-
Postów
4 091 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
38
Typ zawartości
Profile
Forum
Wydarzenia
Treść opublikowana przez Josh
-
Nic nie muszę ujmować czy bagatelizować. Gra ma pełno ewidentnych wad, jej główny trzon jest dziurawy jak ser szwajcarski, a grywalność znikoma i właśnie za to ją krytykuję. No chyba, że w temacie obowiązuje zakaz jakiejkolwiek negatywnej krytyki i jedyne co można tu pisać to same pozytywy? Bo póki co tak rozumiem Twoją wypowiedź. O Ciebie i o większość się tu udzielających tu nie chodzi, więc nie musisz się spinać. Nie wrzucam do tego worka każdej osoby, która pozytywnie udziela się na temat tej gry, tylko totalne klapy, które uważają DS za arcydzieło będąc przy tym ślepym na jakiekolwiek wady.
-
No niestety ten argument się mnie nie tyczy, raczej ciężko ocenić czy coś Ci się spodoba, jeżeli tego samemu nie spróbowałeś. Jeżeli pijesz do tego co napisałem o RDR2 czy Death Stranding, to kula w płot, bo grałem w obie (przy czym od RDR2 odbiłem się bardzo szybko, a DS jeszcze próbuję wymęczyć), inaczej bym o nich w ogóle nie pisał, bo niby na jakiej podstawie. I nie będę pisał dlaczego Ciebie nie kręcą speedruny, bo nie siedzę Ci w głowie i po prostu tego nie wiem, mogę co najwyżej określić dlaczego mnie to interesuje i dlaczego stawiam taką formę grania wyżej od roznoszenia śmieci po smutnych pustkowiach w DS. Z tym akurat ciężko się kłócić. W ogóle nikt nie twierdzi, że gra jest jakimś skończonym crapem i że jest totalnie nic nie warta. Braku oryginalności nie da się jej zarzucić, tak samo tego, że ma za(pipi)iście zrealizowane cut-scenki czy świetną grafikę. Na pewno to co Kojimie wyszło to nietypowa forma multiplayera - niby nie spotykasz po drodze żadnych graczy, a jednak na każdym kroku widzisz efekty ich działalności, które wpływają na twoją rozgrywkę: pobudowane mosty / schrony, rozstawione drabinki, jakieś wskazówki odnośnie lokacji czy chociażby dzielenie się itemami, to jest fajne i przy okazji bardzo dobrze przekłada się na fabułę. Tym bardziej szkoda, że te wszystkie dobrze zrealizowane elementy zostały przyćmione przez fatalny gameplay.
-
Przechodzę Residenta po 20 razy, bo za każdym kolejnym gierka daje mi multum frajdy, czego te Twoje "dwie najlepsze gry generacji" nie potrafiły zrobić nawet za pierwszym podejściem. I możesz już przestać szlochać pod nosem, bo żadnej gry Ci nie obraziłem, po prostu napisałem co mi się w nich nie podoba, od tego mamy to forum
-
Chwile mi zajęło odpisanie wszystkim (albo prawie wszystkim, tych co pominąłem przepraszam), więc lepiej doceń i przeczytaj tl;dr Chętnie będę się dalej spierał na temat poziomu tej gry, ale postaram się, żeby brzmiało to mniej hejtersko (nie ukrywam, mam z tym czasem problem). Filmik na poprzedniej stronie rzeczywiście niepotrzebny, zwłaszcza z tym co napisałem obok, ale celowane to było przede wszystkim (głównie) w fanatyków Hideo, którzy nie uznają złego słowa na temat ich ukochanej gry, tych nie trawię i mam misję od samego Papieża, żeby ich wytępić. Mam nadzieję, że mimo wszystko dalej się wszyscy lubimy
-
