywnie o grze i nadają się do wspólnego określania jej wartości, a moja nie? Dlaczego moje argumenty są mniej istotne? Bo piszę o niej bardziej krytycznie? Bo w ogóle mam czelność wypisywać jej wady? Co to w ogóle znaczy, że moje argumenty są "mocno subiektywne"? Wszystkie argumenty są z założenia subiektywne, każdy pisze o grze w taki sposób w jaki ją postrzega i opisuje jakie wrażenie na nim zrobiła. Wbrew temu co twierdzisz wcale aż tak daleko ten tytuł nie leży od moich preferencji: ma mnóstwo soczystego gameplayu, a że kiepsko zrobionego to już inna sprawa. Może mam przestać w ogóle tu pisać, bo jedyne co można to piać z zachwytu nad tą grą? A co z graczami, którzy podzielają moje poglądy, nie wiedzą do końca czy im ten tytuł przypasi i chcieliby poczytać opinię kogoś kto dla odmiany nie rozpływa się nad Death Stranding w samych superlatywach? Rozumiem gdybym jęczał tak jak berion w temacie o RE2, wiesz, jęczenie dla samego jęczenia i hejtowanie, ale ja tu naprawdę staram się argumentować swoje zdanie. Oczywiście możesz się z tymi argumentami nie zgadzać, ale umniejszanie ich, bo "nie są wystarczjąco obiektywne" jest według mnie śmieszne i zalatuje strasznym fanbojstwem, bo przecież broń boże, żeby ktoś mi coś złego napisał o grze. Z tego co widzę tyłek bardziej pęka tym, którzy nie potrafią pojąć, że komuś gra mogła się NIE spodobać. Zdajesz sobie sprawę, że ta odpowiedź nie dotyczyła stricte Death Stranding? Najtmer pytał o moje ogólne preferencje odnośnie gier, czego w nich nich szukam, a czego unikam, w odpowiedzi nie skupiałem się wyłącznie na DS.
-
Jedyna magia jaka tu działa to magia mojego wolnego czasu połączona z wrodzonym masochizmem.
-
Ale dlaczego miałoby tak być? Często wracam do starych gier i nie mam problemu z ich gameplayem. Wręcz przeciwnie, uważam że wiele z nich jest bardziej grywalnych od współczesnych produkcji (przynajmniej jeżeli mowa o tytułach AAA), ponieważ kiedyś story oraz skrypty nie odgrywały aż tak dużej roli jak teraz i mam wrażenie, że w rzeczywistości bardziej się w nie grało niż się je oglądało. Oczywiście sporo zależy od tego czy komuś przeszkadzają archaizmy, ale ja jestem na nie odporny i nie przeszkadzają mi się cieszyć rozgrywką. Bugi czy glitche to dosyć dobry przykład. Do tego dodałbym kiepskie sterowanie, słabą kamerę, jakieś dziwne i niepotrzebne mechaniki czy przesadny realizm kosztem przyjemnego grania. Pewnie znowu wbiję kij w mrowisko, ale niech będzie - za przykład takiego realizmu niech posłuży RDR2 ze swoim przegiętym ciężarem postaci czy niektórymi ślamazarnymi animacjami, które trwają wieczność (np. skórowanie zwierząt), coś co powinno trwać dosłownie chwilę, max kilka sekund potrafi się ciągnąć w nieskończoność. Owszem dzięki temu gra jest bardziej realistyczna, ale kosztem czego? Właśnie grywalności i na takie "kompromisy" się nie godzę. Gra ma być przyjemna, ma się w nią fajnie GRAĆ, a nie być toporna na każdym kroku. Na pewno znaczy to mieć większą swobodę niż przy klikadłach p&c, dlatego jak ognia staram się unikać niektórych tytułów, bo wiem że przy moich preferencjach nie będę się przy nich dobrze bawił. Chociaż nie powiem, takie Until Dawn czy Detroit nawet mi się podobały (jako wyjątki) ale nigdy ich nie traktowałem stricte jako gry wideo, prędzej właśnie jako filmy interaktywne i nie wiem czy mógłbym