A kto to niby tak jasno przedstawił i omówił? Kojima i jego zaślepieni wyznawcy? Sorry, możesz sobie tu dorabiać jakąś śmieszną filozofię, ale prawda jest taka, że gra właśnie polega na tym, że poruszasz się z punkt a do punktu b i jest to SŁABE. Taki jest w tej grze gameplay, dokładnie to robisz przez 95% czasu gry (reszta to filmiki i walki z bossami). Ale może fantazjowanie, że ma to jakiś głębszy sens pozwala Ci przetrwać tę nudę, nie wnikam. Nie grałem w Mudrunnera, ale brzmi to zdecydowanie lepiej niż rozgrywka w Death Stranding. Czy tutaj gra oferuje takie wyzwania i co ważniejsze - czy motywuje do korzystania z tych wszystkich zaawasowanych mechanik? Pierdylion przedmiotów, a koniec końców i tak wszystko polega na tym, żeby wejść na motor i omijać kamienie lub po prostu przeteleportować się do celu. I tak przez kilkadziesiąt godzin "zabawy", bo w pewnym momencie kiedy masz już rozlokowane tyrolki każdy quest załatwiasz tylko w ten jeden sposób. Nie ma tu żadnego wyzwania czy konieczności kombinowania. Oceny na MC czy komentarze wielu graczy na forach zdają się mówić coś kompletnie innego, zwłaszcza jeżeli mowa o "odkupieniu". Średnia graczy dla Phantom Pain "8.2", średnia graczy dla DS "6.2". Mam świadomość, że to metakrytyk to nie jest najbardziej wiarygodne źródło informacji, a trolle czają się wszędzie, niemniej "mesjasze" i największe hity branży nigdy nie mają tak niskiej średni, więc warto wziąć pod uwagę, że chyba jednak coś tu poszło nie tak. Nie mam problemu z tym, że gra się komuś podoba i rozumiem oceny pokroju 8/10 czy nawet 9/10, ALE dziesiątki są już dla mnie na tyle skrajne, że ciężko mi je traktować poważnie, zwłaszcza w połączeniu z pisaniem o jakimś Jezusie Chrystusie gamingu. Nie przy takiej ilości wad jakie posiada ta gra. I w drugą stronę, równie chore byłoby dla mnie wystawianie grze noty 1/10 przy ilości zalet jakie ma Death Stranding. Sorry, wiem że nie powinienem, ale takie skrajności zawsze mnie denerwowały i nie potrafię z tego nie szydzić. Bez obaw, po 10 godzinach też jeszcze gra mi się w miarę podobała. Schodki zaczynają się później, bo mimo że co jakiś czas pojawiają się nowe przedmioty i drobne mechaniki, to tak naprawdę niewiele to zmienia w kontekście całego gameplay'u. Każda następna godzina to coraz większy schemat, a co za tym idzie coraz większa monotonia, a coraz bardziej wymagający teren jaki będziesz przemierzał w praktyce sprowadzi się do większej irytacji oraz znudzenia. No chyba, że kręcą się kilkunastominutowe spacery po pas w śniegu gdzie bohater porusza się jak mucha w smole, bo w górach to już sobie nie pojeździsz motorem. W skrócie: robisz to samo co wcześniej, ale wolniej i z każdą następną godziną odczuwasz coraz większe znużenie. A przynajmniej tak jest w moim przypadku, sam wkrótce zweryfikujesz. "Trolololo, piszesz bzdury i jesteś ignorantem". "Nie dojrzałeś do tej gry!" "Mamo, znowu mi giereczke w internecie obrażajo!". Dzięki za rzeczową wymianę zdań dobitnie pokazującą mi, w którym miejscu się pomyliłem i sensowne przykłady na poparcie Twojej opinii. Koledzy powyżej zdecydowanie lepiej sobie poradzili z tym zadaniem. Tylko, że problem z Death Stranding nie polega na koncepcji, bo sama zabawa z kuriera może być ciekawa. Problem tkwi w tym, że Kojima po prostu zrobił to ch*jowo, bo bieganie szybko się nudzi, a każde zadanie polega na tym samym. Za mało tu różnorodności w wykonywaniu zadań, ewidentnie ktoś poszedł w ilość (questów jest od GROMA i na co to komu?) zamiast w jakość. Sam na początku bawiłem się całkiem nieźle, przynajmniej do momentu aż nie zdałem sobie sprawy, że niemal każda misja jest taka sama, nawet te fabularne i tak już będzie do samego końca. Tak że mój problem nie ma nic wspólnego z tym, że gra jest symulatorem kuriera biegającego od a do b, tylko na tym, że mega kiepsko to rozwiązano. O tym już napisałem powyżej, a nawet na poprzedniej stronie. Nikomu nie bronię się przy tej grze dobrze bawić, sam nawet mam migawki jakiejś przyjemnością płynącej z obcowania z tym tytułem, ale wkurzają mnie przesadne skrajności. I ok, rozumiem że przez wrzucenie tego filmiku przekroczyłem pewną granicę i mogło to zostać odebrane jako hejt (nawet jeżeli to wymierzony wyłącznie w psycho-fanów Kojimy, których cholernie nie trawię), ale z tym stękaniem to nie przesadzaj. To nie jest zrzędzenie dla samego zrzędzenia, tylko zawsze staram się poprzeć swoje zdanie jakimiś argumentami (z którymi można się oczywiście zgadzać lub nie, ale na pewno nie można powiedzieć, że ich nie ma), no chyba że nie można tu absolutnie nic złego powiedzieć o Death Stranding? Szkoda, że ten perfekcjonizm przy detalach nie przekłada się na ogólny poziom rozgrywki, a nawet wręcz przeciwnie, odbywa się jej kosztem. Podobne zarzuty miałem do RDR2, gdzie developerzy władowali tyle pary szczegóły, że już chyba jej nie starczyło na naprawdę istotne elementy, przez co (zaraz będzie, że znowu hejtuję) - gra była niesamowicie toporna i - przynajmniej dla mnie - przez wiele celowych lub mniej celowych zaniedbań, niegrywalna. Szczerze? Wolę, żeby zamiast tych wszystkich pięknych i niesamowitych detali typu kurczące się końskie jaja czy rozwijająca się grzybica na nogach Sama Bridgesa bardziej skupiono się na tym co ma ZNACZENIE - na gameplayu i grywalności. O tym Ci wszyscy wielcy developerzy którzy tak strasznie dążą do ślicznych widoków, szczegółów i coraz większego realizmu zdają się zapominać. Od Ciebie też? No to mnie zabolało
-
Nie napisałem, że przez pół mapy, ale nawet odcinek tysiąca km to w tej grze sporo, zwłaszcza po takim terenie. Przykład: misja fabularna dotycząca przyłączenia alpinisty, to nie jest żaden quest, a jako że kolo nie zgadza się, żeby od razu dołączyć do Bridges to nie ma możliwości ustawienia skrótu (ani schronu z którego można się przeteleportować, ani nawet tyrolki). Dopiero po wykonaniu dla niego zadania (dokładnie takiego jakie opisałem powyżej) pojawia się możliwość zbudowania czegokolwiek na jego terenie. Żadne kłamstwo, nic nie zmyślone, tak samo było wcześniej ze Śmieciarzem i paroma innymi NPCami. Jak dla mnie questy to powinny być questy, a misje fabularne powinny oferować trochę więcej atrakcji. Niestety, pomijając dosłownie kilka ciekawszych wydarzeń (czyli głównie boss fighty) story każe ci robić dosłownie to samo co zadania poboczne. To tak jakbyś grał w japońskiego erpega i 95% gry polegało na bieganiu od wioski do wioski, żeby dostarczyć ludziom jakieś śmieci, po drodze coś tam byś powalczył z żelkami, a jakieś grubsze akcje miałyby miejsce co 15 godzin gry i trwały zaledwie moment. Taki tytuł z miejsca wylądowałby w śmietniku ze średnią 20% na Metacritic. Ale nie Death Stranding, bo przecież to jest gra Kojimy.
-
- Pokaż poprzednie komentarze 2 więcej
-
Idz znajdz kawalek medalionu, idz na drugi koniec mapki znajdz drugi kawalek wroc sie spowrotem gdzie znalazles pierwszy kawalek. Rozwiaz zagadke. Idz spowrotem gdzie znalazles drugi kawalek. Otworz drzwi zeby znalesc kluczyk ktorymi otworzysz drzwi gdzie znalazles pierwszy kawalek medalionu. Tak sie robi dobre gry a nie jakies noszenie pitcy
-
Yup. A po drodze kilka fajnych cut-scenek, trochę stworków do rozstrzelania, ucieczka przed dryblasem, boss fight i jakaś łamigłóweczka do rozwiązania. Niby nic, a jednak.