powiedzieć, że faktycznie w nie grałem. Równie dobrze mógłbym trzymać w ręku pilota i nim podejmować decyzje / klepać QTE bo do tego sprowadzała się "rozgrywka" w tych produkcjach. Jako filmy interaktywne były spoko, ale jeżeli miałbym je potraktować jako gry to nie zostawiłbym na nich suchej nitki. Niekoniecznie. Idealnie, gdyby gra stanowiła jakieś wyzwanie, ale jeżeli jest tego pozbawiona, a mimo to ma solidny gameplay, to i tak będę się przy niej dobrze bawił. Za przykład niech posłużą chociażby niektóre platformówki np. odświeżona trylogia Spyro, którą jakiś czas temu skończyłem. Łatwe jak jasna cholera, ale to nic, bo smoczek nadrabiał soczystą, dynamiczną i pełną ciekawych pomysłów rozgrywką bez zbędnego pierdololo i powciskanych wszędzie skryptów. To też mi w zupełności wystarczy, żeby czerpać masę frajdy z grania. Tak, bo skoro lubię robić speedruny w RE2 to przecież oczywiste, że lubię tylko wyzwania czasowe. Tylko i wyłącznie, żadna inna forma grania mnie nie interesuje. W końcu tylko dlatego splatynowałem DMC5, Vanquisha lub Sekiro, bo oferowały czasówki. Ja nie wiem skąd te Twoje dziwne interpretacje, ale mam nadzieję że tym postem Ci trochę bardziej naświetliłem sytuację Wiadoma sprawa Nie wspomniałem o takim typie gracza, ale nie twierdzę przecież, że nie ma go w ogóle. Po prostu skupiłem się na dwóch skrajnych rodzajach preferencji, żeby wyraźniej zaznaczyć do którego worka ja należę.
-
Tutaj dochodzimy do największej różnicy zdań między nami i powodu ogólnego niezrozumienia, bo akurat dla mnie gameplay jest absolutnie najważniejszy, po prostu bez poprawnie skonstruowanej rozgrywki nie ma w ogóle mowy o dobrej grze. Fabuła może być niesamowita i wciągać od samego początku do końca, grafika może wypalać gałki oczne, klimat zachwycać, a muzykę niech sobie nawet skomponuje Hans Zimmer. Nie ważne, produkcja i tak zostanie położona na łopaty, jeżeli to co w niej najważniejsze kuleje, gameplay ponad wszystko. To już wynika z tego czym dla danej osoby są gry wideo i dlaczego w ogóle w nie gra. Fakt, też lubię dobre story, gęsty klimacik oraz mam świadomość, że świetna oprawa a-v (zwłaszcza audio) potrafi wiele wnieść do produkcji, ale nie po to gram, żeby coś oglądać czy czegoś słuchać, tylko żeby... no właśnie, żeby GRAĆ. Sensem grania jest dla mnie wciągająca, satysfakcjonująca i (o ile to możliwe) wymagająca rozgrywka, a cała reszta to tylko dodatki. Będę chciał wchłonąć wielowątkową historię to sobie poczytam książkę albo obejrzę dobry serial, w grach mi to nie jest potrzebne i nigdy nie stanowiło dla mnie priorytetu. Nigdy się nie zgadzałem i dalej nie będę się zgadzał z jak to mówisz "koniecznymi kompromisami i uproszczeniami" jeżeli straci na tym grywalność. Naprawdę rozumiem ludzi, którzy widzą to trochę inaczej, mam nawet znajomego który jest moim przeciwieństwem - ma totalnie gdzieś gameplay, a w grach szuka przede wszystkim angażującej historii i nie przeszkadza mu nawet skrypt za skryptem, a w takiego RDR2 potrafi grać dla samych widoków. No i dobrze, co kto woli. Reasumując jeżeli Ci to przeszkadza, to niestety, ale będziesz musiał z tym żyć i dalej czytać moje posty gnojące dobre według Ciebie gry (chyba że mnie zablokujesz ) Ja nie mam na to wpływu, bo za machnięciem czarodziejskiej różdżki nie zmienię swojego nastawienia do tego w co gram.