-
Żeby nie być gołosłownym pisząc o gameplay'u zrobionym na odp*erdol i w miarę naświetlić sytuację osobom, które jeszcze zastanawiają się nad zakupem tego tytułu. Teraz jestem w zaśnieżonych górach (jakieś 2/3 przygody za mną) i o ile wcześniej gra była denerwująca w backtrackingu, tak teraz jest w tym zwyczajnie bezczelna i nie boję się tego powiedzieć - robi z gracza idiotę, bardzo sztucznie wydłużając czas rozgrywki. Zadanie fabularne (żaden quest!): dostań się na szczyt góry i pogadaj z jakimś typkiem, dobre 15-20 min zasuwania niemalże w pionie, bez możliwości dostania się tam pojazdem, a jak spadniesz (o co wcale nietrudno)... wszystko od początku. Najbardziej odpychająca gameplay'owo rzecz z jaką się zetknąłem od dawna. I teraz najlepsze - jak już się tam dostaniesz, to zaraz kolo każe ci schodzić znowu na sam dół żeby dostać się do punktu oddalonego o tysiąc kilometrów, z którego niedawno przyszedłeś żeby odebrać jakiś item i... wrócić do niego ponownie W ciągu godziny co namniej TRZY RAZY robisz tę samą rzecz, pokonujesz dokładnie ten sam odcinek, a gra nawet nie daje Ci możliwości ustawienia skrótu, żeby choć trochę zminimalizować czas potrzebny na pokonanie tego gównianego odcinka. I mniej więcej tak wygląda cała zabawa w Death Stranding. Absolutne. Gameplay'owe. DNO. Jedyne co mnie tu jeszcze trzyma to chęć poznania fabuły oraz fakt, że zainwestowałem w to już tyle godzin, że głupio byłoby teraz odpuścić.
-
A czy ktoś Wam zakazuje się dobrze przy tym bawić? W żadnym wypadku. Ja tylko cisnę bekę z ludzi, którzy uważają tę grę za jakieś wybitne dzieło, wystawiają ocenę 10/10 i bronią jej jakby od tego zależało ich życie. Przy tak monotonnym i schematycznym gameplayu (95% zawartości Death Stranding), który - nie czarujmy się - został zrobiony totalnie na odp*erdol, jest to co najmniej śmieszne. Każda inna gra zostałaby zniszczona przez falę krytyki, gdyby oferowała wyłącznie powtarzalne questy na zasadzie "przynieś, podaj, pozamiataj", a tutaj Kojimie się upiekło, bo... no własnie, bo to Kojima i chyba wystarczy.
-
Gość pięknie wyjaśnia gierkę i ustawia w szeregu fanatyków Kojimy uważających Death Stranding za mesjasza. Sam jestem gdzieś na 2/3 gry i uważam ten tytuł za gameplay'owego potworka. Piękna grafika, świetny klimat, ciekawa fabuła, ale to co najważniejsze zawodzi na całej linii
-
Powinni też zgarnąć nagrodę za najlepszego developera, bo niby jakie inne studio wypuściło w ciągu jednego roku tyle dobrego softu takiego kalibru (RE2, DMCV i potężne rozszerzenie do Monster Hunter World)? Wyróżnienie dla Epic w tej kategorii to jakiś mało zabawny żart.
-
https://www.ppe.pl/news/139429/golden-joystick-awards-2019-lista-zwyciezcow-cd-projekt-red-doceniony.html W pełni zasłużone, w tym roku nie było dla tej gry żadnej konkurencji
-
Szybki review aktualnych animków: 7 Deadly Sins s.3 - pierwszy sezon nie był żadną rewelacją, ale dało się to fajnie pooglądać. Drugi niestety potężnie opuścił loty serwując fabularną papkę, jakieś randomowe starcia z randomowymi przeciwnikami i tak manipulując power levelem bohaterów i antagonistów, że szybko zrobiło się to śmieszne i żałosne. Trzeci sezon jest pod tym względem jeszcze gorszy. W zasadzie nie wiem już co tu się wyprawia, wszystko jest strasznie losowe, bez ładu i składu: jakieś podróże w czasie, zamiany ciał, przedstawianie nowych hiper-ultra-duper-mega wrogów, którzy za 2 odcinki okazują się zwykłymi pierdołami, bo pojawia się coś jeszcze silniejszego, no k****rwa jedyne co jest tu dobre to muzyka Sawano. Assassin's Pride - badziewie dla nastolatek, które mają kisiel w gaciach, kiedy przystojny bohater ratuje młodocianą damę w opałach. Do pieca. Sword Art Online: Alicization - patrz wyżej. Vinland Saga - to jest akurat dobre, chociaż tempo ma zbliżone do Dominiki Gwit wspinającej się po schodach na czwarte piętro. Bardzo wolno się rozkręca, są odcinki gdzie totalnie nic się nie dzieje, ale jak już czymś dowalą to nie ma zmiłuj. Trochę niezłych walk (nikt na szczęście nie strzela ognistymi kulami z dupy), sporo knowań i spisków, ciut historii, MASA latających w powietrzu kończyn. Strasznie brutalne, efektowne i całkiem dorosłe widowisko, jedna z lepszych serii ostatnimi czasy. Fire Force, Black Clover, One Piece - typowe shouneny pozbawione choćby krzty oryginalności, ale takie w sam raz do obejrzenia podczas obiadu. One Piece powinno się skończyć jakieś 500 odcinków temu, widać że autor po Marineford Arc nie ma zielonego pojęcia jak to dalej pociągnąć i po prostu utrzymuje trupa przy życiu. Money, money, money... Boruto - Nie jestem aż tak chory psychicznie, żeby to oglądać na bieżąco, powiedzmy że sprawdzę 2 odcinki w ciągu roku, żeby się upewnić czy to dalej takie odchody jak na początku i póki co poziom się utrzymuje. Pierwszą serię Naruto oraz Shippuudena uwielbiałem i miałem świadomość, że kiedy tylko skończy się materiał mangowy zacznie się dojenie martwej krowy, ale liczyłem na to, że twórcy kontynuacji chociaż trochę się postarają. Myliłem się. Z napakowanego akcją shounena z charyzmatycznymi bohaterami i kozackimi antagonistami zrobili jakieś żenujące school-life, w zasadzie każdy ep jaki widziałem to poziom najgorszych fillerów z Naruto, a sam Boruto to przyjeb jakich mało. Brawo, nie mam pojęcia jakim cudem to jeszcze nie zniknęło z anteny, moc fanbojów musi być przepotężna. Psycho-Pass s.3 - na to czekałem Wprawdzie do pierwszej serii sporo brakuje, ale i tak dobrze się ogląda. Cały czas gęsty klimacik, kilku ciekawych nowych bohaterów, epizody po 40 min, no i twist pod koniec drugiego odcinka (mniej zaskakujący dla osób, które obejrzały kinówki). Liczę, że będzie jeszcze lepiej.
-
#63 Code Vein Poziom trudności platyny: 3/10, czas potrzebny do wbicia wszystkich trofików: około 60 godzin. Generalnie gra jak najbardziej spoko, ale ze względu na sporą ilość grindu przy jednym trofeum nie będę nikogo zachęcał do platynowania. No chyba, że kręci Cię wizja siedzenia 12 godzin w jednej lokacji, mozolnego wyszukiwania randomów przez sieć (trzeba to zrobić w multiplayerze) i tłuczeniu w kółko tych samych potworków, to śmiało. No i grę trzeba ukończyć minimum 3 razy, żeby obejrzeć wszystkie zakończenia, przy czym kolejne 2 podejście to w zasadzie speedrun. Reszta dzbanów to same śmieci: zdobądź wszystkie znajdźki, wbij max lv. oręża, wymasteruj skille, pozmywaj, pozamiataj, poodkurzaj. Platka jak najbardziej do zrobienia, tylko trzeba mieć ciut cierpliwości.
-
Wczoraj skończyłem. Fajna gierka, a jak ktoś lubi anime to nawet fajniejsza, bo CV jest przesiąknięte tymi klimatami, przy czym na pewno nie jest to poziom gier From Software - słabszy design, znacznie prostsza walka, technicznie też bez rewelacji (przy grubszych akcjach fpsy pięknie lecą na pysk). 7/10 mogę dać. Szukam jakiegoś z(pipi) masochisty do splatynowania gierki, konkretnie chodzi mi o ten trofik za masterowanie multi. Chce się ktoś pobawić?
-
Doom: Anihilacja Już sądziłem, że większego szamba niż filmowe Residenty nie da się zrobić, ale zostałem pięknie wyprowadzony z błędu Przede wszystkim żaden z tego horror. Nie jest nawet trochę strasznie, ba! film nie posiada absolutnie żadnego klimatu (oglądałem sam, w nocy, z dobrze podkręconym dźwiękiem), przeciwnie - jest całkiem grzecznie i powiedziałbym nawet, że bardzo "czysto", sceneria wyczyszczona na glanc, krwi i flaków tyle tutaj co kot napłakał, natomiast jak już szykuje się jakaś mocniejsza akcja to kamera elegancko robi taki unik, że g*wno widać (za przykład podam scenę z piłą mechaniczną i żałosne dekapitacje). Na pewno budowaniu grozy nie pomaga też fakt, że bohaterzy to banda idiotów, którzy często sobie śmieszkują, a sceny starć z demonami przypominają akrobacje cyrkowe (Alice z Residenta autentycznie wymięka). Co tam jeszcze z minusów? Dialogi czerstwe jak moje niedojedzone bułki z poniedziałku, plejada aktorów tak poprawna politycznie, że bardziej się nie da (przewija się każdy kolor skóry + 1 lesbijka w krótkich włosach, no i sama protagonistka to wypisz-wymaluj silna, twarda, niezależna i wyzwolona kobieta, przy której wszyscy filmowi faceci to banda mazgajów ). Aktorstwo na poziomie deski klozetowej i taka sama fabuła. Bronie wyglądają jak plastikowe zabawki i tak samo się zachowują (BFG powoduje mniejsze obrażenia niż pistolet na wodę). Jedyne co się tu może podobać to smaczki z gier, szkoda tylko że podane w tak bezpośredni sposób, że samemu nie ma nic do odkrycia. Generalnie przed seansem radzę wyłączyć mózg, tylko wtedy jest szansa, że ten film może się spodobać. A jeżeli to nie poskutkuje to polecam też wyłączyć telewizor. 2/10
-
Ja tylko przedstawiam swoje zdanie i uczulam, że można się nieźle naciąć. Natomiast wiadomo, lepiej żeby każdy sobie sam wyrobił opinię.
-
Co najmniej 5 razy prosiłem kolegę, żeby olać to w cholerę, ale gość się uwziął i pocieszał mnie przy każdym kolejnym chapterze, że zaraz będzie koniec gry to + spore ilości alko + wspólne brechtanie na każdym kroku z tego crapa i jakoś się przemęczyłem, ale gdybym grał sam to możesz być pewny, że po godzinie max gierka by poleciała z dysku. Wiesz jaka jest decydująca różnica między UD i AWO? Taka, że AWO nie robi NIC dobrze, a Until Dawn przynajmniej potrafi utrzymać w napięciu do samego końca przygody, bo wiesz że wybory w tej grze mają znaczenie i jak coś s(pipi) to możesz stracić wszystkich bohaterów. Ta gra angażuje, każe ci sie skupić i mimo kiepskiego gameplay'u nie nudzi. Podobnie jest w Detroit, dlatego te dwie gry uznaję za chlubne wyjątki od tego całego samograjowego szamba. Tekst o "exie" trochę z dupy biorąc pod uwagę, że Detroit ma też wyjść na PC. Odpowiadając tym samym na Twoją zaczepkę = nie, nie jestem fanbojem Sony (bo chyba to zdajesz się sugerować). Co do reszty to cięzko mi się odnieść, ale mam wrażenie, że gdybym grał z kimś kto nie ogarnia pada, to wk*rwiałbym się jeszcze bardziej przy tej grze. A tak, to mimo że czerpałem z grania w zasadzie 0 funu, to przynajmniej męczyłem się krótko. Natomiast jeżeli chodzi o target to jestem zdecydowanie targetem dla dobrych gier kooperacyjnych. A Way Out dobrą grą w coopie nie jest.
-
Dobrze zgadujesz, na ogół gardzę samograjami (oczywiście są małe wyjątki jak Until Dawn czy Detroit). I fakt, ja się nastawiłem na czysty gameplay, z kolei kolega grający obok nastawił się wyłącznie na dobrą fabułę i "emołszyns". Obaj zawiedliśmy się na całej linii. Jak już napisałem wcześniej, gra jest beznadziejna pod każdym względem.
-
Masochista z Ciebie. Aż tak lubisz czuć ból psychiczny?
-
A Way Out - matko boska, jakie krapiszcze pyknęliśmy z kumplem gierkę na raz i muszę przyznać, że już dawno tak się nie modliłem, żeby przygoda dobiegła końca. Absolutnie nic nie jest w tej grze dobrze zrobione. Gameplay niczym z najgorszych oskryptowanych samograjów: mix chodzenia po małych, nudnych i brzydkich lokacjach z quick time eventsami i żałosnym skradaniem, dopiero pod sam koniec jest trochę swobody i można faktycznie coś pograć (gdzie pod sam koniec mam na myśli 3-4 lokacje na krzyż przed ostatnim bossem). Fabuła wlecze się niczym ślimak i stanowi mix najbardziej oklepanych filmowych motywów. Widać, że twórcy za wszelką cenę starali się tak ją zmontować, aby gracz zżył się ze sterowanymi bohaterami (np. przedstawiając ich problemy rodzinne), ale niestety 5 godzin gry to za mało, żeby zdążyć ich polubić, dlatego ja miałem na nich totalnie wy(pipi)ane i kompletnie nie ruszyło mnie to co się wydarzyło na końcu (jedyne co poczułem to ulgę, że nie muszę więcej oglądać ich pysków rodem z ps2). W ogóle cała grafika to śmiech na sali, zaczynając od marnej jakości tekstur przez fatalne animacje po żenujące efekty. To już nawet The Quiet Man wizualnie zjada AWO na śniadanie. Zresztą co ja będę się produkował, ta gra to jest poziom The Quiet Man, tylko dobrze udało jej się namieszać w głowie co poniektórym tym całym rozdmuchanym "co-opem" (który wcale nie jest dobrze zrobiony, przez całą przygodę są najwyżej ze 3-4 ciekawie wykonane momenty, które faktycznie wymagają synchronizacji między graczami). Jakim cudem to ch*jstwo ma 78% na metacritic do końca życia pozostanie dla mnie zagadką. Trzymać się z dala 3/10
-
Pamiętam jak w to grałem za gnoja i wydawało mi się wtedy strasznie trudne, zwłaszcza ostatni boss, ten szatan co miał chyba z 10 pasków życia. Za nic nie potrafiłem tego przejść
-
Bo ja wiem czy te przecieki są nic nie warte, niekiedy zgadzają się z porażającą dokładnością (że przypomnę tylko ploty odnośnie DMC5 na długo przed premierą). W Revelations 3 lub inne spinoffy nie wierzę, Capcom raczej będzie kuć żelazo póki gorące, czyli inwestować w rimejki oraz pełnoprawne odsłony serii. Od premiery RE7 minęło trochę czasu, więc na bank wkrótce pojawi się zapowiedź ósemki, RE3 remake to też w zasadzie sprawa przesądzona (dziwne by było, gdyby po sukcesie RE2 odpuścili temat). Jakoś nie widzę tu miejsca na popierdółki.
-
Pierwszy Matrix to dla mnie najlepszy film EVER i niedościgniony wzór kina akcji, do którego nawet dzisiaj nic się nie zbliżyło. Pozostałe dwie części choć gorsze też bardzo lubię (Reaktywacja miała za(pipi)iste walki, a Rewolucje legendarną scenę batalii w Syjonie), naprawdę bym się nie obraził gdyby kolejna odsłona była chociaż na poziomie tych dwóch.